Mirosław Pęczak dla WP.PL: to dlatego skini nienawidzili punków
Kim byli bikiniarze? Skąd wzięli się hipisi oraz gitowcy? Dlaczego skini nienawidzili punków? Mirosław Pęczak, kulturoznawca, socjolog i specjalista od subkultur młodzieżowych opowiada WP.PL o przemianach subkulturowych na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Publikujemy pierwszą część rozmowy.
11.04.2014 | aktual.: 11.04.2014 16:14
Jan Stanisławski, Wirtualna Polska: Od lat zajmuje się pan tematyką subkultur. Jaka była pierwsza istotna grupa młodzieżowa w powojennej Polsce?
Mirosław Pęczak: Pierwsi byli niewątpliwie bikiniarze. Na początku termin był stosowany do ogółu młodzieży, która chciała się wyróżnić na tle społeczeństwa. Z czasem wykrystalizowała się oddzielna grupa. Cechą odróżniającą ją od reszty było ekstatyczne umiłowanie muzyki jazzowej i kultury amerykańskiej. Przejawiało się w to w charakterystycznym ubiorze: szerokiej marynarce, wąskich spodniach, butach na grubej, gumowej podeszwie, jaskrawych skarpetkach i kolorowym krawacie. W latach 40. i 50. Polska, jak i cała Europa przeżywała fascynację Ameryką i stamtąd czerpała wzorce. Wtedy panowała moda na elegancję i tak też nosili się bikiniarze.
Kolejną subkulturą byli chuligani, którzy znani byli już na początku XX wieku. Powstanie tej grupy wiązało się z rozwojem aglomeracji i trudnym życiem na obrzeżach miast. W Polsce dodatkową rolę odegrały syndrom wypalenia wojną i związana z nią anomia. Członkowie tej subkultury byli agresywni i za wszelką cenę chcieli zrobić wokół siebie szum. Zawsze działali w grupie, bo wtedy byli silniejsi. Wygląd zewnętrzny nie miał dla nich specjalnego znaczenia.
Różnice między obiema grupami były zasadnicze. Pierwsza dotyczyła pochodzenia społecznego. Bikiniarze byli przeważnie dziećmi z rodzin inteligenckich, a chuligani wywodzili się z lumpenproletariatu. Dokładnie opisuje to książka "Niebezpieczne ulice" Czesława Czapowa, która zajmuje się kwestiami gangów młodzieżowych w tamtym okresie.
WP:
W czasach PRL-u najbardziej popularne były dwie grupy: hipisi i gitowcy. Która pojawiła się jako pierwsza?
- Pierwsi polscy hipisi nie wiedzieli nawet, że nimi są. Dopiero na przełomie 1967 i 1968 roku do Polski zaczęły przenikać pierwsze informacje dotyczące tej kultury. Rola prasy była w tym przypadku ogromna. I tak dzięki artykułowi o amerykańskich hipisach w magazynie "Forum", rodzima długowłosa młodzież dowiedziała się o istnieniu ruchu bazującego na idei "Peace and love". Młodzież hipisowska, podobne jak bikiniarze, pochodziła najczęściej z rodzin inteligenckich, z szerszym dostępem do muzyki i kultury zachodniej.
Szybko wyłonili się nieformalni liderzy tego środowiska, m.in. Ryszard Terlecki z Krakowa zwany "Psem", obecny poseł PiS, a wtedy narzeczony Kory i miłośnik kleju. W Warszawie hipisi skupiali się wokół osoby Józefa "Proroka" Pyrza, studenta Akademii Teologii Katolickiej. Miałem styczność z tym środowiskiem. Dużą role odrywali wtedy też współzałożyciel Maanamu Milo Kurtis i Marek Garztecki zwany "Turkiem". Co ciekawe, działali oni z wykorzystaniem legalnych instytucji publicznych. Na przykład w Staromiejskim Domu Kultury "Turek" założył klub dyskusyjny, który nazywał się "Jajo pełne muzyki". Wszyscy lokalni hipisi przychodzili tam i słuchali razem płyt. Wtedy był zupełnie inny dostęp do muzyki i pojawienie się każdej zagranicznej płyty było nie lada wydarzeniem.
WP:
Gdzie jeszcze spotykali się hipisi? Mieli swoje specjalne miejsca?
- W 1968 roku powstała pierwsza komuna hipisowska założona w podwarszawskim Ożarowie przez wyżej wymienionego "Proroka". Milicja była wściekła, bo mimo częstych interwencji nie mogła członkom komuny przedstawić żadnych zarzutów. Odbywały się tam seminaria, dyskusje, imprezy. Pojawiali się wybitni artyści jak np. Henryk Stażewski. Przychodzili też filozofowie, naukowcy z ATK etc. Przez parę lat komuna świetnie funkcjonowała.
WP: Wspomniał pan o częstych interwencjach milicji. Hipisi w tamtych czasach chyba nie mieli lekko?
- Delikatnie mówiąc mieli przechlapane. Prze swój wygląd zewnętrzny sami wystawiali się na odstrzał. Na początku lat 70. milicja urządzała obławy na długowłosych. Brali wszystkich jak leci i strzygli maszynkami na łyso. Ale przez to, że polscy hipisi byli tak szykanowani, umacniali się i solidaryzowali ze sobą. Wytworzył się etos hipisa jako uciemiężonego oponenta systemu. Presja była zewsząd - ze strony milicji, szkoły, a nawet sąsiadów. Nikt nie akceptował długowłosych.
WP:
Zwłaszcza gitowcy?
- Gitowcy pojawili się jako odpowiedź na subkulturę hipisów. Pochodzili - podobnie jak wcześniej chuligani - z klasy robotniczej. Zazwyczaj byli uczniami szkół zawodowych i techników, rzadko zdarzały się takie osoby w liceach. Na pierwszy rzut oka widać było dysproporcję między hipisami i gitowcami, jeśli chodzi o zamożność.
Pierwsi reprezentanci tego nurtu pojawili się na warszawskim Mariensztacie. Były to dzieci budowniczych pracujących przy odbudowie Starego Miasta. Niektórzy z nich jeszcze żyją, ale większość zapiła się na śmierć. Obraz tej subkultury doskonale oddaje film dokumentalny Kuby Nagapczyńskiego pt. "Gitowcy".
WP:
Na czym polegał ich fenomen?
- Przede wszystkim wyprowadzili tajny język, którym posługują się więźniowie w zakładach karnych, "na wolność" i upowszechnili go. Grypsera straciła swój pierwotny charakter i funkcje, bo przecież wcześniej służyła bezpiecznemu komunikowaniu się osadzonych, tak aby klawisze ich nie rozumieli.
Gitowcy imitowali wzorce dorosłej grypsery na wolności. Tatuowali się według kodu obowiązującego w więzieniach. To było zwyczajne pozerstwo. Słabo miał np. ten, który miał na pagonach (ramionach - przyp. red.) wytatuowany stopień pułkownika, gdy trafiał pod celę od razu stawał się cwelem...
WP:
Jak wyglądał przeciętny gitowiec?
- Fryzura na tzw. małpę, czyli krótko z przodu, długo z tyłu. Pod lewym okiem obowiązkowo cynkwajs (szara kropka - przyp. red.). Pod prawym okiem robiono cynkwajs za karę i oznaczał on cwela. Bardzo popularne były również kropki tatuowane na palcach i napisy "love" i "hate" - również na dłoniach. Najbardziej spektakularne były tatuaże na powiekach. Gitowcy nosili tzw. szwedki, czyli ortalionowe wiatrówki ze ściągaczem włóczkowym. Nazwa pochodzi od pierwszych tego typu ubrań, które były produkcji szwedzkiej. Jeżeli chodzi o spodnie, to były to zwykłe jeansy lub "szwedy", czyli szerokie spodnie z wąską talią.
WP:
Gitowcy byli negatywnie nastawieni do chłopaków w długich włosach i dzwonach. Jak wyglądały te relacje?
- Charakteryzowały się obopólną nienawiścią. Jak dochodziło do awantury, wszyscy się bili. Hipisi zapominali wtedy o swojej wzniosłej ideologii "peace and love". Czasem jednak bywało, że nie stosowali przemocy lub po prostu uciekali. W swojej książce Wojciech "Tarzan" Michalewski opisuje przypadki pobić hipisów przez gitowców, ale też gwałt gitowców na dziewczynie, na który hipisi nie zareagowali...
Gitowcy od zawsze podkreślali swoją "swojskość" i lokalny patriotyzm. Hipisi uchodzili za kosmopolitów i indywidualistów. Była to taka sama relacja jak w przypadku bikiniarzy i chuliganów. WP: W pewnym momencie subkulturę hipisów wyparli punki. Na fali popularności festiwalu Jarocin młodzi ludzie coraz częściej golili się na tzw. irokezy i stawali się buntownikami. Jak pan wspomina tamten okres?
- Pierwsze punkowe załogi pojawiły się jeszcze w latach 70. W Warszawie najmocniejszym ośrodkiem tej subkultury było XXVII Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Czackiego. Uczęszczał tam m.in. Tomek Lipiński, współzałożyciel Tiltu i Kryzysu, a później Brygady Kryzys.
W Warszawie najważniejszym punktem na mapie punków był klub studencki Remont. Tam zespoły - m.in. Tilt i Kryzys - miały swoje kanciapy do prób, kwitło tam życie towarzyskie i kulturalne. Początek dużej fali punku zbiegł się z festiwalem "Solidarności" w sierpniu 1980 roku. Wtedy w ogóle zaczęło się w Polsce dużo zmieniać.
WP:
Jak wyglądali pierwsi punkowcy?
- To był taka "biedniejsza" wersja punków z Wielkiej Brytanii. Takie Sex Pistols, ale jeszcze bez Sida Vicious'a. W Polsce nie były wtedy jeszcze szeroko dostępne skórzane kurtki. Największa manifestacją przynależności do tego nurtu była więc fryzura, tzw. irokez. Dla punków najważniejsze było, żeby jak najbardziej odróżnić się od innych. Ale zrobić to tak, żeby jednocześnie być w grupie podobnej sobie. Bardzo często w subkulturach chodzi o względy estetyczne.
WP:
Czy można powiedzieć, że punk to subkultura buntu przeciwko systemowi?
- Z tą świadomością bywa bardzo różnie. Znakiem szczególnym punków było zjawisko śmietnika symbolicznego tzn. można było być wyznawcą sprzecznych ze sobą ideologii. Na przykład być wyznawcą anarchizmu, a jednocześnie konserwatyzmu. Pamiętajmy, że członkowie subkultur to są ludzie bardzo młodzi i często nie mają jeszcze zdefiniowanego światopoglądu. Tak też było w przypadku punków.
Niedługo po punkach na ulicach pojawili się skinheadzi, którzy - tak jak wcześniej gitowcy do hipisów - byli wrogo nastawieni do ludzi z irokezami. Punki w odróżnieniu od hipisów byli jednak zawsze chętni do walki. Na czym polegał konflikt tych dwóch subkultur? WP:
- Pierwszy raz widziałem zorganizowaną załogę skinheadów w 1983 roku na Torwarze podczas koncertu punkrockowego zespołu UK Subs i Republiki. Miałem wtedy stary skórzany płaszcz po dziadku i dlatego byłem postrzegany jako swój człowiek. Pamiętam, że skini najpierw zrobili młyn podczas koncertu UK Subs, a później znęcali się nad fan clubem Republiki. Doszło do regularnej bójki.
Pierwsi skini to było środowisko byłych punków z klubu Remont, którzy stwierdzili, że "punk się sprzedał". Postanowili więc zrobić coś innego. Chcieli działać bardziej radykalnie. Ale, co ciekawe, skinheadzi nie mieli wtedy żadnych zapędów nacjonalistycznych.
WP:
Czym charakteryzowali się pierwsi skini?
- Wyglądali bardzo podobnie do tych późniejszych. Wszyscy byli ogoleni na łyso, mieli ciężkie glany, szelki i skórzane kurtki (później zastąpione przez tzw. flyersy). Od początku wzorowali się na wyglądzie skinów z Wielkiej Brytanii. To była zaniedbana młodzież pochodząca z rodzin dysfunkcjonalnych. Podobnie było wcześniej z chuliganami i gitowcami. Uważani byli za środowisko kryminogenne.
WP: Wróćmy do konfliktu między skinami a punkami. Czy chodziło tylko o to, że "punk się sprzedał"?
- Nie. Później spór nabrał znaczeń ideologicznych. Stało się to w momencie, kiedy powstały ramy instytucjonalne punków. Pojawiły się pierwsze półprofesjonalne organizacje - Międzymiastówka Anarchistyczna czy gdański Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, które wydawały pierwsze undergroundowe ziny "Antena Krzyku" i "Honek". Wtedy skini stwierdzili, że punki to lewicowa hołota, która trzeba za wszelką cenę tępić.
WP:
W którym momencie u skinów pojawiła się ideologia nacjonalistyczna?
- W 1989 roku w Pałacu Kultury i Nauki odbył się Kongres Prawicy Polskiej, którego organizatorem był Janusz Korwin-Mikke. Na spotkaniu pojawili się m.in. przedstawiciele Narodowego Odrodzenia Polski i Stronnictwa Narodowego "Szczerbiec". Podczas kongresu uczestnicy nobilitowali te organizacje i przyciągali do nich skinheadów. Wtedy rozpoczęła się fala ideologizacji skinów, którzy przekształcali się w quasi-politycznych działaczy. Nienawiść do homoseksualistów i Żydów, niechęć do obcokrajowców - na tym opierał się ich światopogląd.
WP:
Warto zaznaczyć, że skini dzielili się na podgrupy ze względu na ideologię. Red-skins, nazi-skini, oi-skins, narodowcy - to tylko niektóre z nich. Jak współżyły ze sobą poszczególne podgrupy i czym się od siebie różniły wizualnie?
- Silne środowisko tzw. red-skins najbardziej rozpowszechniło się w Łodzi. Były to bojówki mocno lewicowe, które trzymały sztamę z anarchistami. Mieli zbliżone poglądy do punków, ale dużo bardziej radykalne - chcieli np. walczyć za pomocą broni palnej. Podobny ruch rozwija się teraz w Niemczech (bojówkarze niemieckiej Antify byli głównymi agresorami podczas zamieszek w Warszawie 11 listopada 2012 r. - przyp .red.)
Red-skins nienawidzili się z nazi-skins, mimo że na pierwszy rzut oka niczym się od siebie nie różnili. Wszyscy mieli łyse głowy, obcisłe jeansy, szelki i ciężkie glany. Nazi-skins wyróżniali się właściwie tylko charakterystycznymi tatuażami. Często dziergali sobie pod pachą runy SS.
WP:
Czy współczesną subkulturę kibicowską można porównać do skinów z lat 80. i 90.?
- Jeżeli chodzi o ideologię tak, bo w obu środowiskach przeważają poglądy skrajnie nacjonalistyczne. Ale zdarzają się tez wyjątki, bo np. kibice Cracovii wzorem Ajaxu lubią nazywać się "Żydami". Mają nawet bojówkę o nazwie Jude Gang. Jest jednak sporo różnic. Przede wszystkim subkultura jest bardzo zaawansowana pod względem organizacyjnym. Dysponuje tym, czego wcześniej nie było nigdzie, mają specjalne koszulki, flagi, proporce, gadżety klubowe. Działają jak profesjonalna firma. Skini nigdy nie byli tak dobrze zorganizowani.
Druga część rozmowy z Mirosławem Pęczakiem dotycząca m.in. dresiarzy, hip-hopowców i hipsterów ukaże się na łamach WP.PL za dwa tygodnie.