ŚwiatMoskwa szykuje dla Ukrainy "scenariusz jugosłowiański"

Moskwa szykuje dla Ukrainy "scenariusz jugosłowiański"

Rebelia na Wschodzie Ukrainy trwa, a kraj stoi u progu bratobójczej wojny, inspirowanej przez agentów Federacji Rosyjskiej. Dlaczego popiera ich część miejscowej ludności i jakie wynagrodzenie, w obliczu ogólnego rozkładu i demoralizacji organów ścigania, proponują za ich schwytanie lojalni władzom w Kijowie oligarchowie?

Moskwa szykuje dla Ukrainy "scenariusz jugosłowiański"
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | ROMAN PILIPEY
Aleh Barcewicz

17.04.2014 | aktual.: 25.04.2014 10:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Rosyjscy żołnierze będą stać nie przed, tylko za plecami zwykłych ludzi. Niech tylko ukraińscy wojskowi spróbują strzelać do kobiet i dzieci! - zdradził dziennikarzom ponad miesiąc temu, tuż przed aneksją Krymu, Władimir Putin. Wielu pomyślało wtedy, że jest to tylko metafora. Jednak wkrótce okazało się, że groźbę prezydenta Rosji wobec Kijowa należy traktować dosłownie, bowiem stała się ona główną taktyką operacyjną rosyjskich dywersantów, zarówno na Krymie, jak też obecnie na Donbasie.

Jugosławia 2.0

Coraz głośniej mówi się o tym, że Moskwa szykuje dla Ukrainy "scenariusz jugosłowiański". Jeżeli poczytamy historię ostatniej bratobójczej wojny na Bałkanach, to dowiemy się, że pochodzi z niej również przywołana powyżej taktyka. Wykorzystywali ją, na przykład, Serbowie w walce z Chorwatami, blokując sprzęt wojskowy przeciwnika i atakując zza głów ludności cywilnej.

Miały tam miejsce jeszcze bardziej wyszukane chwyty: na przykład, oddział chorwackich żołnierzy czy policji spotykała przyjazna kobieta ze słowami "synowie, przecież jesteśmy jednym narodem", sadzała na podwórku do nakrytego stołu i odchodziła do domu po poczęstunek. A już za pół minuty z dachu budynku go gości strzelano z karabinów maszynowych...

Dowódcy takich grup "cywilów" byli najczęściej rekrutowani i szkoleni w dywersyjnych centrach w sąsiedniej Serbii.

Ci sami, co na Krymie

Według informacji niemal codziennie publikowanych przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy swoistymi zapalnikami obecnej sytuacji na wschodzie i południu kraju są dywersanci, wyszkoleni w sąsiedniej Rosji oraz funkcjonariusze Głównego Sztabu Wywiadowczego (GRU) Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.

- Jeden z przełożonych grupy w Słowiańsku, kontrolujących miasto, z którym robiłem wywiad, przedstawił się najpierw jako reprezentant "samoobrony" Krymu. Jednak po chwili, uświadamiając swój błąd, poprawił się, mówiąc, że reprezentuje oczywiście "samoobronę Donbasu". To są ci sami ludzie, którzy pracują według tego samego scenariusza, nawet tego nie ukrywając - mówi w wywiadzie dla WP dziennikarz Aleksander Borozienko, który od kilku tygodni obserwuje sytuację na Wschodzie Ukrainy, a przedtem pracował na Krymie.

- Są uzbrojeni po zęby, w karabiny maszynowe i snajperskie oraz w granatniki. Większość z nich unika kontaktu, delegując do komunikacji z mediami miejscowych. Jednak mogę jednoznacznie stwierdzić, że są twarze, które w zeszłym tygodniu widziałem w Doniecku, kilka dni temu w Gorłówce, a już dzisiaj w Słowiańsku. Mówią po rosyjsku bez ukraińskiego akcentu, w komunikacji radiowej stosują nawet rosyjskie sygnały wywoławcze. Wczoraj usłyszałem, jak jeden wołał drugiego przez radio mianem "Pitier" (kolokwialna nazwa Sankt-Petersburga w Rosji - przyp. WP). Wątpię, aby podobny pseudonim operacyjny nagle powziął sobie rodowity mieszkaniec miasta Słowiańsk obwodu Donieckiego - dodaje reporter.

Rewolucja ubogich

Dlaczego zatem miejscowa ludność sporadycznie popiera tych przybyszów? Lokalni urzędnicy oraz dowódcy oddziałów lokalnej milicji są często po prostu przekupywani przez Rosjan. Z kolei zwykli ludzie nie mają zaufania do proeuropejsko zorientowanych nowych władz w Kijowie. Dużą rolę odegrała tu również propaganda przeciw Majdanowi zarówno w mediach kontrolowanych przez władze Janukowycza, jak też i mediach rosyjskich, tradycyjnie popularnych na wschodzie i południu Ukrainy.

Regiony te również charakteryzują się jeszcze niższą stopą życia, niż w centrum i na zachodzie kraju. Popularny jest tu zatem typ "homo sovieticus", czyli ludzi, tęskniących za rzekomym dostatkiem i porządkiem społecznym, który panował w czasach radzieckich. Podczas gdy Euromajdan, przy niewątpliwym udziale nastrojów prosocjalnych i anty-oligarchicznych, był przede wszystkim rewolucją ukraińskiej klasy średniej, domagającej się wolności, rozwoju i niepodległości kraju, to ruch separatystyczny, zdobywający obecnie coraz większe rzesze zwolenników na wschodzie Ukrainy jest rewolucją warstw ubogich. Ową prawidłowość można zaobserwować nawet w samym obwodzie Donieckim.

- Zawładnięcie przez separatystów siedzibą administracji w stosunkowo zamożnej stolicy regionu nie budzi, jak na razie, wśród jej mieszkańców większego entuzjazmu. 2 tysiące manifestantów, zbierających się na prorosyjskie demonstracje w Doniecku, liczącym prawie milion mieszkańców, nie wygląda imponująco. Natomiast w biedniejszych miastach, takich jak Słowiańsk czy Gorłówka, procent poparcia dla rebeliantów jest zdecydowanie większy - mówi Aleksander Borozienko.

Polowanie na rebelianta

Być może dlatego, lojalni władzom w Kijowie lokalni przywódcy, próbują przełamać sytuację poprzez dramatyczne apele. Gubernator obwodu Dniepropietrowskiego oligarcha Ihor Kołomojski obiecał obywatelom Ukrainy, którzy zrezygnują z poparcia separatystów, 1000 dolarów za oddanie milicji karabinu, 2000 dolarów - za oddanie granatnika oraz 10 000 dolarów za schwytanie oficera rosyjskiego wojska lub wywiadu, którzy dowodzą grupami rebeliantów. Łączną nagrodę w wysokości 200 000 dolarów biznesmen, majątek którego Forbes ocenia na prawie 2,5 miliarda dolarów, zarządził za uwolnienie każdego budynku lokalnej władzy i przekazanie go państwu.

Jednak śledząc szybkość, z którą wzrasta na Ukrainie liczba uzbrojonych ludzi pod rosyjską flagą, pieniędzy na wypłacenie nagród Kołomojskiemu może po prostu nie starczyć. A wszystkie zdobyte budynki będą przekazywane już innemu państwu, które podobno kusi dowódców rebelii nie mniej sowitymi nagrodami.

Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (0)