Nagła zmiana retoryki Kremla. To oznacza tylko jedno
- Propozycje Kremla to propagandowy bełkot, który nic nie wnosi, ale ma być taktyką siania dezinformacji - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską, ekspert ds. bezpieczeństwa, prof. Daniel Boćkowski. W niedzielę zarówno minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, jak i rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, niespodziewanie oświadczyli, że Rosja jest gotowa rozmawiać o "zmniejszeniu napięcia" w Ukrainie i ewentualnych negocjacjach.
Słowa Ławrowa przekazała agencja RIA Novosti. - Jesteśmy gotowi wysłuchać naszych zachodnich kolegów, jeśli zgłoszą kolejną prośbę o zorganizowanie rozmowy. Mam nadzieję, że oprócz powielania kanałami dyplomatycznymi i innymi... tego, co mówią publicznie w propagandowym ferworze, będą mogli nam zaproponować jakieś poważne podejście, które przyczyni się do rozładowania napięć i w pełni uwzględni interesy Federacji Rosyjskiej i jej bezpieczeństwo - stwierdził Ławrow.
Jeden warunek Rosji?
Jego słowa doprecyzował rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow. W rządowej telewizji Rossija 1 powiedział, że Putin i Biden mogą "omówić gwarancje bezpieczeństwa Rosji", ale takie rozmowy wymagają gotowości USA do powrotu do stanu "z grudnia-stycznia 2021 roku".
- To jest właściwie chęć USA do postawienia pytania: to, co proponują Rosjanie, może nam wszystkim nie odpowiadać, ale może jednak powinniśmy usiąść z nimi do stołu negocjacyjnego - oświadczył nagle Pieskow.
- Decydujący głos w rozwiązaniu sytuacji w Ukrainie należy do Waszyngtonu, a nie do Kijowa, z którym nie można o niczym rozmawiać - stwierdził następnie Pieskow. Dodał, że "możliwe jest osiągnięcie porozumienia" z Zełenskim, ale wszystkie ustalenia są nic niewarte "ponieważ mogą być natychmiast odwołane na rozkaz z zewnątrz".
Rosja stawia warunki nie do przyjęcia
Rozmowy o możliwych negocjacjach wskazują, że Rosja próbuje grać warunkami, które postawiła przed wybuchem wojny w Ukrainie. 17 grudnia 2021 roku strona rosyjska zażądała od USA i NATO wykluczenia przystąpienia kolejnych państw do Sojuszu, nierozmieszczania dodatkowego wojska i broni poza krajami, w których znajdowały się w maju 1997 r. Chcieli także porzucenia wszelkiej działalności wojskowej NATO w Ukrainie, Europie Wschodniej, na Zakaukaziu oraz w Azji Środkowej.
- Propozycje, które się pojawiły, to nie jest rozmowa o negocjacjach. To jest propaganda mająca pokazać, że Rosja chce negocjować - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Boćkowski. - Ponieważ nikt nie chce negocjować, zamykają korytarz zbożowy. Ponieważ nikt nie chce negocjować, to "biedna Rosja" musi dalej walczyć. Rosja chce negocjować, ale Zachód jest zły, bo nie chce rozmawiać. To jest właśnie taktyka dezinformacji Putina - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jego zdaniem prawdziwe negocjacje będą możliwe, jeżeli wojska Putina wycofają się z Ukrainy i przywrócony zostanie status nienaruszalności granic. - Dopiero wtedy można rozmawiać, jak wyglądała będzie realizacja nowego układu sił - twierdzi nasz rozmówca.
- Nie może być tak, że Rosja napada każdego, a kiedy już coś zabierze, przystępuje do negocjacji na zasadzie: o tym, co zabrałem już nie negocjujemy, a rozmawiamy o tym czego nie mam, a chciałbym mieć - dodaje prof. Boćkowski.
Seria upokorzeń Rosji przez Ukrainę
Ostatnie wydarzenia na Krymie pokazały po raz kolejny, że Rosja jest kolosem na drewnianych nogach. - Uderzenie w Sewastopol jest symbolicznym upokorzeniem. Pokazuje, że można wpłynąć do portu kontrolowanego przez Rosjan i zaatakować. Tutaj nie chodziło o to, żeby zniszczyć flotę, ale o sam fakt, że Ukraina jest w stanie zrealizować spektakularne akcje. Żeby nie było wstydu, Putin oskarża o to Wielką Brytanię - zauważa profesor.
- Rosja prowadzi strategię dezinformacji. Wojna jest winą Zachodu, a dogadanie się jest możliwe, ale to Zachód nie chce. To jest robienie wody z mózgu tym, którzy mniej orientują się w tym, o co toczy się gra w Europie. Rosja próbuje pokazać się jako ofiara Zachodu, a nie agresor, który naruszył wszystkie traktaty i złamał prawo międzynarodowe - podkreśla nasz rozmówca.
Prof. Boćkowski przypomina, że Rosjanie coraz więcej wiedzą o tym, co naprawdę dzieje się na froncie. - Te informacje wypływają chociażby przez telegram, który chcieli zablokować. To właśnie tam pokazywane są absurdy, z którymi boryka się armia. Mówienie o negocjacjach ma odwrócić uwagę i pokazać, że to Putin "chce" pokoju. A ten rosyjski pokój już jest nam znany: przyznajcie to, co zagarnęliśmy i dajcie nam wszystko to, czego chcemy - podsumowuje.
Warto przypomnieć, że oświadczenia rosyjskich urzędników poprzedzają szczyt G20, czyli największych gospodarek świata. Udział w nim mają wziąć zarówno prezydent USA Joe Biden... jak i Putin.
Porażki na froncie
Na propozycje dot. negocjacji zareagował m.in. Dmytro Kułeba, czyli szef ukraińskiej dyplomacji. "Schemat zachowania Rosjan jest bardzo przewidywalny: jeśli wieczorem popełnią przestępstwo, spodziewaj się, że rano zaproponują 'rozmowy'. Wczoraj narazili miliony ludzi na głód, dziś imitują gotowość do negocjacji. Nikt nie powinien dać się im zwieść" - napisał.
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, Rosja nie radzi sobie na froncie, dlatego próbuje szantażować zachód wycofaniem się z tzw. "umowy zbożowej". Zdaniem rozmówców Wirtualnej Polski, to również zemsta za sobotnie ataki na Sewastopol, jak i kolejna próba oskarżenia Zachodu o zaostrzenie konfliktu.
- Wszystkie pokojowe zapowiedzi Putina okazują się po prostu blagą, łgarstwem. W rzeczywistości Rosjanie szykują się do zaostrzenia konfliktu i "uduszenia" Ukrainy. Będą niszczyć infrastrukturę i utrudniać współpracę gospodarczą. Doszli do wniosku, że nie wygrają tej wojny na polu walki - mówił Wirtualnej Polsce były dyplomata Jerzy Marek Nowakowski.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski