Myśliwi o poszukiwaniach bizona. Mówią o planowanych działaniach
Myśliwi mają w nocy rozpocząć poszukiwania bizona, który zbiegł z azylu w Kurozwękach. Zwierzę trafiło tam po długiej, kilkumiesięcznej wędrówce, która rozpoczęła się, gdy uciekło z nielegalnej hodowli. Zgodnie z zapewnieniami myśliwych, mają oni do niego nie strzelać.
Jak mówił w poniedziałek Robert Bąk, łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Tarnobrzegu, myśliwi z kół łowieckich, które dzierżawią obwody w rejonie Staszowa (woj. świętokrzyskie), rozpoczną poszukiwania bizona. - W nocy zwierzę jest mniej ostrożne, wychodzi z ukrycia - podkreślił Bąk, zapewniając, że "żaden z myśliwych nie będzie strzelał do tego zwierzęcia".
- Uważamy, że są inne sposoby rozwiązania tej sytuacji. Naszym zdaniem bizona należy ponownie uśpić i przekazać do zamkniętej hodowli. To, że uciekł z jednej zagrody, nie znaczy, że stanie się tak ponownie. Zgadzamy się, że bizon nie powinien przebywać w środowisku naturalnym, ale śmierć tego zwierzęcia jest naszym zdaniem ostatecznością. Przede wszystkim musimy ustalić, gdzie ono jest - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Forest uciekł już w zeszłym roku
Bizon, który został nazwany przez leśników Forest, uciekł z nielegalnej hodowli na Śląsku jesienią zeszłego roku. Przemierzył kilkaset kilometrów na wschód, a 21 lipca, w rejonie Czyżowa Szlacheckiego w okolicach Zawichostu został odłowiony. Trafił do legalnej hodowli tych zwierząt, gdzie miał znaleźć azyl.
- Niestety, procedura zakończyła się niepowodzeniem - powiedział Regionalny Konserwator Przyrody w Kielcach Lech Buchholz. Zwierzę uciekło prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy.
Kilka dni później konserwator przyrody wysłał do zarządów okręgowych Polskiego Związku Łowieckiego w Tarnobrzegu maile, w których poinformował o ucieczce bizona. "W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest wytropienie i eliminacja tego osobnika ze środowiska w drodze odstrzału" - napisał.
Bizon może stanowić zagrożenie
Buchholz dodał, że bizon może stanowić zagrożenie dla populacji żubrów, z którymi jest blisko spokrewniony. Poprzez krzyżowanie może zagrażać utrzymaniu czystej linii rodzimego gatunku. Kolejną kwestią są pasożyty, które bizon może przenosić. Ważący około 900 kg byk może stanowić również zagrożenie dla ludzi, dlatego nie wolno się do niego zbliżać.
Buchholz w rozmowie z PAP wyjaśniał, że decyzja dotycząca odstrzału zwierzęcia "to kwestie zupełnie poza jego kompetencjami". - Sprawę odstrzału regulują trzy ministerialne akty prawne rangi ustawy i rozporządzeń, dotyczące postępowania z inwazyjnymi gatunkami, a bizon jest wśród nich wymieniony - wyjaśnił.
Buchholz podkreślił, że odstrzał bizona jest ostatecznością. - Przede wszystkim musimy ustalić, gdzie on przebywa - zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że od tygodnia o Foreście nie ma żadnych informacji. Nie wykluczył, że zwierzę podczas forsowania zagrody w Kurozwękach mogło się zranić, w efekcie czego padło.
"Strzelanie to ostateczność"
Do sprawy bizona odniósł się także w mediach społecznościowych podsekretarz stanu w ministerstwie klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała. W poniedziałek wieczorem zaapelował, aby dyrekcje ochrony środowiska i służby wykorzystały wszystkie dostępne możliwości schwytania zwierzęcia żywcem.
"Strzelanie to ostateczność, jedynie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia człowieka" - napisał na portalu X.
Dwa dorosłe bizony - samiec i samica - jesienią zeszłego roku uciekły z nielegalnej hodowli na Śląsku. Zimę spędziły na wolności, a w kolejnych miesiącach doczekały się potomka. Przez kilka miesięcy widywano je na terenach województw śląskiego, łódzkiego i świętokrzyskiego. 2 lipca specjalistom z Kurozwęk udało się odłowić samicę i młode cielę. Zwierzęta pozostają w podstaszowskim ośrodku.
Czytaj również: