PolskaMinister widmo

Minister widmo

Miał być drugim Balcerowiczem reformującym finanse publiczne, jest wielkim nieobecnym polskiej polityki. Co gorsza, ministra Jana Rostowskiego opuścił główny współpracownik.

Minister widmo
Źródło zdjęć: © PAP

28.04.2008 | aktual.: 28.04.2008 11:58

Niespodziewanie do dymisji podał się wiceminister finansów Stanisław Gomułka. Podkreślając, że czyni to wyłącznie z powodów merytorycznych. To zaś oznacza, że nie widział szansy na współpracę ze swoim przełożonym Janem Rostowskim oraz premierem Donaldem Tuskiem.

O tym, że w Ministerstwie Finansów nie dzieje się dobrze, mówiono w politycznych kuluarach od kilku tygodni. Odejście Gomułki* to jednak dzwonek alarmowy. Bo był wiceministrem odpowiedzialnym za przygotowanie w resorcie reformy finansów publicznych, bez której obiecany cud gospodarczy Platformy Obywatelskiej nie będzie możliwy. Trudno czynić cuda z pustą kasą.

Dużo słów mało czynów

Stanisław Gomułka miał stworzyć duet ze swoim przełożonym Janem Vincentem-Rostowskim. Obaj byli wykładowcami londyńskiej School of Economics, obaj uczestniczyli w przeprowadzaniu reformy Balcerowicza na przełomie lat 80. i 90. Gomułka jako członek zespołu przygotowującego przejście z gospodarki państwowej na wolnorynkową, a Rostowski jako emisariusz przywożący z Londynu profesorowi Balcerowiczowi analizy.

Gdy po latach znów znaleźli się w jednej drużynie, tym razem Donalda Tuska, ich drogi rozeszły się po pół roku. Dlaczego? Minister Rostowski pytany o reformę, która mogłaby przejść do historii jako reforma Rostowskiego, odpowiada: – To są inne czasy niż na przełomie lat 80. i 90. Gospodarka się nie wali. Nie musimy robić wszystkiego w jednym roku. Chcemy reformować sektor po sektorze, pod kątem skutków dla budżetu.

Na pierwszy rzut ma iść rynek pracy. – Dawny system zachęcał ludzi do przechodzenia na wcześniejsze emerytury. Była to forma ukrytego zasiłku dla bezrobotnych. Chcemy przejść na nowy system, który przywróci ludzi w sile wieku na rynek pracy – mówi Rostowski. – To słuszne założenie, tylko że działania rządu idą w innym kierunku. Mamy rozszerzanie przywileju wcześniejszych emerytur. Ostatnio wynegocjowali go celnicy – komentuje doktor Andrzej Rzońca, ekonomista Szkoły Głównej Handlowej i jeden z najbliższych współpracowników profesora Balcerowicza.

Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, dodaje, że Ministerstwo Finansów, chcąc przeprowadzić reformę systemu emerytalnego, musi najpierw zdobyć przyzwolenie społeczne: – Trzeba ludziom uświadomić, że wcześniejsze emerytury kosztują każdego pracującego Polaka 300 złotych miesięcznie. Brakuje mi takiej debaty publicznej prowadzonej przez ministerstwo, a tylko w ten sposób można zrównoważyć żądania grup domagających się wcześniejszych emerytur i stawiających rząd po ścianą.

– Opieszałość ministra finansów to jego największy grzech – mówią posłowie Platformy. – Na ustawę abolicyjną, którą moż-na było przygotować w dwa tygodnie, czekaliśmy cztery miesiące. A opóźnienia dotyczą także ważnych ustaw o akcyzie i VAT.

Front sejmowy

Już parokrotnie zdarzyło się, że posłowie Platformy organizowali w Sejmie konferencje, na których przedstawiali inny punkt widzenia niż minister finansów. Tak było z VAT, z podatkiem Belki, a ostatnio także z podatkiem liniowym. – Wprowadzenie w przyszłym roku, jak chce ministerstwo, dwóch stawek podatkowych – 18 i 32 procent – zniechęci do dalszych prac i w ogóle nie wprowadzimy podatku liniowego, choć był on naszym hasłem wyborczym – mówi szef klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Posłowie tej partii przyznają, że walcząc o liniowy, nawet jeśli byłby on zawetowany przez prezydenta (bo dwie stawki podatkowe to rozwiązanie poprzedniego rządu), Platforma i tak byłaby górą. Zyskałaby argument, że starała się wprowadzić obiecany podatek liniowy. – To jest decyzja polityczna, której potrzebujemy dla wiarygodności partii, a minister Rostowski tego nie rozumie i upiera się przy dwóch stawkach – mówi jeden z posłów PO. Tak jak upiera się przy zniesieniu podatku Belki tylko od lokat bankowych, twierdząc, że
jedynie to obiecywała Platforma w kampanii wyborczej. PO tymczasem chce likwidacji także podatku od transakcji giełdowych, argumentując, że to część składowa podatku Belki, a poza tym taki ruch pomógłby rozruszać będącą w impasie giełdę.

Można więc odnieść wrażenie, że w Sejmie działa alternatywne ministerstwo finansów, na którego czele stoi Zbigniew Chlebowski, notabene typowany w gabinecie cieni PO na ministra tego resortu.

Front rządowy

Jan Rostowski nie ma łatwego życia także w rządzie. Jeden z ministrów przyznaje, że na posiedzeniach rządu szef resortu finansów rzadko zabiera głos: – Sprawia wrażenie nieobecnego. Jest tolerowany, bo uchodzi za człowieka Donalda Tuska.

Znają się ponoć jeszcze z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a do rządu Rostowskiego polecił Tuskowi były premier Jan Krzysztof Bielecki. – Jeśli po sierpniowym przeglądzie ministrów zachowa stanowisko, będzie to wyłącznie wynik zaufania premiera. Rostowski nie ma nawet umocowania wicepremiera, które tradycyjnie mieli jego poprzednicy – mówi nasz rozmówca.

– Nie chcę być uszczypliwy – odpiera ten zarzut Rostowski – ale jakie istotne reformy przeprowadzili ostatni trzej wicepremierzy, którzy byli ministrami finansów? Pozycja wicepremiera nie byłaby żadnym substytutem silnego oparcia u premiera, jakie, jak sądzę, mam obecnie. Oczywiście może się okazać, że obawy są słuszne i minister finansów musi być także wicepremierem, po to żeby reformy mogły być przeprowadzone.

Dymisja Gomułki ukazująca słabość resortu finansów prawdopodobnie przyniesie zmianę, ale jeszcze nie wiadomo jaką. Albo Donald Tusk odsunie Rostowskiego od zarządzania finansami, albo przeciwnie, umocni go, by mógł skutecznie działać.

Front resortowy

Gdy minister Rostowski został szefem resortu finansów, wiązano z nim duże nadzieje jako fachowcem z Zachodu. Urodzony w Wielkiej Brytanii nie miał nawet numeru PESEL. Dziś już ma, ale wciąż jest postrzegany jako minister z importu. Nawet współpracownicy niewiele o nim wiedzą. Nie mają pojęcia, kiedy pierwszy raz przyjechał do Polski ani kiedy nauczył się polskiego (minister mówi biegle, tylko czasami dłużej szuka słowa mającego precyzyjnie oddać jego myśl).

– Polski był moim pierwszym językiem. W domu mówiliśmy wyłącznie po polsku. Dopiero gdy zbliżał się czas pójścia do szkoły, mama wysłała mnie na wieś do angielskiej rodziny, żebym nauczył się mówić w języku Szekspira.

Do Polski po raz pierwszy przyjechał, mając 25 lat. – Po śmierci ojca. Na lotnisku od razu doszło do małej potyczki z milicjantem, który chciał mi wlepić mandat za chodzenie po trawie. Gdy zwróciłem uwagę, że trawy żadnej tam nie było, a jedynie błotko, krzyknął na mnie: „Przez takich jak wy nie ma tu u nas trawy!”. Wtedy zrozumiałem istotę komunizmu – opowiada minister Rostowski. Pytanie, czy równie szybko zrozumiał zadanie, jakie postawił przed nim premier Tusk: by korzystając z boomu gospodarczego, przeprowadzić w Polsce konieczną reformę finansów publicznych.

Aleksandra Pawlicka

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rostowskigomułkaminister
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)