Ministerstwo Sprawiedliwości i krótka droga do ubóstwa [OPINIA]
Resort sprawiedliwości przygotował tzw. tablice alimentacyjne, które w założeniu mają pomóc w ustalaniu wysokości zobowiązań rodziców. Szkopuł w tym, że zaproponowane stawki przełożyłyby się na to, że znaczna część płacących alimenty żyłaby poniżej progu minimum egzystencji - pisze dziennikarz Wirtualnej Polski Patryk Słowik.
Tablice alimentacyjne to, co do zasady, dobre rozwiązanie. Chodzi w nich o to, że szanowany powszechnie organ publikuje, jakie powinny być kwoty alimentów przy określonych możliwościach zarobkowych rodziców, liczbie dzieci oraz wieku pociech. Dzięki takim tablicom udaje się uniknąć gigantycznych różnic w zasądzaniu kwot przez sądy.
Nie powinno być przecież tak, że spośród dwóch rodziców znajdujących się w zbliżonej sytuacji, jeden będzie płacił 1000 zł miesięcznie, a drugi - 4000 zł; trochę w zależności od tego, na jakiego sędziego się trafi. Dzięki tablicom można też uniknąć sporów między rodzicami, którzy mogą i bez sądu ustalić optymalną kwotę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pieniądze to temat tabu w rodzinach. Adam Bodnar mówi, jak się zabezpieczyć
Jednocześnie tablice powinny być tylko i aż ułatwieniem dla rozstających się rodziców, by znaleźć optymalną kwotę, oraz dla sądów, by - w razie różnicy zdań rodziców - orzec sprawiedliwie.
I tu pojawia się kłopot: Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało tablice, ale ze sprawiedliwością nie ma to nic wspólnego.
Prosto w biedę
To, co rzuca się jako pierwsze w oczy, to fakt, że w opublikowanych tablicach wpływ na sugerowaną wysokość alimentów ma dochód brutto. Przyjęcie tego założenia pokazuje, że twórcy tablic niekoniecznie rozumieją specyfikę niealimentacji (przestępstwo polegające na uchylaniu się od obowiązku alimentacyjnego - przyp. red.). Kryterium powinny być możliwości zarobkowe, bo powszechne wśród alimenciarzy jest zarabianie co najmniej części pieniędzy na czarno. Dodatkowo tablica staje się nieczytelna, bo dochód jest podawany brutto, ale już wysokość alimentów jest "do ręki", czyli netto.
Istotniejszy kłopot jednak dotyczy określonych kwot. W niektórych pozycjach opłacającemu alimenty po ich zapłacie zgodnie ze wskazaniem w tablicach zostaje do dyspozycji kwota poniżej minimum egzystencji. A w przypadku posiadania trójki dzieci w licznych przypadkach zobowiązany do płacenia musiałby uiszczać więcej niż zarabia.
W efekcie osoba bardzo dobrze zarabiająca, na poziomie 25 tys. zł brutto, przekazywałaby ponad 15 tys. zł alimentów na trójkę dzieci, samemu zostając niemal z niczym (bo 25 tys. zł brutto to w skali roku trochę ponad 15 tys. zł netto).
To absurdalne, bo przecież fakt płacenia alimentów nie może powodować, że ktoś nie ma gdzie mieszkać, nie ma na jedzenie, nie ma też za co zabrać dzieci na lody czy do kina poza obowiązkiem alimentacyjnym.
Wreszcie, takie założenie sprzyjałoby unikaniu płacenia alimentów, a w niektórych przypadkach realnej rezygnacji z pracy zarobkowej - część osób mogłaby uznać, że po co mają pracować, skoro i tak będą żyć w ubóstwie?
Wyjątek stanie się regułą
Ministerstwo Sprawiedliwości zasłania się tym, że w opublikowanym projekcie znajduje się wyjątek - gdy kwota alimentów byłaby zbyt wysoka w stosunku do dochodu, brany pod uwagę jest niższy próg dochodowy.
Ale popełniono tu kolejny błąd: dochód jest wyliczany brutto, a zobowiązania alimentacyjne netto. Efekt? Ano właśnie, w wielu przypadkach przy zastosowaniu wyjątku nadal człowiek nie miałby środków do życia. A do tego właściwie każdy zobowiązany do płacenia na trójkę dzieci lub więcej byłby objęty wyjątkiem - w efekcie regułą byłoby stosowanie wyjątku.
Tablica, w której w znacznej liczbie przypadków stosowana jest reguła dla osób o kiepskich dochodach, jest najzwyczajniej w świecie źle przygotowana.
Dodatkowo, objaśnienie o stosowaniu wyjątku opublikowano jako załącznik do tablic, a nie ich istotny element. Niewykluczone więc, że tablice będą funkcjonowały bez załącznika.
Gorzej, a nie lepiej
Tablice alimentacyjne to tylko sugestia - ostatecznie decyzje podejmują rozstający się partnerzy oraz sądy. Tyle że sugerować można mądrze albo głupio, a głupie sugestie przynoszą więcej szkody niż pożytku.
Prawdopodobny jest bowiem wariant, w którym kształt opublikowanych tablic przełoży się na mniej przypadków dogadywania się co do wysokości alimentów przez rodziców, a przecież założenie utworzenia tablic jest takie, by spornych spraw do sądów trafiało mniej, a nie więcej.
Niewykluczone też, że tablicami będą posiłkować się niektórzy sędziowie, uznając, że skoro Ministerstwo Sprawiedliwości je opracowało, są one rozsądnie przygotowane.
Wreszcie - najważniejsze - bynajmniej nie chcę stawać po stronie rodziców, którzy nie chcą płacić na utrzymanie swoich dzieci lub robią wszystko, aby płacić jak najmniej. Po prostu poprzez opublikowanie dokumentów zupełnie oderwanych od rzeczywistości żadne dziecko nic nie zyska.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski