Mnisi uwięzili oficjeli, bo ceny paliw wzrosły o 500%
Poturbowani przez siły
bezpieczeństwa w czasie środowej demonstracji birmańscy mnisi
buddyjscy zatrzymali w czwartek w swym klasztorze jako zakładników
ok. 20 przedstawicieli władz. Po kilku godzinach przeor klasztoru
ogłosił, że zatrzymanych zwolniono "w sposób pokojowy". Władze Birmy w sierpniu podniosły ceny paliw o ok. 500%, co wywołało falę protestów.
06.09.2007 | aktual.: 06.09.2007 12:16
Żołnierze i policja oddali w środę serię strzałów ostrzegawczych do tłumu demonstrujących przeciwko wzrostowi cen paliw mieszkańców miasta Pakkoku w centrum Birmy (przemianowanej przez wojskowe władze na Myanmar). W tłumie uczestników protestu znajdowało się około trzystu mnichów. Trzech z nich zostało poważnie rannych. Wojsko zatrzymała wielu demonstrantów, w tym co najmniej dziesięciu mnichów.
Gdy w czwartek rano grupa urzędników i przedstawicieli sił bezpieczeństwa przybyła do klasztoru, by - jak twierdzili - złożyć opatowi wyrazy ubolewania z powodu środowych zajść, rozgniewani mnisi zatrzymali wszystkich, podpalając też trzy policyjne samochody. Ostrzegli mieszkańców miasta, by nie mieszali się w sprawę, zapowiadając, że sami rozwiążą problem.
Pod bramami największego w mieście klasztoru Mahawithutayama, gdzie zamknięto grupę oficjeli, zebrało się ponad tysiąc mieszkańców miasta, chcących wesprzeć mnichów. Policja boi się nawet zbliżyć do tłumu - powiada cytowany przez BBC News jeden z uczestników demonstracji.
Władze Birmy w sierpniu zadecydowały o podniesieniu cen paliw o ok. 500%, co wywołało falę protestów w kraju.
Tradycyjnie mnisi buddyjscy w Birmie odgrywali zasadniczą rolę w najważniejszych wydarzeniach w dziejach kraju - w powstaniach przeciwko kolonialnym władzom brytyjskim, a także protestach opozycji w 1988 r. Szczególnie wpływowi byli mnisi z buddyjskich ośrodków w drugim największym mieście Birmy - Mandalay, gdzie zdaniem miejscowych źródeł panuje obecnie także napięta atmosfera.
Opozycja twierdzi, że władze naciskają na klasztory, by nie angażowały się w akcje polityczne czy protesty. Generałowie stają się coraz bardziej nerwowi. Wiedzą, że w chwili, gdy powstaną mnisi z Mandalay, nie będą już w stanie kontrolować sytuacji - wyjaśnił opozycyjny polityk z Rangunu, cytowany przez agencję Reutera.
Liczbę mnichów buddyjskich w Birmie szacuje się obecnie na 300 tysięcy.