Misjonarki - kobiety wśród uczestników misji pokojowych i stabilizacyjnych
Gdy do wozu wpadły promienie słońca, wiedziała, że nadeszła pomoc. Pamięta przerażoną twarz kolegi, gdy ją zobaczył. "Jest tak źle?" - pomyślała. Dobrze nie było. Miała złamany w trzech miejscach kręgosłup, uszkodzoną miednicę i uraz barku. Czekała ją dziewięciomiesięczna rehabilitacja. To tylko jedna z historii opisanych przez "Polskę Zbrojną", która przyjrzała się naszym misjonarkom.
Na stu żołnierzy w polskich kontyngentach wojskowych przypadają cztery kobiety - to dwa razy więcej niż w całej armii, ale jest to najniższy odsetek wśród państw NATO-6130285597505153c). Na misje wyjeżdżają nie tylko żołnierki, lecz także panie, które są pracownikami cywilnymi. Przez ostatnie dziesięć lat liczba tych pierwszych rosła wraz z kolejnymi rocznikami absolwentek, które opuszczały wyższe szkoły oficerskie i akademie wojskowe. Procentowy udział kobiet - pracowników cywilnych w niektórych misjach był znacznie wyższy, sięgał nawet 50 procent.
Na konferencji poświęconej służbie wojskowej kobiet psycholog podpułkownik Agnieszka Gumińska z Departamentu Wychowania i Promocji Obronności MON wśród motywów, którymi kierują się żołnierki wyjeżdżające na misje, wymieniła: spełnienie ambicji zawodowych, zdobycie doświadczeń, chęć sprawdzenia się w trudnych warunkach, a także poczucie wspólnoty z kolegami. Motywy są więc takie jak u mężczyzn.
- Jeżeli ktoś się nie sprawdza, zazwyczaj nie są to kobiety - mówi Gumińska. One rzadko rezygnują z misji przed terminem i korzystają z pomocy psychologicznej dla weteranów. Nie stwierdzono też dotychczas wśród kobiet zespołu stresu pourazowego (PTSD).
Magia liczb
Mimo że najwięcej kobiet służy w Wojskach Lądowych (987), nie wiadomo, ile jest wśród nich weteranek. - Żadna z żołnierek nie przekazała takiej informacji pełnomocnikowi dowódcy Wojsk Lądowych do spraw poszkodowanych w misjach - mówi Jacek Matuszak, specjalista w Wydziale Prasowym Dowództwa Wojsk Lądowych.
Takiej statystyki nie prowadzi także Stowarzyszenie Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. - Nie pytamy naszych członków, czy wystąpili o przyznanie statusu weterana - mówi Waldemar Wojtan, wiceprezes tej organizacji. Jedna weteranka poszkodowana (ranna w Afganistanie) należy do Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.
Ogólną statystykę prowadzi Oddział Zabezpieczenia Socjalnego Żołnierzy i Weteranów Departamentu Spraw Socjalnych MON, bo tam trafiają podania o przyznanie statusu weterana i weterana poszkodowanego. Do 15 lipca 2013 roku status weterana przyznano 7475 osobom, w tym 244 kobietom.
W grupie 405 weteranów poszkodowanych znalazło się sześć pań. Zaledwie dwie zwróciły się do ministra obrony narodowej o przyznanie zapomogi i ją otrzymały. Żadna nie wystąpiła o dofinansowanie na naukę. Przyznania statusu weterana poszkodowanego odmówiono ośmiu paniom i jedna z nich skierowała skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego (podobną drogę wybrało 33 mężczyzn, ale żadna skarga nie została uwzględniona).
Rakieta w kampie
Jedną z poszkodowanych weteranek jest podporucznik Magdalena Kozak, lekarka w Zakładzie Medycyny Pola Walki w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. O mundurze marzyła od dziecka. Jako lekarz cywilny pojechała na VII zmianę do Afganistanu. - Chciałam się dowiedzieć, czy sprawdzę się w ekstremalnych warunkach - opowiada. - Było to także niesamowite doświadczenie zawodowe. Takich przypadków medycznych jak tam nie ma w kraju.
W trakcie nocnego ostrzału rakietowego została ranna. - Rakieta wpadła do mojego kampu i wybuchła. Miałam poparzone stopy, obrażenia na ramieniu i plecach. To zaledwie trzyprocentowy uszczerbek na zdrowiu. Wstyd wspominać - opowiada. Rany się zagoiły, ale czasem dokucza rozcięgno podeszwowe, które naderwała, gdy podczas ostrzału biegła do schronu.
Po powrocie z Afganistanu Magdalena Kozak skończyła Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Lądowych, została podporucznikiem i włożyła upragniony mundur. W sierpniu 2012 roku prezydent Bronisław Komorowski odznaczył ją Gwiazdą Afganistanu za to, że pod ostrzałem rakietowym pomagała poszkodowanym żołnierzom, chociaż sama była ranna. Niedawno wróciła z XII zmiany PKW Afganistan i ma nadzieję, że nie była to jej ostatnia misja.
O status weterana wystąpiła do MON-u podporucznik Agnieszka Pytko z 12 Brygady Zmechanizowanej. Po raz pierwszy pojechała na misję w 2007 roku. Z myślą o takim wyjeździe dwa lata wcześniej zaciągnęła się do wojska. - Misjonarzem człowiek jest całe życie, wystarczy odkryć tę pasję - uważa Agnieszka. Ona bakcyla połknęła w 2001 roku, gdy jako fotograf wzięła udział w misji humanitarnej w Ugandzie. Zdjęcia robiła także na I zmianie PKW Afganistan, gdzie przygotowywała również prezentacje multimedialne pokazujące pracę naszych żołnierzy.
- To nie były ćwiczenia na poligonie - wspomina. - Każdy wyjazd poza bazę oznaczał narażenie życia - podkreśla. Po trzech latach pojechała ponownie. Na VII zmianie PKW Afganistan trafiła do sekretariatu dowódcy. Jak obliczyła, na I zmianie 130 razy brała udział w patrolach, a na VII takie wyjazdy mogła policzyć na palcach jednej ręki. Co jednak nie oznaczało, że zagrożenie było mniejsze.
Gdy weszła w życie ustawa o weteranach, Agnieszka wystąpiła o taki status. - Identyfikuję się z misjonarzami, a ten status jeszcze mocniej związał mnie z tą grupą - wyjaśnia. 13 sierpnia dostanie awans na wymarzony stopień porucznika. Z informacji Departamentu Spraw Socjalnych MON wynika, że we wcześniejszych latach misjonarki, którym przyznano status weterana, najczęściej pracowały w administracji lub służbie zdrowia, w latach późniejszych przede wszystkim jako żołnierze na stanowiskach administracyjnych i dowodzenia.
W poprzednim dziesięcioleciu rocznie na misje wyjeżdżało około 50 żołnierek. Były w Kosowie, Libanie, Syrii, Iraku. Armia potrzebowała średniego personelu medycznego i lekarzy. To się zmieniło po 2003 roku, gdy mury wyższych szkół oficerskich, a potem także akademii wojskowych zaczęły opuszczać również specjalistki w wielu dziedzinach. Rozszerzony został też zakres stanowisk dla kobiet na misjach. Od 2004 roku służą one jako dowódcy plutonów, szefowie sekcji - zastępcy dowódcy kompanii, telegrafistki-telefonistki, oficerowie łącznikowi i operacyjni.
W Iraku kobiety można było spotkać także na takich stanowiskach, jak starszy oficer, młodszy specjalista, oficer planowania i operacyjny, szef zespołu, dowódca plutonu, konsultant do spraw psychoprofilaktyki, psycholog, radca prawny, kierownik kancelarii. W 2012 roku w misjach uczestniczyło 110 żołnierek: 93 były w Afganistanie, 15 służyło w Kosowie oraz dwie - w Bośni i Hercegowinie.
Piach, kurz, ostrzały z moździerzy czy granatników - te elementy życia frontowego są dobrze znane nie tylko żołnierzom, lecz także cywilom zatrudnionym na misjach, którzy niosą pomoc rannym czy zajmują się edukacją miejscowej ludności. W Iraku na czterech pracowników cywilnych przypadała jedna kobieta, najczęściej pielęgniarka, tłumacz, lekarz, analityk, specjalista do spraw służby zdrowia, psycholog, archeolog. W PKW KFOR kobiety zatrudnione były jako tłumaczki, w Syrii (UNDOF) - tylko w służbach medycznych. W Libanie (UNIFIL) większość pań pracowała w służbach medycznych, pozostałe - jako kucharki, kelnerki, telefonistki. Na misji SFOR lub EUFOR na Bałkanach kobiety były głównie tłumaczkami i pielęgniarkami.
Od wiosny 2012 roku, gdy w życie weszła ustawa o weteranach, cywilni weterani mają swojego opiekuna w Dowództwie Operacyjnym. Podopiecznymi Barbary Bartkowskiej jest 77 osób, uczestników ostatnich misji, w Iraku i Afganistanie, oraz oenzetowskich, między innymi w Syrii i Libanie. Jest wśród nich 30 kobiet. Były pielęgniarkami, lekarzami, ratownikami medycznymi, anestezjologami, ekspertami i doradcami. Barbara Bartkowska pomaga im uzyskać status weterana. Służy radą, jak skompletować potrzebne dokumenty. Weterankami zostało już dziewięć kobiet, trzy otrzymały status weterana poszkodowanego.
Cywilni pracownicy misji nie mają własnej organizacji. Niektórzy należą do Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, inni do Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Większość pozostaje jednak niezrzeszona. Dlatego tak ważne były dla tej grupy obchody Dnia Weterana we Wrocławiu. Na spotkaniach po latach wspomnieniom nie było końca.
Przerwana misja
Jedną z podopiecznych Barbary Bartkowskiej jest Paulina Stępień. Na VII zmianie PKW Afganistan była ratownikiem medycznym. - Nie pojechałam tam, aby siedzieć w bazie, lecz by wyjeżdżać na patrole, więc zgłaszałam się na ochotnika - wspomina. Czasem wyruszali dwa-trzy razy dziennie. Czy się bała? Pierwszy raz strach poczuła podczas ostrzału. Myślała jednak wtedy nie o tym, że się boi, lecz żeby jak najszybciej pomóc rannym kolegom, których Rosomak wjechał na "ajdika".
27 lipca 2010 roku była w zespole szybkiego reagowania, który wyjechał z bazy, aby wesprzeć pluton saperów. Nagle usłyszała huk. Gdy się ocknęła, było cicho, czuła silny ból i zapach wyciekającego paliwa. - Nie wiedziałam, co się dzieje z chłopakami. Wzywałam każdego po imieniu, odpowiadali. Nie odzywał się tylko Mariusz, jak się potem okazało, najciężej ranny - wspomina Paulina. Gdy do wozu wpadły promienie słońca, wiedziała, że nadeszła pomoc. Pamięta przerażoną twarz kolegi, gdy ją zobaczył. "Jest tak źle?" - pomyślała. Dobrze nie było. Miała złamany w trzech miejscach kręgosłup, uszkodzoną miednicę i uraz barku. Czekała ją dziewięciomiesięczna rehabilitacja.
- Zgłosiłam się do szkoły oficerskiej, gdy po raz pierwszy przyjmowali ratowników medycznych. Miałam wątpliwości, czy zdam egzamin z WF-u, ale się udało - mówi Paulina. 27 lipca 2012 roku, w drugą rocznicę wypadku, pomyślnie przeszła egzamin oficerski. Została podporucznikiem. Dziś pracuje w Wojskowym Ośrodku Medycyny Prewencyjnej w Gdyni na stanowisku ratownika sekcji ewakuacji medycznej.
Gdy odbierała Gwiazdę Afganistanu, dowiedziała się, że może wystąpić o status weterana poszkodowanego. Szczegółowe informacje dostała z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. W czasie obchodów Dnia Weterana we Wrocławiu po raz pierwszy od dawna spotkała się z chłopakami z plutonu. Pozostało jednak uczucie niespełnienia, że nie ukończyła tej misji.
Małgorzata Barwicka, "Polska Zbrojna"