Panie doktorze, premier Mateusz Morawiecki poinformował o wyjechaniu w Polskę tak zwanych mobilnych punktów szczepień.
One zameldują się w każdym większym mieście wojewódzkim w naszym kraju. Ale dostaliśmy
także informację, że każdy taki mobilny punkt szczepień będzie miał do dyspozycji tylko
czy aż 2 500 szczepionek?
No ja cieszę się bardzo, bo nie ukrywam, że ten pomysł o mobilnych punktach szczepień próbowałem
promować od samego początku. Mobilne punkty szczepień to powinny być punkt szczepień, które docierają
do pacjenta. Ten pomysł został w jakim sensie nieopatrznie
zmieniony przy pierwszym konkursie, przy pierwszym naborze na punkty,
które miały być uruchamiane tylko z dowozem do pacjenta, czyli to miały być
te tak zwane punkty szczepień stacjonarne z możliwością dojazdu do pacjenta. To nie o to chodziło. Nam chodziło
o szczepionkobusy. I ja pierwszy wpis o szczepionkobusie, o ile dobrze pamiętam, robiłem gdzieś
na poziomie stycznia, bo chodziło o to, żeby jak najwięcej szczepionek dojechało
do osób, które są wykluczone elektronicznie, wykluczone dojazdowo, wykluczone
informatycznie, a takich ludzi mały mnóstwo w Polsce.
No dobrze, panie doktorze, ale to są może nie busy,
to są bardziej ciężarówki przystosowane oczywiście do bycia takimi mobilnymi punktami szczepień. Dojadą do dużych miast.
Tam pewnie też nie każdy będzie mógł dojechać. I widzimy, że ten weekend majowy to są 3 dni i 2500
szczepionek. To wydaje się bardzo mała liczba, jak na taki długi okres, gdzie będą działały te punkty szczepień.
Nie, nie, nie, to się nie rozumiemy. To znowu jest wypaczenie tej koncepcji. Autobus
szczepionkowy czy kamper, czy wszystko jedno, czy to będzie samochód ciężarowy - musi być dostosowany
wymogami do punktu szczepień na kółkach - ale on ma trafić do najmniejszych miejscowości, do gmin,
do powiatów, gdzie właśnie nie ma punktów dużych. Bo proszę sobie zadać pytanie, jak
wielu ludzi z Polski powiatowej, gdzie jest ilość mieszkańców na przykład poniżej tysiąca
w danym miasteczku czy wsi, ilu z tych ludzi się zaszczepiło? Oni mają problem
z dojazdem do dużego miasta, mają problem z zadzwonieniem, ze znalezieniem sobie punktu szczepień. A na ich terenie
nie ma lekarza rodzinnego, który prowadzi szczepienia. Dla tych osób mają być mobilne punkty szczepień. To nie mają być
drive thru czy to nie mają być punkty szczepień rozstawiane w okolicach galerii handlowych i
będziemy szczepić z samochodu - to jest zupełnie inna koncepcja. My musimy zorganizować dotarcie
ze szczepionką do najbardziej odległych i, tak jak powiedziałem, wykluczonych
transportowo, komunikacyjne miejsc w Polsce.
Sam ruch jest dobry, tylko chodzi o to, żeby to rozszerzyć i rozbudować na mniejsze jednostki w naszym
kraju, czy na mniejsze miasta, miasteczka i wsie.
Tak, chodzi o to, żebyśmy tak jak mammobusy czy dentobusy, żebyśmy jeździli do pacjenta -
o to chodzi. Oczywiście można to ustawić na rynku w miasteczku, żeby ludzie
z tego całego miasteczka wiedzieli, że to jest właśnie jeden centralny punkt, nie musimy stawać pod mieszkaniami czy pod domami tych ludzi, ale
chodzi o to, żeby dotrzeć do tych małych miejscowości i tam szczepić oczywiście w ścisłej współpracy z
lokalnymi samorządami. Bo przecież inaczej to będzie strzał w pustkę,
jeżeli my wcześniej tego nie przygotujemy, nie poinformujemy, że będzie szczepienie danego dnia od godziny takiej
do takiej - no to oczywiście ta akcja będzie nieskuteczna.
Panie doktorze, jeżeli chodzi o tę akcję powszechnych szczepień, powstają
nowe punkty, w których będzie można się szczepić, ale dzisiejsza Gazeta Wyborcza donosi, że punkty są, ale brakuje tam
szczepionek. Jak powszechny jest to problem, o jakich problemach słyszy pan od swoich kolegów lekarzy, którzy pracują szczególnie
właśnie w takich mniejszych ośrodkach?
Szczerze? Ja słyszę o tym od pierwszego dnia szczepień, że jest za mało szczepionek. Więc nic się tu nie
zmieniło. Cały czas potrzeby rynku są większe niż dostawy. I to jest
o tyle może smutne, że wiemy, że w magazynach jeszcze wciąż są pewne zapasy, że szczepionki
są w tej chwili na bieżąco dostarczane i moglibyśmy jeszcze więcej szczepionek z tych magazynów wydać. Zaczynają
się te ruchy już realizować, znaczy widzimy na przykład, że przystosowane
duże punkty szczepień, szczególnie przyszpitalne, mogą dostać szczepionkę w wersji zamrożonej.
To jest idealne. Bo to jest rozwiązanie właśnie dające pewną swobodę. Szpital tyle szczepionki
zamawia, ile uważa, że zużyje, powiedzmy, przez tydzień, a następnie sobie rozmraża codziennie tyle, ile potrzebuje. Tak że
to są dobre ruchy, ale one są niestety wciąż, można powiedzieć, no niewystarczające w sensie właśnie
pokrycia zapotrzebowania.
Czyli ciągle tych szczepionek brakuje.