Minister spraw zagranicznych Włoch apeluje o uwolnienie zakładniczek
Z coraz większym niepokojem oczekuje się we
Włoszech wiadomości o losie dwóch porwanych we wtorek w Iraku
wolontariuszek, Simony Pari i Simony Torretty.
W poniedziałek przed południem minęło 24-godzinne ultimatum porywaczy, którzy domagają się od włoskiego rządu wycofania sił z Iraku. Terroryści z grupy nazywającej się "Iracki Dżihad" zagrozili, że jeśli ich żądanie nie zostanie spełnione, poderżną gardła zakładniczkom. O uwolnienie Włoszek zaapelował w Kuwejcie włoski minister spraw zagranicznych Franco Fratttini.
Szef włoskiej dyplomacji, który od Kuwejtu rozpoczął podróż po krajach Zatoki Perskiej, w wielkim meczecie w stolicy kraju powiedział: Kieruję ten apel do serc i wrażliwości muzułmanów. Sprawcie, aby nasze dziewczęta mogły powrócić do domu.
Minister podkreślił, że celem jego misji, której dalszymi etapami będą Zjednoczone Emiraty Arabskie i Katar, jest pokazanie, że Włochy są krajem przyjaznym wobec świata islamskiego. Po spotkaniu z przywódcami religijnymi w Kuwejcie minister oświadczył, że usłyszał od nich słowa pełne serdeczności i solidarności.
Nie wyklucza się, że bezpośredni apel do porywaczy ochotniczek Frattini skieruje w najbliższych godzinach za pośrednictwem telewizji Al-Dżazira.
Jak podały włoskie media, jeden z liderów irackich sunnitów, których rada zaapelowała w poniedziałek o uwolnienie kobiet, poinformował, że nie czuły się one bezpiecznie. Dzień przed uprowadzeniem pracownice organizacji "Most dla Bagdadu" mówiły mu o tym, że ktoś je śledzi i próbuje wywrzeć na nie presję.
W kolejnych miastach we Włoszech odbywają się marsze, których uczestnicy apelują o wolność dla porwanych. Do apeli przyłączają się centra islamskie w całej Italii.
Sylwia Wysocka