"Mord na własnym narodzie". Ukraińscy jeńcy dostali rozkaz, wracają na front
Ukraińcy, którzy przeżyli rosyjską niewolę, "są odsyłani do czynnej służby często bez odpowiedniego leczenia" - alarmuje "The New York Times". - Rosjanie traktują ukraińskich jeńców bardzo brutalnie - mówi WP gen. Bogusław Pacek. - Sięgając po takich żołnierzy ukraińskie elity popełniają zbrodnię na własnym narodzie - dodaje gen. Waldemar Skrzypczak.
- Ponad połowa ukraińskich jeńców wojennych, z którymi rozmawiała misja ONZ w Ukrainie, stwierdziła, że podczas internowania padli ofiarą przemocy na tle seksualnym - stwierdził w Nowym Jorku prokurator generalny Ukrainy Andrij Kostin.
Teraz ci, którzy przeżyli rosyjską niewolę, wracają do wojska - informuje "The New York Times". Amerykański dziennik przedstawia przy tym historię żołnierzy, którzy na własnej skórze przekonali się, co to oznacza. Gazeta opisuje jednego z żołnierzy piechoty morskiej, który przez dziewięć miesięcy pozostawał w niewoli. Mężczyzna był w tym czasie torturowany psychicznie i fizycznie. Po zaledwie trzymiesięcznym odpoczynku i rehabilitacji został ponownie skierowany na front.
Piechur chętnie wrócił do służby. Jednak dramatyczne wspomnienia dały o sobie znać, gdy tylko przeszedł intensywny trening bojowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Zacząłem mieć retrospekcje i koszmary - powiedział. - Spałem tylko dwie godziny i budziłem się z mokrym śpiworem - dodał. U żołnierza zdiagnozowany został zespół stresu pourazowego. Skierowano go na opiekę psychologiczną.
Takich historii jest jednak więcej.
- Trauma jest czymś powszechnym na tej wojnie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. prof. Bogusław Pacek, autor książki "Psychologia wojny hybrydowej", który prowadził badania naukowe w Ukrainie i przyjrzał się problemom traumy wśród żołnierzy.
- Jest bardzo duża liczba czynników, które się na to składają. Oczywiście niewola i związane z nią dramaty to jedne z nich. Ale także sam fakt przebywania długo w warunkach bojowych powoduje popadanie żołnierzy w traumę. Składają się na to także inne czynniki: rozłąka z rodziną, śmierć kolegów, zmęczenie, ciągłe zagrożenie. To wszystko czynniki traumotwórcze - tłumaczy.
- Rosjanie traktują ukraińskich jeńców bardzo brutalnie: już na etapie wojny z lat 2014-2015 znane były kastracje, przypalanie, bicie, przemoc psychiczna i fizyczna, straszenie śmiercią rodziny. Bardzo poważną reakcją na występującą dość powszechnie traumę było nie tylko PTSD, ale także samobójstwa żołnierzy ukraińskich. To nie są pojedyncze przypadki, występowały one często - zaznacza.
Po traumie na front
Gen. Roman Polko podkreśla natomiast, że tacy żołnierze potrzebują odpowiedniej opieki. - To bardzo indywidualna sprawa, którą powinni ocenić dowódcy. I dlatego powinny być indywidualne rozmowy. Każdy jest inny, jeden szybciej zalecza swoje rany, inny radzi sobie gorzej - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Były dowódca GROM przywołuje doświadczenia z własnej służby, gdy żołnierze w chwilach wielkiego napięcia przekonywali się, że wojsko nie jest do końca miejscem dla nich. - Trudno mi odpowiadać za dowódców, którzy nimi kierują. Ci ludzie mają jednak bezcenną wiedzą, którą mogliby się podzielić z innymi - dodaje.
O indywidualnym podejściu wspomina także gen. Pacek. - Nie ma przeciwwskazań, żeby ludzie, którzy przeszli traumę wojenną, trafili po dłuższym czasie z powrotem na front. Ale po wielomiesięcznej terapii odreagowania. Musi to być świadome działanie specjalistów-psychiatrów i psychologów, z pomocą rodziny i bliskich. Najważniejsze jest stworzenie szansy, żeby człowiek wyszedł z traumy. Jeśli jest sprawny pod względem fizycznym i psychicznym, wtedy może wrócić - tłumaczy.
Wojskowy wskazuje przy tym, że traumy nie da się odreagować w krótkim okresie. - Nie ma zasady, wszystko zależy od indywidualnych cech. Nie ma norm. To musi być jednak dłuższy czas ze stabilnymi i przyjaznymi warunkami. Głębokiej traumy nie da się odreagować w miesiąc czy nawet trzy. Posttraumatyczne przeżycia można mieć po latach - podkreśla.
- Byłoby dobrze, żeby po głębokiej traumie żołnierze nie wracali na front, ale wojna trwa i dyktuje swoje warunki. Brakuje tysięcy żołnierzy, więc zdarza się, że ci, co są w okopach, już dawno nie powinni tam być. A część z tych, którzy tam wracają, nie powinna być kierowana na front - mówi gen. Bogusław Pacek.
Sytuacja na froncie wymusza powrót?
W poprzednim tygodniu Kijów podjął decyzję o zaprzestaniu wydawania dokumentów w punktach paszportowych poza granicami Ukrainy. Decyzja ta jest pochodną ustawy mobilizacyjnej, która w domyśle miała poprawić sytuację w związku z brakami kadrowymi.
Czy wpisuje się w to również kierowanie od razu na front żołnierzy powracających z niewoli? Gen. Pacek nie ma wątpliwości. - To działanie zdesperowanych decydentów, którzy wiedzą, że potrzebują ludzi, ale nie ma skąd ich brać. Nie ma chętnych, więc trzeba było znaleźć skuteczny sposób na ich pozyskanie na zasadzie obowiązku. Ukraina jest w dramatycznej sytuacji i nie ma innego wyjścia - ocenia.
- Zanim wejdzie w życie nowa ustawa o mobilizacji, wcielanie, pozyskiwanie żołnierzy na front odbywa się metodą "wycinania" w różnych strukturach wojskowych czego się da, tak żeby pozyskać dodatkowych ludzi do walki. Przykładowo: z instytucji, uczelni, zakładów militarnych obcina się struktury. Robi się tak dosłownie, gdzie się tylko da - mówi gen. Pacek.
Podobnego zdania jest gen. Waldemar Skrzypczak. - Ukraińskie elity polityczne są zupełnie pogubione. Sięgając po takich żołnierzy, popełniają zbrodnie na własnym narodzie - mówi Wirtualnej Polsce.
- Taki ruch odbija się na morale wojska. Umieszczenie takiego żołnierza wśród oddziałów frontowych to działanie wręcz destrukcyjne - ocenia.
I dodaje: - Powinien być zupełnie odseparowany od tego, co dzieje się na froncie. Powinien mieć zapewnione warunki, żeby do siebie doszedł. Takie osoby przeszły największą traumę, jaką można było przejść. Dla mnie to jest mord na własnym narodzie.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski