Młodzi, zdolni, niepotrzebni?
Trzykrotny laureat „Pulitzera”, Thomas L.Fiedmann - zabierając ostatnio niezwykle ważny głos w dyskusji na temat sojuszniczej postawy Polski - stwierdził, że Stany Zjednoczone popełniły błąd, nie angażując się bardziej po 1989 roku w życie tego regionu Europy. Treść tego artykułu można sprowadzić do konkluzji, że zamiast do krajów arabskich, wielkie programy edukacyjne przewidujące studiowanie na uniwersytetach amerykańskich, powinny być skierowane właśnie do polskiej młodzieży, która ze względu na swą liczebność i umiejętności, wywrze niezwykle istotny wpływ na kształt zarówno przyszłej Polski i jej stosunku do USA, jak i całej Unii Europejskiej.
Według szacunkowych badań jest nas (młodych Polaków, których wiek waha się pomiędzy 15 a 29 rokiem życia) około 9 milionów. Mamy nadzieję, że coraz lepsza, jak by nie było, sytuacja naszego kraju - pozwoli nam zrealizować marzenia o dobrze płatnej pracy, częstych wyjazdach.
Problem w tym, że czasami wydaje się nam, że po prostu o nas zapomniano. Nie ma się co oszukiwać, rozpieszczać może nas tylko i wyłącznie rodzina, bo państwo nie za bardzo wie co zrobić z tyloma "swoimi dziećmi". Jeśli odwiedzamy już inne kraje z innej okazji niż 10-dniowy, wypoczynkowy turnus lub chęć zarobku, to jest to najczęściej stypendium, które refunduje nam jedynie koszty dojazdu i powrotu. Resztę trzeba sobie uzbierać samemu ( bagatela, średnio 10 tys. zł na pół roku). Oprócz tego istnieje możliwość skorzystania z jednego z programów (również odpłatnych) uczelniano – stażowych, oferowanych przez prywatne firmy specjalizujące się w branży typu „work and travel”.
A przecież umiejętnościami dorównujemy naszym zagranicznym rówieśnikom. Różnica polega na tym, że podczas gdy oni będą zwiedzać - w trakcie studiów – świat, w ramach licznych programów edukacyjnych, my będziemy w ich krajach strażnikami parkingów w wesołych miasteczkach, sprzedawcami popcornu, kelnerkami i barmanami.
Jeśli polskie elity polityczne wliczając kandydatki i kandydatów na fotel prezydenta zgadzają się na takie traktowanie "przyszłości ich narodu", pozwolę zadać sobie im proste pytanie: czy rzeczywiście chcecie zrobić z nas naród sprzątaczek i szoferów?