PolskaMSZ: czekamy na sygnał od porywaczy

MSZ: czekamy na sygnał od porywaczy

MSZ czeka na "wiarygodny sygnał"
potwierdzający żądania porywaczy polskiego pracownika firmy
Jedynka Wrocławska w Bagdadzie. "Do tej pory takiego kontaktu z
nami nie było" - powiedział rzecznik MSZ Bogusław Majewski. Nadal też nie wiadomo nic o losie porwanego Polaka i irackich pracowników biura Jedynki.

MSZ: czekamy na sygnał od porywaczy
Źródło zdjęć: © PAP | Reprodukcja

Według Majewskiego, "w chwili obecnej każdy możliwy ślad jest sprawdzany. Toczy się przewidziane w takich sytuacjach śledztwo z wykorzystaniem wszystkich sił i środków, jakie są w dyspozycji służb bezpieczeństwa tak irackich, jak i koalicyjnych". "Nie mamy jeszcze informacji, która mogłaby wiarygodnie potwierdzić, gdzie, w czyich rękach i w jakim stanie znajduje się porwany Polak" - przyznał rzecznik MSZ.

Zdaniem Radosława Kadriego, który zdołał uciec porywaczom, w uprowadzenie mógł być zamieszany Irakijczyk zwolniony z pracy w przedstawicielstwie wrocławskiej firmy, ale "nie ma żadnych nowych faktów, które by za tym przemawiały". Radosław Kadri za dwa dni wróci do kraju.

Jedynka wynajmie negocjatorów?

Władze Jedynki coraz bardziej niepokoją się o los porwanego dyrektora biura firmy w Bagdadzie. "Jesteśmy w stałym kontakcie z ambasadą Polski w Iraku. Niestety, wciąż nie ma informacji o losie naszego pracownika, Jerzego Kosa. Niepokoimy się i coraz bardziej obawiamy o jego los" - powiedział rzecznik prasowy firmy Andrzej Polaczkiewicz.

Zarząd firmy rozważał nawet wynajęcie profesjonalnej firmy zajmującej się poszukiwaniami porwanych i negocjacjami z porywaczami. "Na razie jednak w pełni zdajemy się na działania naszej dyplomacji. Mamy zapewnienia, że robią wszystko, by uwolnić Polaka" - dodał Polaczkiewicz. Powiedział, że nie potwierdziły się informacje o tym, że zażądano okupu za uwolnienie porwanego w Bagdadzie dyrektora biura. Jego zdaniem, przyczyną działania sprawców był motyw rabunkowy.

"W porwaniu Polaków w Iraku chodziło przede wszystkim o mojego brata Radosława" - powiedział Paweł Kadri. "Nasz ojciec Anwar jest pewnego rodzaju ambasadorem polskiego biznesu w Iraku, jest dobrze znany i postrzegany jako biznesmen z pieniędzmi" - wyjaśnił. "Sądzę, że w tym porwaniu chodziło o mojego brata, Radosława i o to, by uzyskać za niego okup. Wiadomo, ojciec dla syna zrobi wszystko" - powiedział Paweł Kadri. Dodał, że jego brat wkrótce wraca do Polski.

Zemsta księgowego?

Kadri jest przekonany, iż za okupem stoi były księgowy ich firmy Abu Media. "Został bez pracy, a ma liczną rodzinę, którą musi utrzymać. Znalazł więc sobie najłatwiejszy i najszybszy sposób zarobku" - powiedział Kadri. W jego opinii, porywacze przetrzymują Kosa dla okupu, ale nie wiedzą, ile zażądać pieniędzy.

Prof. arabistyki Janusz Danecki uważa, że jeśli porwanie Polaków w Iraku ma związek z okupem, to prędzej czy później trzeba będzie z porywaczami rozpocząć negocjacje, a potem zapłacić żądaną sumę.

W jego opinii, rozmawiać z porywaczami powinny te osoby, wobec których wysunięte zostanie żądanie okupu. "Nie wiadomo, od kogo będą go żądać. Jeśli od przedsiębiorstwa, to do negocjacji powinien przystąpić któryś z jego dyrektorów" - dodał Danecki. "Podadzą cenę i trzeba będzie po prostu handlować, a potem zapłacić" - powiedział.

We wtorek w Bagdadzie zostali porwani dwaj pracownicy wrocławskiego przedsiębiorstwa. Jednemu z nich, Radosławowi Kadriemu, udało się uciec, losy drugiego - dyrektora biura Jerzego Kosa - oraz pięciorga uprowadzonych wraz z Polakami Irakijczyków nadal są nieznane.

Źródło artykułu:PAP
polacyporwanieirak
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)