Mołdawia, czyli Wenezuela Europy. Kryzys, który połączył Rosję i USA
Proeuropejskie i prorosyjskie ugrupowania w Mołdawii połączyły siły, by pozbawić władzy rządzącego z tylnego siedzenia oligarchę Vlada Plahotniuka. Problem w tym, że ten wcale nie zamierza odchodzić. Jego bronią jest Trybunał Konstytucyjny.
Wenezuela Europy - tak komentatorzy i media zaczęli niedawno nazywać statystycznie najuboższe państwo kontynentu, Mołdawię. Porównanie nie dotyczy jednak tyle biedy, co sytuacji politycznej. Od 9 czerwca w Mołdawii - podobnie jak w Wenezueli - istnieją dwa konkurencyjne rządy.
Teoretycznie sytuacja powinna być prosta i przejrzysta. Po trzech miesiącach od wyborów udało się sformować rządzącą koalicję. Doszło przy tym do sytuacji wcześniej niespotykanej: nowy proeuropejski reformatorski blok opozycyjny ACUM połączył siły z postkomunistyczną i prorosyjską Partią Socjalistów Republiki Mołdawii (PSRM). Wszystko po to, by odsunąć od władzy człowieka, który mimo braku formalnej funkcji samodzielnie rządził krajem: Vlada Plahotniuka.
- PSRM to z pewnością nie jest nasz idealny partner koalicyjny, ale uznaliśmy, że trzeba było iść na kompromis dla dobra kraju - mówi WP Mihai Popsoi, wiceprzewodniczący mołdawskiego parlamentu i wiceszef ACUM. - Nie mogliśmy dłużej pozwalać Plahotniukowi plądrować kraju. Liczyliśmy się jednak z możliwością, że on nie odda dobrowolnie władzy - dodaje.
Trybunałem w opozycję
Plahotniuc to miliarder, najbogatszy Mołdawianin i lider Partii Demokratycznej Mołdawii, a przy tym jeden z najbardziej znienawidzonych polityków w Mołdawii. Mimo teoretycznie prozachodniej orientacji, jego rządy oznaczały w głównej mierze zawłaszczanie przez oligarchę państwa i jego instytucji. O Plahotniuku mówi się dziś wręcz jako o właścicielu Mołdawii. Dlatego kiedy wrogie sobie ugrupowania połączyły się, by pozbawić go władzy, oligarcha wykorzystał instytucje państwa, by do tego nie dopuścić.
Dzień po uzgodnieniu koalicji i powołania na premiera byłej doradczyni Banku Światowego oraz liderki ACUM Mai Sandu, wypełniony stronnikami Plahotniuka mołdawski Trybunał Konstytucyjny uznał, że nowy rząd jest nieważny, bo umowa koalicyjna została zawarta za późno - ponad 90 dni po wyborach. Sędziowie nie zauważyli przy tym faktu, że konstytucja mówi nie o 90 dniach, lecz o trzech miesiącach. I w tym terminie obie partie się zmieściły.
W efekcie przy władzy pozostał dotychczasowy premier i sojusznik Plahotniuka Pavel Filip. Ale na tym mołdawski TK nie poprzestał. Tymczasowo przydzielił Filipowi władzę prezydenta, zawieszając w obowiązkach głowy państwa Igora Dodona. Filip natychmiast zarządził nowe wybory, a Dodon odzyskał swoją funkcję. Po czym odwołał decyzję o nowych wyborach.
Przeczytaj również: Największy przegrany eurowyborów. "Rumuński Kaczyński" poszedł do więzienia
USA, Rosja i UE po tej samej stronie
W rezultacie Mołdawia ma dwa równoległe rządy, roszczące sobie prawo do reprezentowania kraju. W przeciwieństwie do Wenezueli, nie doszło do wybuchu przemocy. Inną różnicą jest też fakt, że tym razem po tej samej stronie sporu - nowej koalicji - stanęły Stany Zjednoczone i Rosja. We wtorek tak samo uczyniły państwa UE: Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Polska i Szwecja, uznając parlament jako prawowitą reprezentację Mołdawii.
Mimo to, kryzys wciąż jest trudny do rozwiązania. Do kraju przybędą wysłannicy z Komisji Weneckiej, jednak wątpliwe jest, by jej rekomendacje rozwiązały sytuację. Rozwiązaniem mogą być nowe wybory, ale i tu jest ostry spór. Nowa koalicja przegłosowała bowiem nową ordynację wyborczą, odwracając reformy faworyzujące PDM. Ale stary rząd nie uznaje tej zmiany.
Przeczytaj również: Oskarżenia wobec Ludmiły Kozłowskiej i "Otwartego Dialogu". Dziwna sprawa mołdawskiego raportu
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl