Na lotnisku Chopina zaginął kot. Leciał w luku bagażowym

Trwają poszukiwania kota, który zaginął podczas podróży samolotem linii Norwegian. Właścicielka zwierzęcia nagłaśnia sprawę w sieci, a personel lotniska Chopina próbuje znaleźć zagubionego pasażera.

Na lotnisku Chopina zaginął kot. Leciał w luku bagażowym
Źródło zdjęć: © Fotolia | © Gerhard Seybert
Karolina Kołodziejczyk

23.10.2018 | aktual.: 31.03.2022 11:01

Do zdarzenia doszło 19 października. Do Warszawy przyleciały dwa koty w specjalnych kontenerach. Po przylocie okazało się, że jedna klatka była pusta i miała wyłamane drzwiczki. Właściciele kota zarzucają firmie Welcome Airport Services ignorancję.

Co na to sami zainteresowani? "Oświadczamy, że prowadzimy poszukiwania kota nieprzerwanie od momentu uzyskania informacji o jego nieobecności tj. od nocy 19 października. Od soboty 20 października funkcjonuje sztab ludzi odpowiedzialnych za koordynację poszukiwań - czytamy w oświadczeniu Welcome Airport Services, który zajmuje się naziemną obsługą samolotu i pasażerów.

Firma zapewnia, że "wszystkie czynności, które mogły zostać wykonane w celu odnalezienia zwierzęcia zostały zrealizowane i są rutynowo powtarzane". "Szukamy, informujemy, angażujemy służby i wszystkie pozostałe podmioty operujące na płycie lotniska, na czele z przedstawicielami Portu, którzy wychodzą poza swoje obowiązki, żeby pomóc w znalezieniu kota" - zapewnia Welcome Airport Services.

Na terenie lotniska pojawiły się specjalne plakaty, rozkładane są miski z wodą i jedzeniem, klatki wabiące. "We współpracy z sokolnikiem i innymi służbami nie ustajemy w poszukiwaniach, które trwają już czwartą dobę" - czytamy w poście Welcome Airport Services.

Firma zasugerowała również, że klatka ze zwierzęciem była nieprawidłowo zabezpieczona. Zaznaczonom że o tym powinny poinformować pasażera służby lotniskowe w porcie wylotowym.

"Możecie zwalać winę na mnie, na Oslo. Ale na lotnisku w Polsce również nikt nigdy nie wymagał taśmy, a koty wylatywały z Polski kilka razy. Dlaczego wiec sami nie przestrzegacie przepisów, o których tyle wspominacie w tej sytuacji?" - napisała pani Karolina w odpowiedzi na post Welcome Airport Services.

Firma zapewniła, że nikt z pracowników WAS nie otwierał klatki. "Oba koty znajdowały się w swoich klatkach po otwarciu luku bagażowego oraz w momencie ich załadunku na wózek bagażowy" - czytamy w sieci.

Internetowa dyskusja o zaginięciu kota wywołała niemałe kontrowersje. "Jak można zgubić kota! Taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca!" - napisała pani Roksana. "Proszę sprawdzać w schronisku na Paluchu" - zasugerowała pani Joanna. Z kolei pan Andrzej chciał się dowiedzieć, czy istnieje w praktyce niebezpieczeństwo zassania kota przez silnik samolotu. "Kot z pewnością trzyma się z daleka od źródeł silnego hałasu" - odpowiedziała firma.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (61)