Myśliwi mylą dziki z psami, kotami, a nawet ludźmi. Jak oni to robią?
"Pomylił żonę z dzikiem", "Zastrzelił psa i odjechał. Labrador był na spacerze z opiekunką", "Zabił żubra. Myślał, że to dzik" - to tylko niektóre z tragicznych historii z udziałem polskich myśliwych. Oburzenie towarzyszące takim wypadkom jest duże. Ale czy rzeczywiście jest się czego bać? Sprawdziliśmy.
01.03.2017 | aktual.: 02.03.2017 07:36
Chociaż przeciętnemu Kowalskiemu ciężko to sobie wyobrazić, dziki i jelenie mylone są często z ludźmi i zwierzętami zupełnie do tych pierwszych niepodobnymi. W tym tygodniu, w powiecie głogowskim (woj. dolnośląskie), myśliwy śmiertelnie postrzelił spacerującego po lesie 63-letniego Edwarda K. Jak tłumaczy, pomylił go z dzikiem, ponieważ mężczyzna wyszedł z zarośli na czworaka.
Podobnych zdarzeń było jednak w historii polskiego łowiectwa setki, a nawet tysiące. W październiku ub.r. w miejscowości Mirkowice (woj. wielkopolskie), 57-letniego rowerzystę znaleziono rannego na poboczu. Najpierw myślano, że został potrącony przez samochód, ale w toku śledztwa okazało się, że zginął w wyniku postrzału. Tego samego dnia w pobliżu odbywało się polowanie.
Absurdalnie brzmiące tłumaczenia
Szczególnie bulwersujące są przykłady argumentów, jakich myśliwi używają tłumacząc się z tego typu sytuacji. W styczniu ub.r. mieszkanka Tarnogrodu na Lubelszczyźnie wyszła ze swoim labradorem na spacer. Nagle usłyszała strzał. Pies padł martwy, a sprawca odjechał. Po zatrzymaniu przez policję tłumaczył się pomyłką.
Kilka lat temu, w okolicach Połczyna Zdroju (woj. zachodniopomorskie), zastrzelony został żubr. Sprawca zeznał policji, że pomylił zwierzę z dzikiem chociaż, jak wiadomo, żubr to zwierzę znacznie większe. Ten konkretny był dodatkowo samcem alfa - największym i najsilniejszym w liczącym 51 sztuk stadzie. Tym bardziej zasadne było więc pytanie, jak można nie dostrzec różnicy między nim a dzikiem?
Obrońcy myśliwych podkreślają, że do podobnych wypadków dochodzi dość rzadko, a ponadto zdarzają się one na całym świecie. M.in. za naszą zachodnią granicą, gdzie w sierpniu 2015 roku przechodząca z rowerem przez pole Niemka trafiona została w stanik. Jak się później okazało, życie uratowała jej metalowa fiszbina biustonosza, która zamortyzowała i odbiła pocisk.
"Myśliwy musi mieć pewność"
- Liczba wypadków spowodowanych przez myśliwych jest minimalna. Zwróćmy uwagę, że w skali roku dochodzi do zaledwie 7-8 zdarzeń tego rodzaju, przy czym tylko dwa kończą się śmiertelnie - tłumaczy Wirtualnej Polsce Diana Piotrowska z Polskiego Związku Łowieckiego. Jak zaznacza, w zestawieniu z liczbą 123 tys. myśliwych w kraju widać wyraźnie, że nie ma powodów do paniki.
Prezes Polskiego Związku Łowieckiego w Rzeszowie zaznacza natomiast, że nawet najbardziej barwne tłumaczenia myśliwych nie mają nawet wpływu na toczące się następnie postępowania.
- Osoba, która popełnia taki błąd, zostaje wykluczona z PZŁ i traci uprawnienia. Jakby się nie tłumaczyła, z automatu rusza analiza zgodności z przepisami prawa. Sprawdzane są wówczas cztery elementy. Czy myśliwy osobiście rozpoznał cel, miał pewność bezpieczeństwa strzału, skuteczności oraz możliwości podniesienia zwierzyny - zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską Zdzisław Siewierski.
Podkreśla, że jeśli którykolwiek z tych czynników nie został spełniony, wina w takiej sytuacji jest ewidentna.
Myśliwi tłumaczą też, że w trakcie polowania obowiązują ich szczegółowe instrukcje - nie tyle, jak obchodzić się z bronią, ale również, jak prowadzić polowanie. Tylko czy to na pewno rozwiązuje problem?