Naburmuszony i politycznie wzmożony. Wymarzony Kościół lewicy [OPINIA]
Kościół w Polsce - nie tylko hierarchiczny - nie uczy się na własnych błędach. Jego odpowiedź na zmianę polityczną dowodzi, że nie wyciągnięto wniosków z przeszłości, i że kluczowa część wiernych, duchownych i hierarchów nadal jest przekonana, że jedyna prawdziwa to narracja PiS, i tylko ta partia może uratować religię i Kościół.
Kościół hierarchiczny, o czym pisałem wielokrotnie także na łamach Wirtualnej Polski, potrzebuje głębokiego przemyślenia własnej strategii politycznej. Zmiana na scenie politycznej, jaka się dokonała w październiku ubiegłego roku, mogła dać okazję do zmiany i nowego otwarcia. Przyspieszające procesy laicyzacji i pluralizacji społeczeństwa mogły dać racjonalne uzasadnienie do wypracowania nowych reguł współpracy i współistnienia.
Tak się jednak nie stało. Po przegranych przez PiS wyborach, choć Kościół przez moment milczał, polityczne wzmożenie wśród instytucji kościelnych obecnie raczej się wzmacnia niż słabnie. Hierarchowie (uczciwie trzeba powiedzieć, że nie wszyscy) i kościelne instytucje (też nie wszystkie, ale większość) już zupełnie otwarcie opisują rzeczywistość językiem PiS, a niechętnemu tej formacji światu, pokazują oblicze naburmuszone, sfrustrowane i politycznie wzmożone. Kazania przewodniczącego KEP arcybiskupa Tadeusza Wojdy, o których pisałem już dla Wirtualnej Polski, a przede wszystkim stanowisko Rady KEP ds. Społecznych jest tego smutnym potwierdzeniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ślepi na jedno oko
Dokument ten, choć oczywiście zawiera elementy krytyki, które są słuszne, napisany jest językiem histerycznym, kieruje zarzuty wobec jednej tylko strony sceny politycznej. Jest też mało wiarygodny, bo jego autorzy, gdy PiS robiło to samo (albo przynajmniej rzeczy bardzo podobne) milczeli jak zaklęci. I świetnie widać to we fragmencie, w którym rada KEP ds. społecznych, krytykuje "szerzenie nienawiści, promowanie antagonizmów, zarządzanie konfliktami w przestrzeni społecznej". Czy takie rzeczy dzieją się obecnie? Oczywiście, że tak, a jednym z przykładów jest budowanie narracji zgodnie z którą "depisyzacja" jest zjawiskiem analogicznym do "denazyfikacji". To oczywiście nie jest język dialogu, tak jak nie jest nim mówienie przez minister edukacji o hierarchach per "panowie biskupi".
Te zarzuty byłyby o wiele bardziej wiarygodne, gdyby ta sama rada przed wyborami skrytykowała wykluczający język mediów publicznych, czy stygmatyzujące polityków Koalicji Obywatelskiej i jej wyborców opinie polityków PiS. Tak jednak wówczas nie było. Wtedy wypowiedzi dzielące były w porządku, a ta sama rada opublikowała stanowisko, z którego wynikało, że jedynym dostępnym dla katolika wyborem w czasie elekcji jest… PiS. Nie, nazwa partii nie padła, ale dokument był tak sformułowany, że średnio rozgarnięty odbiorca potrafił odczytać, jakie były intencje autorów dokumentu. I teraz styl ich narracji także nie pozostawia wielkich wątpliwości, dla kogo biją ich serca.
Polska wspólnym domem, a chrześcijaństwo jego wartościami
Przesada? Niestety nie. Zobaczmy bowiem, jak wygląda opis rzeczywistości serwowany nam przez autorów dokumentu.
"Podobnie jak w całym świecie, także i w Polsce, mamy do czynienia z różnymi negatywnymi zjawiskami. Niepokój budzą tendencje do ateizacji życia publicznego oraz eliminacji etyki ze sfery politycznej. Przykładem jest łamanie prawa przez organy państwa, w tym niewłaściwe traktowanie aresztowanych, wprowadzanie "prawa" do zabijania człowieka przez poszerzenie możliwości przeprowadzenia aborcji aż do 9. miesiąca życia dziecka, odchodzenie od wartości moralnych w wielu dziedzinach życia społecznego, szerzenie nienawiści, promowanie antagonizmów, zarządzanie konfliktami w przestrzeni społecznej, marginalizowanie znaczenia religii, odbieranie prawa do wyznawania wiary oraz eliminowanie symboli religijnych ze sfery publicznej"
Opis ten, choć zawiera elementy prawdziwe, jest napisany językiem PiS-u i jego zwolenników i nie próbuje nawet udawać obiektywizującego. Zawiera on także elementy nieprawdziwe. Tak się bowiem składa, że prawo aborcyjne w Polsce nie zostało zmienione. Mnie także nie podobają się, o czym mówiłem i pisałem, wytyczne Ministerstwa Zdrowia, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że nie są one "wprowadzeniem prawa do zabijania dziecka", a jedynie - moim zdaniem - błędną, ale możliwą interpretacją zapisów prawa, które już istniało. Nie widzę też, a jestem człowiekiem otwarcie mówiącym o swojej religijności, odbierania mi prawa do wyznawania wiary czy nawet eliminowania symboli religijnych ze sfery publicznej. Pomysły Rafała Trzaskowskiego, by ograniczyć obecność symboli w urzędach, które owszem były, zostały zablokowane przez premiera Donalda Tuska, i już tylko to pokazuje, ile wspólnego z rzeczywistością ma opis sytuacji w Polsce dokonany przez radę.
Niewłaściwe traktowanie aresztowanych, które także potępia rada KEP ds. społecznych, choć to akurat jest zarzut słuszny, nie zaczęło się dzisiaj, a możliwość stosowania narzędzia, jakim jest tymczasowy areszt znacząco poszerzył PiS. Wtedy jednak rada i KEP milczały. Nie słuchać było wezwań do tego, by nie traktować aresztowania jako zastępczej kary, choć to Suwerenna Polska i PiS, były tego gorącymi zwolennikami. Wtedy Kościół milczał. I także to sprawia, że teraz trudno traktować jego opinie, jako wyraz troski o prawo. Niestety bardziej przypomina to wsparcie polityczne jednej strony.
Wymarzony Kościół lewicy
I trzeba powiedzieć, że gdyby rada ds. społecznych sama nie posłużyła się takim językiem i takimi obrazami, to antyklerykalna lewica powinna je wymyśleć. Dlaczego? Bo tak się składa, że idealnie odpowiada to na zarzuty, jakie od dawna prezentuje wobec Kościoła antyklerykalna część opinii publicznej. Z tego oświadczenia wyłania się bowiem wizerunek Kościoła, który nie akceptuje zmian społecznych, nie godzi się na polityczne wybory Polaków, jest ślepy na jedno oko, a do tego nie jest w stanie adekwatnie oceniać obu głównych bloków politycznych. Instytucja ta nie dostrzega także, że sytuacja w Polsce się zmienia, i że laicyzacja sprawia, że dalecy już jesteśmy od sytuacji, w której wszyscy Polacy podzielają opinie, że "dziedzictwo chrześcijańskie jest fundamentem" polskości.
Język tego dokumentu uświadamia także, że przynajmniej część polskich hierarchów (ale i aktywnych świeckich) jest niezdolna do prowadzenia dialogu na odmiennych warunkach i przyjęcia do wiadomości, że obecnie układać trzeba się z mniej przychylnymi Kościołowi politykami. Nie widać też choćby prób - co byłoby politycznie oczywiste - docierania do tej części tej koalicji, która jest Kościołowi przychylna. A to oznacza niezdolność do prowadzenia skutecznej polityki.
Ale jest jeszcze jeden element tego oświadczenia, niebezpieczny dla myślenia o kwestiach społecznych wewnątrz samego Kościoła. "Wszystkich wierzących prosimy o aktywną, opartą o zasady Ewangelii, obecność w życiu społecznym, a ludzi dobrej woli o zachowanie wierności sumieniu w duchu solidarności i odpowiedzialności za dobro wspólne. Pamiętajmy, że Polska to nasz wspólny dom, a dziedzictwo chrześcijańskie jest od wieków jego fundamentem" - napisali autorzy oświadczenia. Kłopot z tym wezwaniem jest tylko taki, że obecność oparta na zasadach Ewangelii w życiu publicznym dla autorów oświadczenia oznacza tylko jeden typ obecności. Katolicy zaś świeccy mogą mieć w rozmaitych kwestiach politycznych różne opinie. Tak jest zarówno w kwestii tymczasowego aresztowania poszczególnych osób, jak i - co może jeszcze ważniejsze - w kwestii obecności religii w szkołach czy metodach stanowienia prawa.
To nie jest tak, wbrew temu, co wcześniej sugerowała rada KEP ds. Społecznych, że katolicy w Polsce mają tylko jeden wybór. Sugerowanie tego nie tylko wypycha część wierzących z Kościoła, ale też niezmiernie ogranicza możliwość realnej debaty nad najlepszym z perspektywy Kościoła, ale i społeczeństwa, modelem relacji państwo-Kościół.