Dom obstawiony z każdej strony. Strzegą matki przed Bartłomiejem
Domu w Zagumniu koło Biłgoraja, w którym doszło do makabrycznej zbrodni, przez całą dobę pilnują policjanci i funkcjonariusze służby więziennej. Wciąż mieszka tu matka poszukiwanego Bartłomieja Blachy. Sąsiedzi 33-latka są w szoku, bo nie wspominają go źle. Ale zaznaczają, że gdyby teraz się u nich pojawił, to pomocy we wsi nie znajdzie.
15.10.2024 | aktual.: 15.10.2024 15:31
Przez wieś przebiega wąska asfaltowa droga. Z adresami nie tak łatwo się połapać, bo po jednej stronie drogi jest jeszcze ulica Zacisze w Biłgoraju, a po drugiej już wieś Zagumnie. W środę 3 lipca mieszkańcami wstrząsnęła wiadomość o brutalnej zbrodni, do jakiej doszło w jednym z domów.
Wezwani na miejsce ratownicy z karetki pogotowia zastali na miejscu makabryczny widok. 45-letni mężczyzna już nie żył. Jego 65-letni ojciec z ciężkimi obrażeniami ciała został zabrany do szpitala. Obaj zostali zaatakowani siekierą. Szybko wyszło na jaw, że za zbrodnią stoi 33-letni Bartłomiej. To on, zdaniem prokuratury, miał zabić swojego brata i spowodować ciężkie obrażenia u ojca, który po dwóch miesiącach zmarł w szpitalu.
Mężczyzna trafił do aresztu, ale po nieudanej próbie samobójczej został przewieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Radecznicy pod Zamościem. Stamtąd 7 października nad ranem uciekł. Mężczyzna nie był na oddziale zamkniętym, a pilnować mieli go strażnicy Służby Więziennej. Jak ustaliła WP, odgiął kratę w szpitalnej łazience i wyskoczył przez okno. Od tamtego czasu trwa policyjna obława. Kolejne osoby zgłaszają śledczym, że go widziały. Bartłomiej Blacha wciąż jest jednak nieuchwytny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy Zagumnia o poszukiwanym Bartłomieju
- Ja go osobiście nie znałem, ale widocznie wódka mu rozum zabrała. Ludzie się boją, ale ja nie. Chodzę na grzyby codziennie - mówi WP mężczyzna idący drogą z rowerem, spotkany jeszcze na obrzeżach miejscowości. Opisuje dom, w którym doszło do mordu, ale i bez tego łatwo go znaleźć. Naprzeciwko przez całą dobę stoi radiowóz Służby Więziennej. Dom od tyłu przylega do lasu, więc na podwórku w głębi widać zaparkowany radiowóz policyjny. Policjant przekazuje mi jedynie, że nie mogę nawet zapukać do drzwi, bo rodzina nie życzy sobie żadnych kontaktów z mediami.
Funkcjonariusze strzegący posesji z jednej strony liczą, że mężczyzna się tu pojawi a z drugiej mają też zapewnić bezpieczeństwo wciąż mieszkającej tu matce. Na wypadek, gdyby syn chciał wrócić do domu. Po brawurowej ucieczce ze Szpitala Psychiatrycznego nikt nie może być pewnym jego zachowania.
- Wszyscy się boją, bo wiadomo, człowiek nieobliczalny - mówił w poniedziałek WP mąż właścicielki niezamieszkałego domu w Derylakach. To właśnie tutaj, około 25 kilometrów od Zagumnia, przez chwilę schronił się przestępca.
Mieszkańcy rodzinnej wsi Bartłomieja chętnie rozmawiają z dziennikarzami, ale chcą pozostać anonimowi. Każdy z tyłu głowy ma jednak myśl, że mężczyzna może tu wrócić i chcieć się zemścić.
- Ja tu przyjeżdżam tylko czasami. Czasem tą mamę widziałem. Szkoda kobiety, że została w takiej sytuacji - mówi WP jeden z sąsiadów. - Jego kojarzę z twarzy. Tutaj we wsi chodzą czasami różni tacy pijani, natomiast jego nigdy nie widziałem, żeby łaził po pijanemu.
Dodaje, że ludzie we wsi raczej nie wiedzą, dlaczego mężczyzna zabił brata i ojca. - Może mu coś ojciec powiedział, może to były jakieś sprawy rodzinne, że ten brat coś dostanie, a ty nic nie dostaniesz. Od słowa do słowa i tak poszło - opowiada.
Zaznacza, że bardzo dziwi go cała sytuacja z ucieczką i poszukiwaniami.
- Dla mnie to jest dziwne, że jest obława, a przez tyle dni nie mogą go znaleźć. W pierwszych dniach poszukiwań, jak jechałem, to była u nas blokada. Zatrzymali mnie i sprawdzali, czy coś mam w bagażniku. Teraz już nie sprawdzają. Mówią ludzie, że on się chyba przeniósł w okolice Harasiuków - relacjonuje.
Kolejny zaczepiony przeze mnie sąsiad przerywa pracę na podwórku. Wyłącza pilarkę i podchodzi do bramy. - On nikogo nie zaczepiał, nikomu nie ubliżał, z nikim nie miał zatargów. Ani tu żadnych awantur nie było słychać, ani nic - opisuje.
Do bramy podchodzi także jego żona. - To była rodzina taka, jak każda jedna z nas. Cicha, spokojna - włącza się kobieta. Zaznacza, że nawet gdyby poszukiwany sąsiad tu przyszedł, to pomocy we wsi nie znajdzie. - Panie, kto by go trzymał? Wiadoma sprawa, że później by człowiek odpowiadał za to - rzuca kobieta.
Trzeci sąsiad mieszka dosłownie kilka domów od miejsca zbrodni. - Ja go bardzo dobrze kojarzę, złego słowa nie mogę powiedzieć. Ja palców nie mam, a on mi tu pomagał. Ale szok, takie rzeczy się nie zdarzają. Bozia święta wie, o co poszło, może co tam w rodzinie jakaś sprawa była. Ale coś tam musiało być, że ojca i brata zabił - przypuszcza mężczyzna.
Jak informuje we wtorek policja, poszukiwania Bartłomieja Blachy wciąż trwają. Uczestniczy w nich około 300 policjantów, funkcjonariusze Służby Więziennej oraz Straży Granicznej ze specjalistycznym sprzętem noktowizyjnym. Wykorzystywane są psy tropiące, drony i śmigłowiec.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: