Mówią wraki
Na maszcie czarna flaga z trupią czaszką, na mostku kapitańskim jednooki brodacz z drewnianą nogą. To znaki rozpoznawcze łajby piratów. I choć pływało ich po morzach tysiące, nie pozostało po nich wiele śladów.
07.10.2009 | aktual.: 07.10.2009 14:38
Szacuje się, że na dnach mórz i oceanów spoczywa 3 mln wraków, z których ok. 50 tys. zatonęło z pełnymi ładowniami. Skrzynie pełne złupionej biżuterii i złota działają na wyobraźnię, więc poszukiwacze skarbów nie szczędzą pieniędzy i wysiłku, by taki okręt odkryć. Archeolodzy właśnie ich nazywają piratami. Dla nich liczy się tylko to, za ile znaleziony skarb można sprzedać, a nie historia, którą na jego podstawie można odtworzyć.
W lipcu dwaj Niemcy, Klaus Kepler i Martin Wenzel, znaleźli wrak „Forbesa”, który zatonął 9 września 1806 r. Jego kapitanem był Franzer Sinclair, szkocki korsarz na usługach angielskiego króla Jerzego III. Okręt pełen żelaza, opium oraz dopiero co zrabowanych Holendrom łupów, wpadł koło wyspy Belitung (między Sumatrą a Borneo) na rafę. Załoga uratowała się, ale skarb poszedł na dno. Nurkowie wyciągnęli teraz z wraku leżącego na głębokości 30 m butelki wina, złotą biżuterię, zastawę stołową, kryształy. Najwyraźniej Sinclair lubił blichtr i piękne przedmioty. Odkrywcy „Forbesa” są mniej subtelni. Ważne, że zainkasują od 5 do 10 mln euro. Po odjęciu 400 tys. na poszukiwania i oddaniu 50 proc. Indonezji i tak zostanie im okrągła sumka. Wenzel, sprzedawca nieruchomości z Drezna, dodaje z uśmiechem: „na świecie jest 30 mln zbieraczy starych monet, ja wolę te współczesne”.
Czarujący zbir
W 1724 r. Daniel Defoe – autor powieści o Robinsonie Crusoe – wydał pod pseudonimem Charles Johnson „Generalną historię rabunków i morderstw najbardziej zagorzałych piratów”. To on jest twórcą znanego do dziś wizerunku groźnego jednookiego pirata ze sztuczną nogą i papugą na ramieniu, który pływał po Karaibach. Teraz Hollywood zafundował nową ikonę barwnego kapitana Jacka Sparrowa z twarzą Johnny’ego Deppa (jego pierwowzór to pirat-dandys Bartholomew Roberts, zwany Czarnym Bartem, który słynął z zamiłowania do taft, jedwabiów, złotych ozdób oraz miłości do Johna Waldena, znanego jako Panienka Nanny), ale rzeczywistość była mniej kolorowa, a na pewno dużo starsza, bo wbrew powszechnym wyobrażeniom pirat nie jest wytworem osiemnastowiecznej literatury.
Większość informacji o piratach pochodzi z tekstów, te jednak często służyły propagandzie albo tworzeniu romantycznej legendy. Dobrze widać to na przykładzie piratów antycznych, pływających po Morzu Śródziemnym. Zanim w klasycznej Grecji i Rzymie pirat (od gr. słowa pejrates – próbować, osiągnąć) stał się synonimem złego obcego, morski rozbójnik – w czasach, gdy nie istniało rozróżnienie między wojną a piractwem – miał znacznie wyższy status. U Homera (który opisuje epokę brązu, ale przedstawia realia Wieków Ciemnych, czyli XI–VIII w. p.n.e.) morskie wyprawy łupieskie należały do etosu wojownika, przynosząc mu bogactwo i chwałę. Ponieważ herosom nie wypadało zajmować się handlem czy rolą, żyli z wojaczki i rozboju. Dopiero wielka kolonizacja grecka i powstanie szlaków handlowych sprawiły, że ranga kupców wzrosła, a piractwo zaczęto tępić. Ale piraci-herosi pozostali w literaturze antycznej (I–IV w. n.e.) i nowożytnej, bo mało która postać jest tak intrygująca: niezależna i dzika, ale zmysłowo-romantyczna.
Przystojni piraci-uwodziciele na stałe zagościli w romansach, a chciwi i groźni korsarze straszyli ze stron powieści przygodowych.
Cezar u piratów
Według Tukidydesa, stłumienie piractwa odgrywało istotną rolę podczas tworzenia się greckich potęg morskich i powstawania miast-państw. Plutarch pisze, że Ateny już w V w. p.n.e. walczyły z panoszącymi się na morzu rabusiami, później za ich największych wrogów uchodzili Rodyjczycy i Bizantyjczycy. Mimo to wszelkie próby pozbycia się rabusiów były nieskuteczne – pisze wybitny znawca historii starożytnej Philip de Souza w niedawno wydanej książce „Piraci w świecie grecko-rzymskim”. Od interpretacji i punktu widzenia zależało, kto był uznawany za pirata. W Grecji klasycznej, gdy piractwo zaczęto uważać za rzecz haniebną, piratami chętnie okrzykiwano politycznych przeciwników – Alkibiadesa, Filipa Macedońskiego i innych ludzi wywodzących się z kręgów polityczno-wojskowych, którzy w pewnym momencie sięgali po pirackie metody walki o władzę i wpływy.
Z tekstów wynika, że piraci mieli swoje bazy w Italii (Tyrreńczycy), na Bałkanach (Ilirowie i Etolowie), na Krecie i w Cylicji na południowym wybrzeżu Anatolii. Praktykowano również korsarstwo – Agatokles, tyran Syrakuz, w III w. p.n.e. przyzwalał na łupienie, z czego sam czerpał korzyści. Strabon natomiast zarzucał niektórym miastom, że ułatwiają piratom zbyt łupów i handel niewolnikami. To oni bowiem uchodzili za głównych ich dostarczycieli, choć tak naprawdę raczej ich nie zdobywali (to wymagało wypraw w głąb lądu), tylko zajmowali się ich redystrybucją. Wyjątkowo opłacalne były okupy. W 75 lub 74 r.p.n.e. w ręce piratów wpadł sam Juliusz Cezar podczas podróży na Rodos, gdzie miał studiować retorykę. Po przekazaniu okupu został uwolniony, wtedy zebrał flotę i tak długo ścigał swych porywaczy, aż ich pojmał i kazał ukrzyżować.
Postrach na pontonach
Gdy w III w. p.n.e. Grecy zarzucali Etolom „niezdrową skłonność do łupiestwa”, Rzymianie mieli kłopoty z napadającymi na ich statki Ilirami, rządzonymi przez króla Argona i królową Teutę. Największe problemy sprawiali piraci cylicyjscy, a wśród nich Diodotus Tryphon, który miał ambicję przejęcia władzy w Syrii. Konsul Marek Antoniusz Orator wyprawił się przeciwko nim w 103 r. p.n.e. Ze źródeł wynika, że ścigał ich aż do ich baz, gdyż tylko pozbawienie piratów przystani mogło rozwiązać problem. Prawdopodobnie niesłusznie zarzucono piractwo królowi Puntu Mitrydatesowi IV Eupatorowi (120–63 r. p.n.e.), nieprzejednanemu wrogowi Rzymu, który sam Rzymian nazywał „piratami łupiącymi cały świat”. De Souza podkreśla, że to, co piętnowane jest przez rzymskich kronikarzy jako piractwo, było często próbami ekspansji terytorialnej lub zachowania niezależności. Rzymianom udało się zapanować nad piratami dopiero w I w. p.n.e. Na Krecie krwawo rozgramiał ich Kwintus Cecylius Metellus, a w 67 r. p.n.e. konkurencyjną kampanię
rozpoczął wysłany przez senat Pompejusz (główną przyczyną tej decyzji były zablokowane przez piratów dostawy zboża)
. Rozprawienie się z piratami zajęło mu zaledwie 89 dni, gdyż proponował im dogodne układy i traktował wyjątkowo łaskawie. Stosował też przesiedlenia, ale to opanowanie baz pirackich na lądzie przyczyniło się do jego sukcesu. Kampania przeciw piratom i pokonanie Mitrydatesa sprawiły, że Pompejusz zyskał miano geniusza wojskowego. Paradoksalnie jego młodszy syn – Sekstus, przeciwnik polityczny Oktawiana – nazywany był przez przyszłego cesarza Augusta piratem. Gdy w I w. n.e. zapanował Pax Romana, a Morze Śródziemne stało się wewnętrznym akwenem Imperium Rzymskiego, łatwym do kontroli dla cesarskiej floty, aktywność piratów zmalała.
Na dwa wieki zapanował względny spokój. Piraci pojawili się znowu, gdy cesarstwo zaczęło chylić się ku upadkowi. Od VII w. Morze Śródziemne rozdzieliło świat chrześcijan i muzułmanów. Głównym zadaniem krążących po nim piratów i korsarzy było napadanie na statki innowierców, rabowanie i branie w niewolę ich załóg. I chociaż już Pliniusz ostrzegał, że wybrzeża Afryki są niebezpieczne, bo grasują tam arabscy piraci „pływający na nadmuchanych workach ze skór wołowych i używający zatrutych strzał”, dopiero w średniowieczu stali się oni postrachem dla mieszkańców chrześcijańskiej Europy.
Kto jest kto?
Wszelkie próby znalezienia materialnych dowodów na istnienie antycznych czy średniowiecznych piratów skazane są na porażkę – zatopione starożytne wraki nie mają wypisanych na burcie nazw, a miejsca bitew znane są w przybliżeniu. I chociaż wiemy, że rabusie najczęściej używali niewielkich, ale szybkich żaglowców, które umożliwiały im błyskawiczny atak i ucieczkę, to podobne okręty miała też flota wojenna. Niektórzy starają się wskazywać na dowody pośrednie.
W latach 80. pojawiła się teoria, że Falasarna – hellenistyczny port na Krecie – to baza piratów zniszczona w 67 r. p.n.e. przez Metellusa. Pomysł był kuszący, ale najnowsze badania (m.in. polskich archeologów z Uniwersytetu Gdańskiego, kierowane przez dr. hab. Nicholasa Sekunda) wykluczają taką interpretację. Podobnie w iliryjskiej osadzie Desilo nad rzeką Neretewą (na granicy Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny), gdzie w 2007 r. archeolodzy z Uniwersytetu w Mostarze znaleźli 16 wraków wypełnionych rzymskimi amforami. Od razu okrzyknięto je statkami iliryjskich piratów, zatopionymi przez Rzymian. Niestety, najnowsze badania archeologów z Muzeum Historii Kulturalnej Uniwersytetu w Oslo wykazały, że Desilo było raczej osadą handlową, a znalezione łodzie nie zatonęły w tym samy czasie, na co wskazuje różny wiek amfor. Piraci zagrażali imperium również na północy – dowodem na to są doniesienia o brzegu saskim (litus Saxonicum) i system fortyfikacji rzymskich po dwóch stronach kanału La Manche. Stacjonujące w
nich flota i wojsko miały kontrolować brzeg i zapobiegać najazdom barbarzyńskich (saskich, ale i frankijskich) piratów. Niektórzy badacze twierdzą, że zniszczone osady i wsie na wybrzeżach oraz pochowane skarby monet rzymsko-brytyjskich to pozostałości wizyt piratów. Ale jak odróżnić najeźdźców od piratów?
Niewidzialni
Nowożytne żaglowce pirackie przestały trzymać się brzegów, jak to miało miejsce w starożytności, i wypłynęły na otwarte wody. Ponieważ znane są z tekstów miejsca, gdzie zatonęły, udało się namierzyć lub przypadkowo odkryć kilka z nich. Koło Mauritiusu w 1980 r. zespół historyka Patricka Lisé natrafił na resztki żaglowca „Speaker” kapitana Johna Bowena, który zatonął w 1701 r. Nurkowie wyciągnęli instrumenty nawigacyjne, perły, sztabki złota, gliniane fajki oraz armaty i amunicję. Trzy lata później, nieopodal Cape Cod w Massachusetts, nurek Barry Clifford natrafił na dzwon z nazwą statku pirackiego „Whydah”, którym dowodził Czarny Sam Bellamy (1689–1717). Badania pozwoliły ustalić, że na jego okręcie nie było demokracji – jedynie w kajucie kapitana i wyższych oficerów znaleziono srebrne klamry pasków i eleganckie guziki, załoga musiała zadowolić się akcesoriami z blachy i cyny. Ten sam poszukiwacz w 2000 r. zlokalizował w porcie Île Sainte-Marie na Madagaskarze zatopiony w 1721 r. „Fiery Dragon” kapitana
Williama Condona, o przydomku Jednoręki Bill. Z okrętu nurkowie wydobyli fragmenty chińskiej porcelany, arabskie naczynia, gałkę muszkatołową. Zdaniem Clifforda, są to przedmioty zrabowane ze statku pełnego przypraw, jedwabiu, prochu i pieniędzy, który Condon złupił w pobliżu Bombaju w sierpniu 1720 r. (ten wyceniany na 375 mln dol. łup należy do pirackich rekordów). Mimo to nie wszyscy są przekonani, że to rzeczywiście „Fiery Dragon”.
Tak samo jest w przypadku słynnej „Zemsty królowej Anny” kapitana Blackbearda, postrachu Karaibów w latach 1716–18. Jego żaglowiec wpłynął na mieliznę koło Beauforet Inlet w Północnej Karolinie, kapitan próbował go ratować, ale nadaremnie. W 1998 r. amerykańska firma poszukiwawcza Intersal Inc. znalazła wrak, który uznała za galeon Czarnobrodego. Kapitan musiał mieć czas na wyniesienie wartościowych przedmiotów, bo nurkowie wydobyli jedynie armaty i kule, trochę ceramiki, cynowych talerzy, dwie butelki wina, gliniane fajki i żelazne pierścienie beczek. Najciekawsza była waga apteczna, szyjka butelki na lekarstwa oraz irygator do aplikowania leków na choroby weneryczne. Odkrywcy twierdzą, że to kuferek medyczny Czarnobrodego, ale sceptyków nadal to nie przekonuje, bo podobne apteczki znajdowały się na większości okrętów. Natomiast dwa lata temu, koło małej wysepki Catalina w pobliżu Dominikany, archeolodzy z Indiana University zlokalizowali „Quedagh Merchant” najokrutniejszego z piratów Williama Kidda
(1645–1701). Wieść gminna głosi, że na pokładzie znaleziono dokumenty okrętowe z zaznaczonymi miejscami, gdzie Kidd schował zrabowane skarby.
To typowe, bo w opowieściach o piratach na każdym kroku miesza się prawda z legendą. Próby weryfikacji tekstów za pomocą archeologii udają się rzadko, a sami piraci i korsarze, nawet ci ze złotych czasów piractwa (1650–1725), są dla archeologów najczęściej po prostu niewidzialni. Proteza ręki z hakiem zamiast dłoni, flagi z trupią czaszką, mapy skarbów – dotychczas nikt tego jeszcze nie znalazł. Samozwańczy władcy mórz wymykają się nauce tak skutecznie, jak wcześniej uciekali przed ścigającymi ich przedstawicielami prawa.
Agnieszka Krzemińska