"Można być prezydentem, ale można być też chamem"
Za zamkniętymi drzwiami w zaciszu gabinetów
toczy się walka o to, czy w Polsce będzie tarcza antyrakietowa. Z
zebranych przez "Dziennik" faktów wynika, że głównymi
przeciwnikami nie są Waszyngton i Warszawa, ale Pałac Prezydencki
i polski rząd. Szef dyplomacji podczas ostrej wymiany zdań z Anną Fotygą powiedział: Można być prezydentem, ale można być też chamem.
18.07.2008 | aktual.: 18.07.2008 14:07
Według jednego z pracowników pałacu prezydenta Sikorski groził w Belwederze współpracownikom prezydenta, że wytoczy Kaczyńskiemu proces. Powiedział, że stać go na lepszych adwokatów niż prezydenta. Przed wejściem na spotkanie premiera i prezydenta doszło do ostrej wymiany zdań między Sikorskim a Fotygą. Szef dyplomacji wypalił: Można być prezydentem, ale można być też chamem. Po tych słowach Fotyga odeszła bez słowa.
Rozmowa prezydenta z R. Sikorskim w BBN była również pełna emocji. Nie obeszło się nawet bez osobistych wycieczek. W pewnym momencie prezydent rzucił do Sikorskiego: pańskie ego jest rozdęte do monstrualnych rozmiarów.
"Prezydent chorobliwie nie znosi Sikorskiego. Uważa, że jest wyniosły i nadęty. Podejrzewa, że Sikorski jeszcze jako pisowski szef MON chronił generała Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI, który w oczach Kaczyńskich jest symbolem najgorszych patologii w służbach. Prezydent obwinia Sikorskiego, że pozwolił na kontynuowanie tajnej misji WSI w Afganistanie, którą Kaczyński dziś uważa za totalną mistyfikację. Prezydent zawsze też chętnie słuchał ludzi, którzy podszeptywali, że Sikorski mógł mieć kontakty z obcymi wywiadami: jako młody chłopak wyjechał na studia w Anglii, był na wojnie w Afganistanie, miał brytyjski paszport".
"Dziennik" przedstawia najważniejsze momenty konfliktu pomiędzy kancelarią Lecha Kaczyńskiego i otoczeniem Donalda Tuska o amerykański system antyrakietowy.
O tym, że ekipa Tuska odrzuca propozycję zainstalowania tarczy, prezydent dowiaduje się 4 lipca, niecałe trzy godziny przed ogłoszeniem decyzji. Jest wściekły. Do pałacu zostaje błyskawicznie wezwany wiceszef dyplomacji i polski negocjator Witold Waszczykowski. Następnie prezydent oczekuje na ministra Radosława Sikorskiego w siedzibie BBN.
Dopiero na miejscu szef MSZ dowiaduje się, że ma to być konfrontacja z Waszczykowskim. Pyta, czy to będzie przesłuchanie. Prezydent odpowiada lodowato, że nagranie jest potrzebne, bo Sikorskiemu grozi Trybunał Stanu.
- Czy pan zna Rona Asmusa?- pyta Kaczyński.
- Nie widzę związku ze sprawą tarczy - odpowiada Sikorski.
- Powtarzam pytanie: czy pan zna Rona Asmusa?
- Nie widzę związku. - Zna pan? - Zna go pani Fotyga, ja go też znam. - Proszę zaprotokołować: "Potwierdził, że zna Rona Asmusa".
Asmus to prominentny polityk amerykańskich demokratów. Dlaczego prezydent o niego pytał? Podejrzewał, że Sikorski zawarł tajny pakt z Demokratami. Taki, że umowa o tarczy zostanie podpisana z nimi, a nie z odchodzącą administracją Busha.
- Czy pan jest tłumaczem? - pyta dalej prezydent.
- Jakie to ma znaczenie?- dziwi się Sikorski.
- Czy pan jest tłumaczem, powtarzam pytanie? - Nie rozumiem, jaki to ma związek ze sprawą. - Proszę zaprotokołować: "Odmawia odpowiedzi na pytanie, czy jest tłumaczem". - Nie jestem tłumaczem, ale dobrze mówię po angielsku, czego dowodem jest dyplom uczelni wyższej, którą ukończyłem w Anglii. - Czy pan tłumaczył wczorajszą rozmowę telefoniczną Donalda Tuska z amerykańskim wiceprezydentem Dickiem Cheneyem? - Nie. Tłumaczył ją tłumacz Białego Domu, który był na linii w czasie rozmowy Tusk-Cheney.
Cała rozmowa w BBN była pełna emocji. Nie obeszło się nawet bez osobistych wycieczek.
- Pańskie ego jest rozdęte do monstrualnych rozmiarów - rzucił w pewnym momencie prezydent.
- Jeśli pan będzie mnie nadal obrażał, wyjdę - odparował Sikorski.