"Na giełdzie stoją 2 muzułmanki". Zmyślona historia zalewa polski internet
Po popularnych profilach "spotted" rozlewa się zmyślona historia o muzułmanach sprzedających ubrania na giełdzie. "Kiedy kobieta chciała przymierzyć spodnie a była z mężem, muzułmanki powiedziały że w busie jest przymierzalnia" - czytamy. Tam miała paść ofiarą mężczyzny, który miał usypiać kobiety przymierzające ubrania. Pojawiająca się na kolejnych profilach historia ma dziesiątki tysięcy udostępnień. Pomimo że jest zmyślona. Policja zapewnia, że nie ma zgłoszenia o takim incydencie.
Karmienie społeczeństwa antymuzułmańską retoryką oraz straszenie ich wyznawcami islamu przynosi efekty. Dowód? Dziesiątki tysięcy udostępnień zmyślonej historyjki o dwóch muzułmankach. Najpierw pojawiła się na profilu Spotted: Koszalin, z którego już zniknęła. Najpewniej z powodu licznych zgłoszeń naruszenia zasad.
Czy polscy muzułmanie mogą się zradykalizować?
Historyjka opowiada o dwóch muzułmańskich kobietach, które sprzedawały tanie ubrania na giełdzie. Jedna z klientek poszła do busa przymierzyć spodnie, ale długo nie wracała. Dalej czytamy (pisownia oryginalna): "kiedy kobieta nie wracała 15 min, mąż jej ich się zapytał gdzie jest jego żona a one takie jaka żona tu nikogo niema, doszło do szarpaniny i wbiegł do tego busa a tam był arab i 4 kobiety uśpione już a jego zona już mdlała arab chciał już je wywieść".
Opowiastka napisana koślawą polszczyzną kończy się apelem "Uważajcie na tych ludzi to było w poprzednią niedziele a zapewne mało osób o tym słyszało ! Udostępniajcie !!". I internauci udostępniają, nie zastanawiając się nad tym, czy opowiastka jest prawdziwa. Nie zastanawiają się też administratorzy profili "spotted", zapewne ciesząc się, że klika się lepiej niż "szukam blondynki, którą minąłem na stacji benzynowej o 15".
Popularność zmyślonej historyjki wywołała masę komentarzy. Część internautów przypomina, że pogrom kielecki także zaczął się od zmyślonej historyjki, która padła na podatny grunt przestraszonego społeczeństwa.
Skontaktowaliśmy się z administratorem profilu "Spotted: Koszalin". - Informacje dostaliśmy na naszą skrzynkę. Została ona wstępnie zweryfikowana - pochodziła ona również od zaufanej nam osoby - wyjaśnia. - Po tym całym dymie, który powstał normalnie w siebie zwątpiłem, lekko spanikowałem i dlatego cały post został usunięty - dodaje.
Wyjaśnia, że po usunięciu postu zadzwonił do osoby, która przysłała wiadomość. - Po tym wszystkim od razu wykonałem telefon do autora, aby mieć 100% pewności do tego jak było. I rzeczywiście. Taka sytuacja na koszalińskiej giełdzie miała miejsce jakiś czas temu, sprawa została zgłoszona na policję - przekonuje administrator.
W biurze prasowym Komendy Miejskiej w Koszalinie słyszymy, że takiego zgłoszenia nie było i nie ma (stan na godz. 10). - Mam nagraną rozmowę w której autor jasno mówi, że sprawa została zgłoszona na policję - pisze administor. Przyznaje, że to jego jedyny dowód.
Mimo braku dowodów i fali hejtu, jaką wywołała publikacja, administrator Spotted: Koszalin nie ma sobie nic do zarzucenia. Wręcz przeciwnie - uważa, że jest bezpodstawnie atakowany. - Sam post nie narusza prawa w żaden sposób. Był zaledwie ostrzeżeniem. Nie nawoływaniem do nienawiści czy postem rasistowskim albo czymkolwiek innym napisanym z premedytacją. Takie słowa pojawiły się w internecie i z przykrością stwierdzam, że to nieprawda - utyskuje.