ŚwiatMordy chrześcijan, wysadzają kościoły - zagrożenie rośnie

Mordy chrześcijan, wysadzają kościoły - zagrożenie rośnie

Nigeria pojawiła się na czołówkach gazet po antychrześcijańskich atakach w czasie Bożego Narodzenia. Zamachy na kościoły potępił papież Benedykt XVI. Ale to nie jedyne problemy tego kraju. Ostatnio w Nigerii, która jest największym eksporterem ropy na kontynencie, znów doszło do starć. Ich powodem nie była religia, ale... podwyżki cen paliw. Kolejny raz polała się krew. Sytuację w tym afrykańskim państwie analizuje dla Wirtualnej Polski Michał Staniul.

Mordy chrześcijan, wysadzają kościoły - zagrożenie rośnie
Źródło zdjęć: © AFP | Pius Utomi Ekpei

Obecnie w Nigerii liczą się właściwie tylko dwa tematy.

O pierwszym, czyli islamskiej sekcie Boko Haram i zamachach na chrześcijan, do których ostatnio niemal codziennie dochodzi, mówią media na całym świecie.

O drugim - pokojowych protestach, podczas których wyznawcy Chrystusa i muzułmanie ramię w ramię blokują najważniejsze miasta kraju, i który nazwano już nigeryjskim Ruchem Oburzonych - raczej na zewnątrz się nie wspomina.

Zobacz zdjęcia: Tam paliwo tak zdrożało, że ludzie wyszli na ulice

W rezultacie otrzymujemy obraz kraju pogrążonego w fanatyzmie i nienawiści. Kraju, w którym życie toczy się tylko i wyłącznie wokół wojny światów i religii; państwa, w którym nic innego się nie liczy. A prawda jest znacznie bardziej złożona.

Walka o stacje benzynowe

O tym, że w Nigerii wybuchną demonstracje, wiadomo było już od kilku tygodni. Na początku grudnia prezydent Goodluck Jonathan ogłosił plan budżetu na 2012 rok. Znalazło się w nim coś, co uderzyło Nigeryjczyków jak piorun: rezygnacja z subwencji na paliwo.

W przeszłości próbowano zrobić to kilka razy. Efekt zawsze był taki sam - obywatele wychodzili na ulice, związkowcy ogłaszali strajk, przemysł stawał, a rząd wycofywał się z pomysłu. Ekonomiści od dawna upierali się jednak, że tak dłużej być nie może: paliwowe subsydia, które utrzymywały cenę litra benzyny na poziomie 0,4 dol. (1,4 zł!), kosztowały państwo w zeszłym roku 8 mld dolarów. Eksperci od makroekonomii zgodnie twierdzili, że lepiej przeznaczyć te pieniądze na rozwój infrastruktury, bo ta jest, delikatnie rzecz ujmując, słaba.

Niestety, dla przeciętnego mieszkańca Nigerii kwestia ta wygląda zupełnie inaczej. 40 centów za litr to niewiele w porównaniu ze światowymi standardami, ale ogromna większość ze 160 mln Nigeryjczyków żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. Paliwa potrzebują nie tylko do napędzania samochodów, lecz też domowych generatorów, gdyż przerwy w dostawach prądu to w Nigerii codzienność. Nawet najmniejsza podwyżka ceny benzyny oznacza wzrost kosztów transportu do pracy, żywności i niemal wszystkich usług. Tymczasem wycofanie subwencji ("noworoczny prezent Jonathana dla rodaków", jak często się szydzi) podniosło opłaty na stacjach ponad dwukrotnie. Dla napiętych domowych budżetów to krytyczny cios.

A teraz zagadka: dlaczego Nigeria, będąc największym eksporterem ropy w Afryce, ma problem z dostarczeniem taniego paliwa obywatelom? Odpowiedź może zaskoczyć: otóż Nigeryjczycy niemal każdy litr benzyny i oleju napędowego muszą... sprowadzać po kosztach z zagranicy. W państwie funkcjonują zaledwie trzy zapuszczone rafinerie. W żaden sposób nie mogą zaspokoić krajowego zapotrzebowania na przetworzoną ropę. Dla Nigeryjczyków jest to kolejny - setny, a może i tysięczny - przykład na nieudolność ich polityków.

Jednocząca bieda

Na początku rząd podszedł do protestujących dosyć pobłażliwie. Nigeria uchodzi za jeden z najbardziej podzielonych krajów świata - żyje tam 250 grup etnicznych mówiących 300 językami i wyznających najróżniejsze religie. Ostatnie zamachy na kościoły i chrześcijan oraz ataki odwetowe na muzułmanach jeszcze bardziej pogłębiają istniejące różnice. Władze zakładały więc, że Nigeryjczycy nie będą w stanie jednomyślnie sprzeciwić się zmianom. Ale się pomyliły. Już w ciągu pierwszych dni demonstranci zablokowali największe miasta, tak na północy, jak i południu. Działali podobnie do buntowników z Tunezji i Egiptu - przy pomocy telefonów i internetu błyskawicznie informowali się o wydarzeniach "na froncie", ustalali miejsca zbiórek i metody działania. W sieci szybko zaczęły krążyć rozmaite poradniki dotyczące zachowywania się podczas manifestacji i przetrwania w sparaliżowanych dzielnicach. Wszystkie wzywają do tego, by nie używać przemocy. Jak na razie się udaje - ofiary, w tym kilka śmiertelnych, są efektem
nadgorliwości służb bezpieczeństwa. Nigeryjczycy w charakterystycznym dla siebie stylu ironizują, że rząd zaczął rywalizować z Boko Haram w konkurencji pt. "kto zabije więcej niewinnych cywilów?".

Nigeryjscy internauci dużo uwagi poświęcają jedności, która wytwarza się między uczestnikami protestów. W wielu miejscach modlących się muzułmanów własnymi ciałami osłaniali ich sąsiedzi chrześcijanie - i na odwrót. Różnice religijne okazują się słabsze od poczucia wspólnej krzywdy. W poniedziałek do rozgniewanych Nigeryjczyków przyłączyły się związki zawodowe, które ogłosiły strajk generalny. Z wiadomości dostępnych w momencie pisania tekstu wynika, że zamknięto wiele banków, sklepów, a nawet lotnisk. Autobusy i koleje miejskie stoją. Zamieszczane w internecie zdjęcia i filmy ukazują puste ulice gigantycznego Lagos - miasta, które na co dzień oplatają wielokilometrowe kolejki samochodów.

To, co zaczęło się jako bunt przeciwko wycofaniu subwencji na paliwo, stopniowo zamienia w manifestację rozpaczy wywołanej fatalną sytuacją w kraju. Prezes Banku Centralnego Nigerii stwierdził w weekend, że: kierowanie państwem to nie konkurs popularności. Jeśli pewne reformy są korzystne dla obywateli, to trzeba je wprowadzić - nawet gdy początkowo mogą sprawić im nieco problemów. Nigeryjski pisarz Sola Odunfa odpowiada mu na łamach serwisu BBC: - Pytam, ile trudności Nigeryjczycy mają jeszcze znosić, gdy brakuje prądu, wody pitnej, bezpieczeństwa, dróg, pracy, szpitali, dobrych szkół publicznych, a ceny żywności rosną prawie codziennie?

By załagodzić nastroje prezydent Jonathan ogłosił, że obetnie o jedną czwartą pensje pracowników przerośniętej administracji. Protestujący chcą jednak głębszych zmian. Kto ustąpi pierwszy?

Trucizna

W normalnych warunkach pozycja rządu byłaby w tej wojnie nerwów korzystniejsza - po kilku dniach strajków demonstranci zaczęliby odczuwać jego finansowy ciężar i zmęczenia, a część powoli wycofywałaby się do domów. Ale tym razem Jonathan może nie mieć czasu na czekanie. Nie w momencie, gdy w innych częściach kraju płoną kościoły i płynie krew.

Boko Haram powstała w 2002 roku jako niewielka sekta radykalnych muzułmanów skupionych wokół młodego kaznodziei, Mohammeda Yusufa. Chociaż otwarcie domagała się wprowadzenia szariatu w całej Nigerii i sprzeciwiała demokracji, przez lata nie traktowano jej poważnie. W 2009 roku członkowie organizacji zaatakowali kilka posterunków policji. Służby bezpieczeństwa odpowiedziały dokonując istnej masakry - zabiły około 800 ludzi (rzekomo samych islamistów), w tym Yusufa.

Czytaj więcej: Sekta terroryzuje kraj - wysadza kościoły i ogródki piwne Po roku ciszy Boko Haram dała o sobie ponownie znać, odbijając z więzienia kilkuset kompanów i przeprowadzając zamachy na restauracje, banki, komisariaty oraz nieprzychylnych polityków i duchownych, w tym muzułmanów. Działalność ekstremistów szczególnie nasiliła się po wyborach, które w kwietniu 2011 roku wygrał Jonathan Goodluck, chrześcijanin z południa kraju. Jego zwycięstwo wywołało wiele gniewu na w większości muzułmańskiej północy Nigerii. Ataki Boko Haram stawały się zuchwalsze i bardziej niszczycielskie. W połowie roku potrafili uderzyć na komendę główną policji i siedzibę ONZ w Abudży, stolicy kraju.

Nic jednak nie mogło przygotować Nigeryjczyków na to, co dzieje się od kilku tygodni. W Boże Narodzenie fanatycy wysadzili kilka kościołów w trzech stanach.

Zobacz zdjęcia: Zamordowali ich w święta

Od tego czasu właściwie codziennie zabijają chrześcijan żyjących na północy kraju. Tylko w miniony weekend zamordowali co najmniej 30 osób. W południowej Delcie Nigru doszło do już do ataków odwetowych, a ktoś wrzucił granat do szkoły, w której paroletnie dzieci uczyły się języka arabskiego. Niewiele pomaga wprowadzony przez rząd stan wyjątkowych w czterech regionach i wojsko na ulicach.

Do tej pory Boko Haram uważano za grupę zimnokrwistych morderców, których napędza nienawiść i gniew wywołany powszechną nędzą. Ale ostatnie wydarzenia podsuwają też inne wnioski. Prędkość, z jaką organizacja przemieniła się z małej sekty obecnej w dwóch zabiedzonych stanach w hydrę, która potrafi zaatakować jednocześnie kilka oddalonych od siebie o setki kilometrów miejsc jest zastanawiająca. Coraz więcej dowodów świadczy o tym, że czasami inne grupy podszywają się pod organizację założoną przez Yusufa i korzystają z chaosu. W listopadzie służby bezpieczeństwa odkryły, że cztery największe mafijne syndykaty wysyłają pogróżki podpisując się jako Boko Haram. Co ciekawe, tylko jeden z nich kierowany jest przez muzułmanów. Dwa tygodnie temu w Delcie Nigru złapano chrześcijanina, który w tradycyjnym islamskim stroju próbował podpalić kościół. Religijny terroryzm to wygodna przykrywka dla złych intencji.

W kwietniu wielu polityków, zwłaszcza z północy kraju, poprzysięgło Jonathanowi, że nie dotrwa jako prezydent do końca kadencji. "Szczęściarz" pochodzi z Delty Nigru, która od lat nie miała swojego człowieka na szczytach władzy. Wskakując na fotel głowy państwa Jonathan wepchnął się tam, gdzie część elit go nie chciała. Elit, które nie mogłoby sobie wyobrazić lepszego "prezentu" dla zapracowanego lidera niż Boko Haram - czymkolwiek dzisiaj jest. Sam prezydent przyznał w niedzielę, że "terroryści mają swoich zwolenników w rządzie i służbach bezpieczeństwa".

Masowe strajki i nieprzerwane zamachy - sytuacja Jonathana jest nie do pozazdroszczenia. Nie poradzi sobie z tymi dwoma problemami na raz. Z tajemniczymi napastnikami na pewno się nie dogada. Z demonstrantami - cały czas jeszcze może. A innej drogi już chyba nie ma.

Michał Staniul, Wirtualna Polska

Czytaj również blog autora: **Blizny ŚwiataBlizny Świata**

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)