Mistele - niemieckie bezzałogowe samoloty kierowane przez autopilota
Niemcy przerobili myśliwce na bezzałogowe samoloty, które spełniały rolę bomb kierowanych przez autopilota. 4 km przed celem pilot bombowca przenoszącego Mistela schodził na wysokość 800 m, zaczynał nurkować pod kątem 30 stopni z prędkością 650 km/h. Po odłączeniu bezzałogowa bomba trafiała w cel dzięki autopilotowi. Za pomocą tej broni próbowano zniszczyć m.in. most w Warszawie.
23.10.2015 18:04
Niemieckie bombowce siały postrach w pierwszej fazie II wojny światowej, gdy III Rzesza była stroną atakującą. Do-17, He-111 i Ju-88 skutecznie wspierały nacierające wojska lądowe. Jednak gdy Wehrmacht znalazł się w defensywie na froncie wschodnim, okazało się, że Luftwaffe nie ma samolotów, które mogłyby zaatakować sowieckie fabryki zbrojeniowe przeniesione w rejon Uralu. W odróżnieniu od aliantów, ale również Sowietów, Niemcy nie posiadali bombowca dalekiego zasięgu, który przenosiłby wielotonowe ładunki bomb.
Ojciec i syn
Próbą zapełnienia tej luki w uzbrojeniu była koncepcja, która pojawiła się już na początku wojny - bezzałogowej latającej bomby połączonej z myśliwcem. Rozwiązanie zaproponował w 1941 roku pilot testowy Junkersa Siegfried Holtzbauer. Pomysł ten zainteresował rok później dowódcę Luftwaffe, Hermanna Göringa. Walorem tego rozwiązania było to, że w operacji nie tracono cennego samolotu myśliwskiego i jego pilota.
Program prac badawczych nad latającą bombą, którą zamierzano atakować okręty, uruchomiono 1 września 1942 roku, a nadzorował go Fritz Stamer. Początkowo niemieccy naukowcy wypróbowali połączenie różnych samolotów z szybowcem. Próby te zakończyły się sukcesem.
W bardziej zaawansowaną fazę program prac wszedł, gdy postanowiono połączyć bombowiec Junkers Ju-88 z myśliwcem Messerschmitt BF 109F. Potem zaczęto testować zestaw z myśliwcem Focke Wulf Fw 190. Zestawowi w tej konfiguracji nadano oznaczenie S-1, a z messerschmittem - S-2. Nieoficjalnie nazwano go Mistel (czyli jemioła). Ju-88 miał tworzyć układ w połączeniu z myśliwcem, którego pilot miał dolatywać z bombą w pobliże celu. Ten zestaw nazywano Vater und Sohn (ojciec i syn).
Samolot bombowy pozbawiono niepotrzebnej kabiny. Ładunek wybuchowy działał na podobnej zasadzie jak głowica bojowa w niemieckim granatniku przeciwpancernym jednorazowego użycia - pancerfauście. Około 3,5-tonowa głowica bojowa zawierała ponad 1700 kg ładunku wybuchowego, który był mieszaniną heksogenu i TNT. Zestawy treningowe przekazano do 2 Dywizjonu 101 Pułku Lotnictwa Bombowego (2/KG 101).
Zasiadający w kabinie samolotu myśliwskiego pilot w pełni kontrolował zestaw, bo jego maszyna miała połączenia elektryczne i hydrauliczne z junkersem. Podczas lotu w kierunku celu używane było paliwo ze zbiorników bombowca. Tym samym po odłączeniu myśliwiec miałby jego duży zapas. 4 km przed celem pilot schodził na wysokość 800 m, zaczynał nurkować pod kątem 30 stopni z prędkością 650 km/h. Po odłączeniu bezzałogowa bomba była kierowana na cel przez autopilota.
Niemieccy naukowcy niemal do końca doskonalili koncepcję użycia latających bomb, tworząc nowe wersje zestawów. Jednym z nich był bombowiec Ju-88H-4 z myśliwcem Fw 190A-8, pełniący funkcję maszyny naprowadzającej. Junkers zachował kabinę załogi. Oprócz tego miał radar i stanowisko z karabinem maszynowym.
Niespełnione nadzieje
Według pierwotnej koncepcji zestawy z mistelami miały być użyte przeciwko brytyjskim bazom w Gibraltarze i Scapa Flow w Szkocji oraz Leningradowi. Jednak rozwój wypadków na froncie spowodował, że nowa broń zadebiutowała na polu bitwy we Francji. Po lądowaniu aliantów w Normandii Niemcy postanowili użyć misteli przeciwko flocie alianckiej. W nocy z 24 na 25 czerwca 1944 roku pięć zestawów z 4/KG 101 wystartowało z lotniska w Saint-Dizier, aby zaatakować wrogie jednostki u ujścia Sekwany. Pilot jednego z nich odłączył się od bomby, gdy został dostrzeżony przez brytyjski myśliwiec Mosquito. Pozostała czwórka dotarła do celu. Eksplodujące niemieckie latające bomby najbardziej uszkodziły brytyjską fregatę HMS "Nith", na której zginęło dziewięciu lub dziesięciu członków załogi, a 26 odniosło rany. Okręt odholowano na remont do Anglii.
Niemcy ciągle przymierzali się do ataku na Scapa Flow. W sierpniu liczne mistele rozmieszczono w Grove w Szlezwiku-Holsztynie. Misja miała być wykonana z bliższych Szkocji lotnisk w okupowanej Danii. W planie było wysłanie kilkudziesięciu latających bomb. Jednak gdy brytyjskie bombowce zniszczyły niemiecki pancernik "Tirpitz", szkocka baza opustoszała. Brytyjska marynarka wojenna mogła bowiem spokojnie wysłać znaczącą część swych największych okrętów na Pacyfik, by wesprzeć walczących z Japończykami Amerykanów.
Po rozformowaniu 31 października 1944 roku KG 101, jednostką używającą misteli stała się II/KG 200, specjalizująca się w operacjach specjalnych i wykorzystująca samoloty zdobyczne. Potem miał je też KG 30.
Niemcy wykorzystywali latające bomby na froncie wschodnim. W planach, pochodzących jeszcze z końca 1943 roku, był wielki atak na strategiczne sowieckie cele przemysłowe. Operacja nosiła kryptonim "Żelazny młot". Jednak szybko przesuwająca się na zachód linia frontu, zwłaszcza utrata lotnisk w Prusach Wschodnich, spowodowała, że znalazły się one poza zasięgiem latających bomb Hitlera.
W ostatnich miesiącach wojny latające bomby Mistel z KG 200 były używane do powstrzymania marszu Armii Czerwonej na zachód. 1 marca 1945 roku jednostka dostała rozkaz zniszczenia ponad 100 mostów na Wiśle, Odrze i Nysie. Pierwszy atak miał miejsce 8 marca 1945 roku w rejonie Görlitz. Pięć zestawów misteli (według rozkazu miało być ich sześć), które wystartowały z lotniska Rechlin-Lärz, przeprowadziło 8 kwietnia 1945 roku ostatni atak powietrzny na Warszawę. Celem Niemców był most kolejowy koło cytadeli. Atak się nie powiódł, ale pilotom focke wulfów udało się powrócić.
Co prawda 12 kwietnia 1945 roku mistele zdołały uszkodzić mosty w rejonie Kostrzyna nad Odrą, ale powstrzymało to Armię Czerwoną przez dzień. 27 kwietnia 1945 roku siedem misteli z 2/KG 200 wystartowało z bazy Rostock-Marienehe, by znowu uderzyć na przeprawy w rejonie Kostrzyna. Tylko dwa z nich dotarły na miejsce, ale nie wykonały swego zadania i mosty pozostały nieuszkodzone. Ostatnią akcją był przeprowadzony 30 kwietnia 1945 roku atak wykonany czterema zestawami na mosty na Odrze między Gryfinem (Greifenhagen) a Tantow.
Operacyjnie używano tylko dwóch wersji zestawu Mistel. W pierwszej bombowiec Ju-88A-4 był połączony z myśliwcem Bf 109F-4, a w drugiej z Fw 190A-8. Były jeszcze testowane bombowce Ju-88G-1 połączone z Fe 190A-6 lub Fw 190A-8, Ju-88H-4 z Fw 190A-8 lub Fw 190F-6, a także Ju-88A-6 z Fw 190A-6.
Latające bomby Mistel były z pewnością niezwykle innowacyjnym pomysłem, ale w żaden sposób nie wpłynęły na przebieg wojny. Niemcy mieli ich zbyt mało. Do początków kwietnia 1945 roku wyprodukowano zaledwie około 250 takich bomb. Użycie operacyjne pokazało, że pozbawione osłony myśliwskiej wolne zestawy z mistelami są łatwym celem dla wroga. Jednak w tej fazie konfliktu Luftwaffe była już tylko cieniem dawnej potęgi i nie mogła wystawić odpowiedniej liczby myśliwców do osłony latających bomb.
Niemcy chcieli usunąć te słabości. Planowali opracowanie zupełnie nowych zestawów z maszynami wyposażonymi w silniki odrzutowe. Na to zabrakło im czasu i skończyło się tylko na rysunkach. Z układem Mistel eksperymentowały też inne firmy, ale żadne z ich rozwiązań nie weszło do produkcji.
Tadeusz Wróbel, Polska Zbrojna