Na polskiej uczelniach też są elitarne bractwa
Studenci z Illinois dają się zakopać w piasku, a z Yale - podobno - siłują się nago. A do czego posuną się studenci z SGH, by wstąpić do elitarnego bractwa, które powstaje na uczelni? - pyta "Metro".
Piotr Mądry, student I roku finansów i rachunkowości, pomysłodawca klubu GoodWill w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej nazwę bractwa wziął z podręcznika, z którego wkuwał do egzaminu. W rachunkowości "goodwill" to "wartość firmy".
"Jestem z SGH" - ma teraz z dumą mówić student uczelni. I powinien chodzić w uczelnianej bluzie. Od tego zaczęli. Obejrzeli w sieci jakie bluzy noszą na Harvardzie, Oxfordzie czy w London School of Economics i zamówili swoje: zielone i szare z logo i nazwą uczelni. Od 13 lutego kupiło je już 579 osób. Cała kasa ze sprzedaży ma pójść na "coś" dla szkoły. Może to będzie remont jednej z sal, a może zakup pomocy naukowych. Zdecydują w głosowaniu ci, którzy kupili bluzy.
Studentom z GoodWill marzy się tzw. fundacja bazująca na darowiznach od absolwentów i firm (to też wzór z amerykańskich uczelni). Jej zadaniem będzie promowanie najwybitniejszych studentów SGH. Najpierw jednak, za około trzy tygodnie, ruszą z cyklem wykładów, które poprowadzą byli absolwenci SGH, prezesi korporacji czy banków.
A gdzie rytuały i szalone imprezy dla wtajemniczonych? - Spokojnie, pewnie we wrześniu przeprowadzimy pierwszą rekrutację. Będzie jak w filmach, choć może niekoniecznie aż tak jak w "Old School", zapowiada Mądry. Przypomnijmy zatem, że w komedii, o której wspomina, kandydaci na "braci" stawali na dachu budynku z przywiązaną do członka liną z cegłą i zrzucali ją z wiarą, że sznura jest wystarczająco dużo.