Nadchodzi lustracja po nowemu
Z budynku Sądu Lustracyjnego zniknęły już tabliczki. Oczyszczeniem Andrzeja Krawczyka z zarzutu współpracy ze służbami PRL skończyła się 472, ostatnia przed tym sądem rozprawa. Na mocy nowej ustawy lustracyjnej Sąd Lustracyjny ulega likwidacji. Sprawy lustracyjne przejmie od czwartku 20 sądów okręgowych.
14.03.2007 | aktual.: 14.03.2007 16:01
Od 18 lat sprawa lustracji jest obecna w polskim życiu publicznym. Ustawa lustracyjna z 1997 r. objęła 27 tys. osób pełniących funkcje publiczne. Nowa ustawa dotyczy kilkuset tys. osób., w tym m.in. nielustrowanych wcześniej naukowców, dziennikarzy, samorządowców, szefów spółek, dyrektorów szkół.
Czy i jak lustrować?
Postulaty sprawdzania, która z osób publicznych była agentem UB i SB wysuwały od przełomu 1989 r. różne, głównie prawicowe partie i środowiska. Za rządów premiera Jana Olszewskiego, 28 maja 1992 r. Sejm zobowiązał MSW uchwałą do ujawnienia, kto z parlamentarzystów i wysokich urzędników współpracował z UB i SB.
4 czerwca 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz przesłał m.in. Konwentowi Seniorów wykaz nazwisk 64 osób, które figurowały w archiwach Urzędu Ochrony Państwa (byli na nim m.in. prezydent Lech Wałęsa i marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski). Przyczyniło się to do zaostrzenia kryzysu politycznego; jeszcze tego samego dnia Sejm odwołał rząd Olszewskiego.
Wkrótce potem Trybunał Konstytucyjny uznał uchwałę lustracyjną za niezgodną z prawem, gdyż - jak stwierdził - nakładała ona na ministra w drodze pozaustawowej obowiązek wkroczenia w sferę praw obywateli. Trybunał zawiesił wykonanie uchwały. Specjalna komisja sejmowa uznała, że Macierewicz zrealizował uchwałę nieprawidłowo. Został on też oskarżony przez prokuraturę o naruszenie przepisów o tajemnicy państwowej. Sąd umorzył jednak ten proces, uznając że były minister może odpowiadać jedynie przed Trybunałem Stanu.
Jesienią 1992 r. Sejm przesłał do swych komisji 6 projektów ustawy lustracyjnej. Do przygotowania jednolitego projektu powołano specjalną podkomisję. Po kilkumiesięcznej działalności nie zdążyła ona jednak opracować końcowego projektu przed rozwiązaniem Sejmu w maju 1993 r.
W wyborach parlamentarnych w 1993 r. wprowadzono jednak elementy lustracji; kandydaci mieli składać komisjom wyborczym oświadczenia o ewentualnej współpracy ze służbami specjalnymi, nie było jednak przewidzianych żadnych konsekwencji za kłamstwo.
Temat lustracji wrócił do Sejmu w roku następnym; własne projekty ustaw zgłosiły UW i KPN. SLD i UP zaproponowały zaś ustawy o "prześwietlaniu" kandydatów do urzędów publicznych. Do komisji skierowano jedynie projekt SLD.
Po raz kolejny sprawa wróciła pod koniec 1995 r., gdy ówczesnemu premierowi Józefowi Oleksemu zarzucono kontakty z oficerem wywiadu b. ZSRR i Rosji Władimirem Ałganowem. Do Sejmu wpłynęło kilka projektów ustaw lustracyjnych. Powołana w sierpniu 1996 r. komisja nadzwyczajna przyjęła jednolity projekt w styczniu 1997 r. Uwzględniał on propozycje ustaw zgłoszonych wspólnie przez PSL, UW i UP; KPN; PSL, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz SLD.
Pierwsza ustawa
Sejm przyjął ustawę lustracyjną 11 kwietnia 1997 r. Ustawa ta zobowiązywała kandydatów do ważnych urzędów w państwie lub osoby urzędy te sprawujące do składania oświadczeń, czy byli funkcjonariuszami bądź tajnymi i świadomymi współpracownikami służb specjalnych PRL. Ich prawdziwość miał badać specjalny prokurator - Rzecznik Interesu Publicznego. Został nim Bogusław Nizieński. Podejrzewając, że ktoś zataił swe związki ze służbami PRL, kierował sprawę do Sądu Lustracyjnego.
"Karą" za stwierdzony przez sąd fałsz oświadczenia był 10-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Ustawa nie zakazywała pełnienia stanowisk tym, którzy sami się przyznają do związków ze specsłużbami PRL - decyzja należała do tego, kto powołuje na dany urząd lub do wyborców. Obowiązek lustracji objął: prezydenta, parlamentarzystów, osoby pełniące kierownicze stanowiska państwowe, sędziów, prokuratorów i adwokatów, a także szefów mediów publicznych: TVP, Polskiego Radia, PAP i PAI - łącznie ok. 27 tys. osób.
Trybunał Konstytucyjny w listopadzie 1998 r. przesądził o legalności lustracji - którą zaskarżył Aleksander Kwaśniewski. TK zaznaczył, że aby sąd mógł uznać kogoś za tajnego współpracownika musi zaistnieć łącznie 5 przesłanek: współpraca musiała mieć charakter świadomy i tajny; nie mogła ograniczać się do deklaracji woli, lecz miały się na nią składać konkretne działania, współpracownik musiał utrzymywać stałe kontakty ze służbami, które odbywały się w ramach operacyjnego zdobywania informacji i podejmować konkretne działania w tym kierunku. Nie jest jasne, czy te przesłanki - które zawsze brał pod uwagę Sąd Lustracyjny - przestają obowiązywać z wejściem w życie nowej ustawy.
Kto kłamcą, kto oczyszczony?
Najgłośniejsze sprawy lustracyjne to proces Józefa Oleksego (uznanego w I i II instancji za kłamcę lustracyjnego, którego sprawę umorzył w końcu Sąd Najwyższy, uznając, że działał on w wyniku błędu), byłego marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego (oczyszczonego w autolustracji), byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego (proces umorzono), szefa Państwowej Komisji Wyborczej Ferdynanda Rymarza (oczyszczonego w autolustracji).
Sąd Lustracyjny w 2000 r. badając przeszłość kandydatów na prezydenta orzekł, że Lech Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako agenta "Bolek". Wyrok o prawdziwości oświadczenia zapadł też wobec kandydującego ponownie Aleksandra Kwaśniewskiego.
Sąd Lustracyjny oczyścił z zarzutu współpracy m.in. polityka SLD Włodzimierza Cimoszewicza, b. posła SLD Marka Wagnera, b. posła PSL Aleksandra Bentkowskiego, współtwórcę reformy administracyjnej kraju Michała Kuleszę, znanego dziennikarza Macieja Łętowskiego, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika i byłą rzecznik rządu Tadeusza Mazowieckiego Małgorzatę Niezabitowską (oboje poddali się autolustracji). Wiele komentarzy wywołało oczyszczenie przez Sąd Najwyższy przywódcę "Solidarności" na Pomorzu Mariana Jurczyka - uznanego za kłamcę przez Sąd Lustracyjny.
Za agentów sąd uznał m.in. b. posła SLD Włodzimierza Konarskiego, b. wiceministra transportu Krzysztofa Luksa (UW), b. likwidatora PZPR i b. członka zarządu spółki wydającej "Gazetę Polską" mec. Jacka Hofmana, b. szefa kancelarii prezydenta Wałęsy Tomasza Kwiatkowskiego, b. posła AWS Wiesława Kiełbowicza, b. posła Ruchu Katolicko-Narodowego Roberta Luśnię, b. posła SLD Tadeusza Matyjka, b. posła PSL Ryszarda Smolarka, b. senatorów Jerzego Mokrzyckiego (SLD) i Zbigniewa Ropelewskiego (AWS) oraz eurodeputowanego wybranego z listy PO Stanisława Jałowieckiego (nie stracił on mandatu europosła).
Do Sądu Najwyższego mogą się jeszcze odwołać uznani przez Sąd Lustracyjny za kłamców b. Naczelny Prokurator Wojskowy gen. Janusz Palus i b. lider KPN Leszek Moczulski (autolustracja). Do warszawskiego sądu apelacyjnego trafi zaś niezakończona od 1999 r. sprawa podejrzanego o "kłamstwo lustracyjne" Jerzego Jaskierni, b. posła SLD i b. ministra sprawiedliwości.
W 2005 r. kolejny Rzecznik Włodzimierz Olszewski zdecydował, że nie wystąpi do sądu o lustrację premiera Marka Belki. W ujawnionej mediom przez IPN teczce Belki nie ma raportów, które by sam on pisał dla wywiadu PRL w latach 80. Jest zaś instrukcja wyjazdowa oraz 5 raportów oficera wywiadu z rozmów z nim w USA z lat 1984- 1985, pełnych narzekań na niechęć Belki do współpracy.
Osoby, które nie pełniły funkcji publicznych w rozumieniu ustawy bądź na nie nie kandydowały, nie miały możliwości oczyszczenia się z zarzutu agenturalności. Z tego powodu Sąd Lustracyjny odmówił autolustracji m.in. niedoszłego ambasadora w USA Henryka Szlajfera, b. ambasadora w Chile Daniela Passenta i podziemnego wydawcy z PRL Henryka Karkoszy. Autorzy ponad 200 oświadczeń przyznali się do różnego rodzaju związków ze służbami PRL. Byli to m.in.: lider PO Andrzej Olechowski, szef Izby Wojskowej SN gen. Janusz Godyń, b. poseł SLD Jerzy Szteliga, b. wiceminister gospodarki Janusz Kaczurba, b. urzędnicy Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego: Marek Dukaczewski i Andrzej Majkowski, b. główny negocjator Polski z UE Jan Truszczyński, b. wiceszef MSZ Andrzej Byrt, b. minister w kancelarii premiera za rządów SLD Sławomir Cytrycki, b. pełnomocnik rządu SLD ds. informacji europejskiej Sławomir Wiatr.
Nie wiadomo, ile osób od 1997 r. powstrzymało się od działalności publicznej, nie chcąc składać oświadczeń lustracyjnych.
W 2006 r. wiele zamieszania na scenie politycznej wywołała sprawa oskarżenia przez Rzecznika wicepremier i minister finansów Zyty Gilowskiej. W następstwie tego w czerwcu Gilowska została odwołana z rządu, ale Sąd Lustracyjny uznał, że nie była ona tajnym i świadomym współpracownikiem SB. Po tym wyroku we wrześniu Gilowska wróciła do rządu.
IPN też lustrował
Nowy wymiar lustracji nadało powołanie, ustawą z 1998 r. Instytutu Pamięci Narodowej - instytucji, która m.in. gromadzi i udostępnia dokumenty organów bezpieczeństwa PRL. Do 2005 r. dostęp do teczek wiązał się z nadaniem przez IPN statusu pokrzywdzonego (była nim osoba, o której organy PRL "zbierały informacje na podstawie celowo gromadzonych danych, w tym w sposób tajny", a nie była agentem). W 2005 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że dostęp do akt IPN wytworzonych na swój temat powinni mieć wszyscy; w tym także oficerowie i agenci.
Do roku 2005 IPN odmówił statusu pokrzywdzonego 13 tys. osób (powodem 12 tys. odmów było niezachowanie się materiałów służb PRL na temat danej osoby; 7 tys. osób otrzymało ten status. W listopadzie 2005 r. status pokrzywdzonego otrzymał Wałęsa.
Wśród osób, którym odmówiono statusu pokrzywdzonego, a Sąd Lustracyjny je oczyścił, byli m.in. Niezabitowska, Gilowska oraz dziennikarz Karol Małcużyński.
W 2001 r. dawni opozycjoniści na podstawie akt z IPN ustalili, że działacz opozycji z lat 70., dziennikarz "Gazety Wyborczej" Lesław Maleszka, był agentem SB. Pisał raporty m.in. nt. pobitego na śmierć z inicjatywy SB krakowskiego opozycjonisty Stanisława Pyjasa.
Dyskusja na temat lustracji rozgorzała na nowo, gdy w styczniu 2005 r. do internetu trafił IPN-owski spis katalogowy 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i agentów oraz osób wytypowanych przez nią do współpracy. Potocznie nazwano go "listą Wildsteina". Sam Bronisław Wildstein (ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej"; potem prezes TVP) przyznawał, że udostępnił ją dziennikarzom, ale zaprzeczał, by umieścił ją w internecie.
Po upublicznieniu "listy Wildsteina" IPN uruchomił tzw. szybką ścieżkę dla tych osób, które znalazły się na tej liście. Do Instytutu wpłynęły setki wniosków od osób, które chciały dowiedzieć, czy to oni są na liście.
Kontrola Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, podjęta w związku z wyciekiem stwierdziła uchybienia i uznała, że dane osobowe w IPN są źle zabezpieczone (dostęp miały osoby nieuprawnione, które mogły nie tylko kopiować katalogi, ale nawet je zmieniać). Prokuratura umorzyła śledztwo, nie odnajdując winnego wycieku.
Lustracja w Kościele
Mimo, iż - w świetle ustawy - Kościół nie podlega lustracji, dyskusja ta objęła także duchownych. W kwietniu 2005 r., kilkanaście dni po pogrzebie papieża Jana Pawła II, prezes IPN Leon Kieres ujawnił że opiekun polskich pielgrzymów w Watykanie o. Konrad Hejmo był współpracownikiem służb specjalnych PRL. Według opublikowanego potem raportu IPN, o. Hejmo mógł nie wiedzieć, że formalnie zarejestrowano go jako tajnego współpracownika o pseudonimach "Hejnał" i "Dominik". On sam zaznaczył, że nigdy nie był świadomym donosicielem.
Po raz pierwszy głos w sprawie lustracji księży zabrał Episkopat w marcu 2006 r.; w komunikacie zaznaczono, że "Kościół nie unika pytań o najbardziej bolesne karty polskich dziejów, przeciwstawia się jednak klimatowi sensacji i pomówień oraz łatwym uogólnieniom". Przyznano w nim, że "w systemie łamiącym sumienia zawiedli zaufanie także niektórzy ludzie Kościoła". W niektórych diecezjach powstały komisje, badając e współpracę duchownych z SB.
W maju 2006 r., przed pielgrzymką do Polski papieża Benedykta XVI, media ujawniły, że współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów ks. Michał Czajkowski współpracował ze służbami PRL. Ujawnienie nazwisk duchownych, którzy współpracowali z SB zapowiadał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski; w lutym 2007 r. ukazała się jego książka "Księża wobec SB".
W sierpniu 2006 r. biskupi na Jasnej Górze, przyjęli memoriał Episkopatu "w sprawie współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w Polsce w latach 1944-1989". "Oczyszczenie pamięci" powinno nastąpić przez nawrócenie, pokutę i zadośćuczynienie oraz prowadzić do przebaczenia i pojednania, a nie wyłącznie do potępiania i konfliktów - wskazali biskupi. Episkopat zaznaczył, że sprzeciwia się "dzikiej lustracji".
W październiku 2006 r. powołano Komisję Historyczną Episkopatu Polski, która bada przypadki inwigilacji duchownych przez służby specjalne PRL.
W grudniu 2006 r., po nominacji bp Stanisława Wielgusa na arcybiskupa-metropolitę warszawskiego, w mediach pojawiły się informacje o jego współpracy z wywiadem PRL w latach 70.; potem opublikowano w internecie jego teczkę. Arcybiskup złożył rezygnację, a papież ją przyjął. Ostatnio abp Wielgus wystąpił o autolustrację, do której miał prawo jako były rektor KUL.
Po rezygnacji abp Wielgusa, w styczniu biskupi zapowiedzieli powstanie komisji badających współpracę duchownych we wszystkich diecezjach. Zapowiedzieli, że są gotowi poddać zbadanie swojej przeszłości kościelnym komisjom historycznym.
Zmienić zasady?
W 2005 r., po dojściu do władzy PiS, wskazywano na potrzebę zmian zasad lustracji. Argumentowano, że Sąd Lustracyjny oczyścił zbyt wiele osób po zeznaniach oficerów SB, którzy twierdzili, że w teczkach pisali nieprawdę o współpracy osób dziś lustrowanych. Ponadto wobec kilkuset osób publicznych Rzecznik nie mógł wystąpić z oskarżeniem, gdyż nie miał wystarczających dowodów. Stąd pomysł nowej ustawy.
Od dwóch lat grupy obywatelskie i działacze "Solidarności" odtajniają nazwiska agentów, które są w udostępnianych przez IPN teczkach tych działaczy i publikują je w internecie. Robią to w ramach grup "Ujawnić Prawdę", powoływanych przy zarządach "Solidarności". Ujawniano też współpracowników służb PRL na UJ i innych uczelniach. Także Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zapowiedziało wyjaśnianie współpracy dziennikarzy ze służbami PRL.