Na pograniczu ukraińsko-rosyjskim coraz więcej strachu. "Najgorsze przed nami"
- Sytuacja na Krymie nigdy nie była stabilna. Czujemy się Ukraińcami, ale nie wiemy, co nas czeka tam na miejscu w przyszłości. Moja babcia i dziadek mówią wprost, że są gotowi zginąć, ale na własnych warunkach - mówi Wirtualnej Polsce pochodząca z Krymu Kateryna Krawczenko.
Amerykański portal Semafor podał w poniedziałek, tuż przed rozmową Trump - Putin, że administracja prezydenta USA rozważa uznanie Krymu za terytorium Rosji jako część przyszłego porozumienia mającego na celu zakończenie wojny w Ukrainie. W pierwszych oficjalnych doniesieniach po rozmowie nie ma informacji o Krymie.
Trump jednak już wcześniej rozważał taki krok. W 2016 r., podczas kampanii prezydenckiej, oraz w trakcie swojej pierwszej kadencji, wielokrotnie wspominał o możliwości podjęcia działań w tym kierunku.
Z tego, co słyszałem, mieszkańcy Krymu woleliby być w Rosji, niż tam, gdzie byli
Doniesienia wywołały emocje wśród Ukraińców, szczególnie mieszkańców terenów graniczących z Rosją. W swoich wypowiedziach dla WP tuż przed rozmową Trumpa z Putinem swteirdzili, że docelowo mogą zostać kartą przetargową w negocjacjach między amerykańskim przywódcą a Władimirem Putinem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmowa Trump-Putin. Gen. Polko o przemianie "terrorysty w owieczkę"
"Doświadczyliśmy największych potworności rosyjskiej armii"
Pochodząca z Melitopola w obwodzie zaporoskim Tatiana Bryszko w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że mieszkańcy granicznych regionów z Rosją od dawna nie byli tak zaniepokojeni.
- Czujemy, że Trump ma nas za kartę przetargową i w każdej chwili może rzucić na stół propozycję przejęcia przez Rosję kolejnych terytoriów. Skoro chętnie handluje Krymem, może zacząć handlować też innymi regionami - uważa nasza rozmówczyni.
- To czas, w którym nie możemy być niczego pewni. Dla nas to prawdziwa tragedia, bo w regionie Melitopola czy Mariupola na własnej skórze doświadczyliśmy największych potworności rosyjskiej armii - podkreśla Ukrainka.
Widzieliśmy ciała piętrzące się na ulicach, ciała dzieci, ich rodziców... Wolałabym umrzeć, niż przeżywać to raz jeszcze, a pod rosyjską władzą to byłoby więcej niż prawdopodobn
Nasza rozmówczyni liczy na to, że wkrótce uda się zakończyć wojnę. Podkreśla jednak: - Nikt w Ukrainie nie zgadza się na nowe ustawianie granic.
- Szczególnie, że tak boleśnie i długo o nie walczyliśmy. Czekanie na efekt rozmów jest trudne. Mamy obawę, że najgorsze dopiero przed nami - podsumowuje mieszkanka Melitopola.
Na Krymie "dużo bólu". "Wolą zginąć na własnych warunkach"
Tatiana udostępnia nam też kontakt do swojej pochodzącej z Krymu koleżanki. Ta zgadza się z nami porozmawiać i przedstawia perspektywę mieszkańców półwyspu.
- Obecne wydarzenia sprawiają nam dużo bólu - mówi WP pochodząca z Krymu Kateryna Krawczenko. Kobieta przeniosła się w tym roku do Kijowa, gdzie założyła rodzinę. Jej bliscy zostali jednak na Krymie.
- Nasza rodzina zawsze rozmawiała ze sobą po ukraińsku i uważamy się za Ukraińców. Oczywiście wiele osób uważa się za Rosjan, jednak pamiętajmy, że od XIX wieku na Krymie osiedlali się przede wszystkim Ukraińcy - podkreśla.
Półwysep Krymski został zaanektowany przez Rosję w marcu 2014 r. w wyniku interwencji zbrojnej i nielegalnego referendum. Ukraina i Zachód uznały te działania Kremla za pogwałcenie prawa międzynarodowego.
Krawczenko przypomina, że według analityków Rosja od momentu zaanektowania Krymu przymusowo zmienia skład etniczny tego terytorium. Na mocy art. 49 Konwencji genewskiej z 1949 r. jest to kwalifikowane jako zbrodnia wojenna. Jeszcze przed aneksją Krym liczył 2,5 mln mieszkańców.
Wśród tych osób byli przedstawiciele 148 różnych grup narodowościowych. Oprócz Rosjan (którzy według spisu z 2002 r. stanowili 58 proc. mieszkańców Krymu), Ukraińców (24 proc.) i Tatarów krymskich, znaleźli się także Mołdawianie, Białorusini, Ormianie oraz osoby pochodzenia azjatyckiego.
"Są gotowi zginąć, ale na własnych warunkach"
- Sytuacja na Krymie nigdy nie była stabilna, ale obecnie jest dużo strachu i niepewności. Czujemy się Ukraińcami i nie wiemy, co nas czeka tam na miejscu w przyszłości. Rosjanie po ewentualnym odebraniu Krymu przeprowadzą czystki. To więcej niż pewne - uważa Ukrainka pochodząca z Krymu.
- Moja babcia i dziadek nigdy nie opuszczą rodzinnego domu. Mówią wprost, że są gotowi zginąć, ale na własnych warunkach - dodaje.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski