"Nadchodzą czasy sputnika"
- Ameryka musi poczynić znaczne inwestycje w przyszłość, aby jej gospodarka nadal przodowała w świecie - przekonywał prezydent Barack Obama w dorocznym orędziu o stanie państwa wygłoszonym w Kongresie. Według Obamy, czasy obecne to nowy "moment sputnika" dla Ameryki, kiedy powinna ona dokonać inwestycji modernizacyjnych zapewniających rozwój na dłuższą metę. Była to aluzja do nastrojów w USA w 1957 r., kiedy wystrzelenie przez ZSRR pierwszego sztucznego satelity (sputnika) wywołało obawy, że Ameryka przegrywa wyścig technologiczny.
26.01.2011 | aktual.: 26.01.2011 10:06
W trwającym rekordowo długo - ponad godzinę - przemówieniu Obama roztoczył wizję reform, które mają zagwarantować konkurencyjność gospodarki wobec wyzwania ze strony Chin i innych wschodzących światowych potęg.
Oprócz propozycji nowych wydatków rządowych na ten cel, zgodnych z dotychczasowym programem administracji, w orędziu znalazły się także inicjatywy wychodzące naprzeciw postulatom republikańskiej opozycji, która zyskała większą władzę po zwycięstwie w ostatnich wyborach do Kongresu.
Apel o jedność i zgodę narodową
Prezydent zaczął od apelu o jedność i zgodę narodową, nawiązując do niedawnej tragedii w Arizonie, gdzie szaleniec zastrzelił sześć osób i ciężko ranił kongresmenkę Gabrielle Giffords. Asystent kongresmenki, Daniel Hernandez, który uratował jej życie, siedział na sali Kongresu jako jeden z tradycyjnych gości honorowych w czasie orędzia.
Masakra w Arizonie wywołała w USA apele o wyciszenie sporów i coraz bardziej zażartych w ostatnich latach kłótni politycznych.
Obama zaapelował do Republikanów o współpracę. Aby podkreślić ducha pojednania na Kapitolu, część członków Kongresu nie siedziała tym razem na miejscach swoich partii - po obu stronach sali - lecz obok swoich kolegów z partii przeciwnej. Symboliczne wymieszanie się miało pokazać opinii publicznej - która wyraża niezadowolenie z polaryzacji politycznej - że ustawodawcy są gotowi współpracować ponad podziałami.
Inwestycja w "zieloną gospodarkę"
Obama przedstawił program podobny do zarysowanego w poprzednich orędziach. Wezwał do inwestycji w "zieloną gospodarkę", czyli czyste technologie i odnawialne źródła energii. Ma to być "program Apollo naszych czasów" - powiedział, porównując go do programu lotów na Księżyc.
Sporo miejsca poświęcił oświacie, wskazując na potrzebę nadrobienia przez USA zaległości w tej dziedzinie. Amerykańscy uczniowie mają gorsze wyniki w nauce, zwłaszcza w przedmiotach ścisłych, od uczniów wielu z krajów europejskich i azjatyckich. - W Chinach nauczycieli nazywa się budowniczymi narodu; czas, byśmy naszych nauczycieli nazywali tak samo - powiedział.
Inne dziedziny, w której - zdaniem prezydenta - Ameryka jest zapóźniona, to infrastruktura, informacja i transport. Zwrócił uwagę, że w niektórych krajach więcej obywateli ma dostęp do szybkiego internetu. Powiedział też, że "Rosja inwestuje w transport więcej niż my".
Obecne czasy to nowy "moment sputnika"
Według Obamy, czasy obecne to nowy "moment sputnika" dla Ameryki, kiedy powinna ona dokonać inwestycji modernizacyjnych zapewniających rozwój na dłuższą metę.
Była to aluzja do nastrojów w USA w 1957 r., kiedy wystrzelenie przez ZSRR pierwszego sztucznego satelity (sputnika) wywołało obawy, że Ameryka przegrywa wyścig technologiczny. Zmobilizowało to następna administrację prezydenta J.F. Kennedy'ego do uruchomienia programu podboju kosmosu, którego owocem była pierwsza załogowa wyprawa na Księżyc w 1969 r.
Dalsze propozycje Obamy w orędziu potwierdziły, że po porażce wyborczej w listopadzie gotów jest do kompromisów z prawicą.
Prezydent poparł obniżki podatków od korporacji i wezwał do dalszego obniżania barier handlowych, przypominając o zawarciu niedawno układu o wolnym handlu z Koreą Południową. Układy te są krytykowane przez lewe skrzydło Partii Demokratycznej, silne w Kongresie.
Korekty w reformie opieki zdrowotnej
Obama wyraził gotowość do wprowadzenia korekt w reformie opieki zdrowotnej, uchodzącej za jego największy sukces, ale zażarcie zwalczanej przez Republikanów.
Przyznał też, że trzeba zredukować wysoki deficyt budżetowy. Zapowiedział zamrożenie wydatków rządowych przez pięć lat, które nie będzie jednak dotyczyć wypłat należności z tytułu programu emerytur państwowych i federalnych ubezpieczeń zdrowotnych dla biednych i emerytów - które są największym, obok zbrojeń, obciążeniem dla budżetu.
Republikanie domagają się znacznych redukcji w wydatkach rządowych i przedstawili niedawno program ich cięć w wysokości 100 miliardów dolarów w tym roku. Obama sugerował, że może to być przedmiotem negocjacji, ale dodał: "Nie róbmy tego kosztem najsłabszych grup społecznych". Wyraził też gotowość "umocnienia" federalnego programu emerytalnego, ale nie wchodził w szczegóły.
"USA zaczną wycofywać wojska z Afganistanu"
Sprawy międzynarodowe zajęły marginesowe miejsce w orędziu. Obama powiedział, że "wojna w Iraku dobiega końca" i wojska amerykańskie wkrótce wrócą do kraju. Ponowił też obietnicę, że w lipcu tego roku USA "zaczną wycofywać swe wojska z Afganistanu".
Wspomniał następnie o "europejskich sojusznikach" Ameryki - nie wymieniając konkretnych krajów - i o planach budowy tarczy rakietowej w Europie oraz o "zresetowaniu" stosunków z Rosją.
Nawiązując do niedawnego przewrotu w Tunezji podkreślił, że USA będą nadal "wspierać demokratyczne aspiracje wszystkich narodów".
Republikańska prawica potępiła Obamę
Wezwanie do inwestycji rządowych w orędziu spotkało się od razu z krytyką republikańskiej prawicy.W replice opozycji republikański kongresman Jim Ryan powiedział, że "inwestycje" oznaczają po prostu nowe wydatki rządowe, podczas gdy należy je ograniczać w sytuacji rosnącego deficytu i długu publicznego, które spłacać będą następne pokolenia. Ryan potępił Obamę za rozbudowę i zwiększanie roli rządu.
Osobno replikę wygłosiła także ultrakonserwatywna kongresmenka Michelle Bachman, występująca jako rzeczniczka prawicowej Tea Party - związanego z Republikanami ruchu protestu przeciw polityce prezydenta.
Był to pierwszy od lat wypadek, że zwyczajowe wystąpienie opozycji po orędziu podzielono na dwa głosy. Komentuje się to jako wyraz wpływów Tea Party, której ponad 60 przedstawicieli weszło do Kongresu w wyborach z ramienia GOP.