Mimo wygranej Hasana Rowhaniego trudno liczyć na postęp w konflikcie z Iranem
Wybór umiarkowanego polityka Hasana Rowhaniego na prezydenta Iranu przyjęto w USA z optymizmem. Eksperci przestrzegają jednak, że nie należy z nim wiązać nadziei na poprawę stosunków z Zachodem czy rozwiązanie problemu irańskiego programu nuklearnego.
- Ten wynik wyborów był najlepszym z możliwych. Prawdziwy problem polega jednak na tym, ile realnej władzy będzie miał Rowhani w momencie, gdy Zachód będzie znowu domagał się od Iranu większej transparentności w sprawie jego programu nuklearnego, np. dopuszczenia inspektorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) do (irańskich) instalacji atomowych. Najwyższa władza w Iranie należy do religijnego przywódcy, ajatollaha Alego Chameneia. Pytanie, czy wynik wyborów wpłynie na jego politykę - powiedział ekspert ds. polityki obronnej w waszyngtońskim Center for American Progress, Larry Korb.
Początkowe oczekiwania, że w konflikcie z Iranem może nastąpić odwilż, oparte były na obietnicach nowego prezydenta, że mu na tym zależy, oraz na jego posunięciach w przeszłości. Jako główny irański negocjator w rozmowach na temat programu nuklearnego w latach 2003-2005 Rowhani zaproponował zawieszenie prac nad wzbogacaniem uranu - paliwa do produkcji broni atomowej.
Rząd irański liczył wtedy na zniesienie w zamian sankcji amerykańskich, ale ówczesna administracja prezydenta George'a W. Busha domagała się całkowitego zaprzestania wzbogacania uranu, nie wierząc zapewnieniom Teheranu, że program nuklearny służy celom pokojowym. Do porozumienia nie doszło, a twarde stanowisko Waszyngtonu, odmienne od kompromisowego stanowiska Francji, przyczyniło się - jak uważają niektórzy eksperci - do umocnienia się twardogłowych w Iranie i zwycięstwa w wyborach prezydenckich w 2005 r. Mahmuda Ahmadineżada.
- Rowhani opowiadał się w 2003 r. za tymczasowym unieruchomieniem wirówek w zakładach atomowych w Natanz (służących do wzbogacania uranu - przyp.). USA zapowiedziały jednak, że w żaden sposób tego nie wynagrodzą i w rezultacie twardogłowi wzięli górę - powiedział ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Strayer, Rasool Nafisi.
Przypomniał jednak, że nawet Rowhani popierał ukrywanie irańskiego programu nuklearnego przed społecznością międzynarodową. Obecny prezydent dał do zrozumienia, że co najmniej aprobuje budowę broni atomowej przez Iran, argumentując, że kraje uzbrojone w nią, takie jak Pakistan, mają dzięki temu silniejszą pozycję w rozmowach z mocarstwami światowymi.
- Stosunki Iranu z Zachodem przynajmniej się teraz nie pogorszą. Trudno jednak liczyć na jakiś przełom, bo zarówno w Iranie, jak i w USA, istnieją potężne siły, które porozumienia nie chcą. Kongres amerykański jest przeciwny wszelkim ustępstwom wobec Iranu i chce tylko zmiany jego reżimu. Z drugiej strony trudno wierzyć Rowhaniemu, który sam przyznał, że jako negocjator oszukiwał w rozmowach z Waszyngtonem. Nie ma więc wzajemnego zaufania - powiedział Nafisi.
Nowy prezydent zapowiedział większą jawność w kwestii irańskiego programu nuklearnego, ale - jak podkreślają eksperci - chodzi tu wyłącznie o to, by skłonić Zachód do złagodzenia sankcji nałożonych na jego kraj.
- Rowhani mógłby zaoferować USA dostęp inspektorów MAEA do irańskich instalacji nuklearnych. Nie będzie to jednak łatwe, bo jego rywale, twardogłowi politycy, najprawdopodobniej na to nie pozwolą - powiedział Nafisi.
Jeszcze bardziej sceptyczny jest analityk polityki obronnej z tygodnika "Time" Marc Thompson.- Z Iranu dochodzą sprzeczne sygnały. Najważniejsze jednak, że uzbrojenie w broń nuklearną ma tam powszechne poparcie opinii publicznej i wszystkich sił politycznych. Naród irański chce, by ich kraj był mocarstwem atomowym. Uważa, że Zachód nie ma prawa karać go sankcjami za dążenie do tego celu. Sądzi, że kraje uzbrojone w broń atomową, np. Korea Północna, są bezpieczne, gdy tymczasem Irak Saddama Husajna, który jej nie miał, stał się obiektem amerykańskiej inwazji - powiedział Thompson.
Zwrócił przy tym uwagę na rolę Izraela w konflikcie z Iranem.
- Nawet jeżeli stosunki USA z Iranem się poprawią, ważne jest, co zrobi Izrael. Stany Zjednoczone nie zmienią swego obecnego, nieustępliwego stanowiska wobec Iranu, dopóki Izrael nie będzie usatysfakcjonowany. Jeśli bowiem Izrael poczuje się bezpośrednio zagrożony przez Iran, może prewencyjnie uderzyć w irańskie instalacje nuklearne - powiedział Thompson.
Jego zdaniem jest mało prawdopodobne, by Izrael zdecydował się na to bez zgody USA, ale nie można tego wykluczyć.
W środowym "New York Timesie" dwaj eksperci irańscy, Sejed Hossein Musawian i Mohammad Ali Szabani, wezwali USA do zajęcia kompromisowej postawy. Przestrzegli, by zwycięstwa Rowhaniego nie uznawać za dowód, że twarde sankcje na Iran działają. Zwolennicy tezy o skuteczności sankcji uważają, że są one dotkliwe dla gospodarki Iranu i społeczeństwa, które dlatego właśnie wybrało Rowhaniego, przedstawiającego się jako reformatora.
Obaj irańscy publicyści wyrażają opinię, że wybór na prezydenta Iranu umiarkowanego polityka, który nie posługuje się podobnie jątrzącą, antyzachodnią retoryką jak jego poprzednik Mahmud Ahmadineżad, wzmocni pozycje negocjacyjną Teheranu i może nawet "sprawić, że rząd irański będzie unikał czynienia ustępstw niezbędnych do przełamania impasu" w rozmowach z USA.