Miłość do dzieci to za mało - twierdzą urzędnicy
Bez dzieci to nie życie. Przecież tego, co robię, do grobu nie wezmę – rozdzierający płacz nie pozwala słuchać opowieści Krzysztofa Siergiela obojętnie. – Gdybym wiedział, że mi będą dzieciaki odbierać, to u mnie by dzieciaków nie było.
W popegeerowskich czworakach w Grzybowie pod Skokami mieszkają trzy pokolenia Sergielów.
– Teraz tu u nas ładnie – zatacza ręką koło Krzysztof. – Gmina dach zrobiła, okna nowe wstawili, drzwi Magda kupiła. Dzieci tu tylko brakuje – kończy łamiącym się głosem.
A dzieci Krzysztof i Magda mają w sumie pięcioro. Czworo od kilku lat przebywa w domach dziecka. Dwoje z nich ma stwierdzone upośledzenie w stopniu lekkim, jedno jest – zdaniem psychologów – na pograniczu upośledzenia. Najmłodsza Marysia, urodzona w ubiegłym roku, została po porodzie odebrana matce i oddana do adopcji.
- Dwa dni karmiłam i mi ją zabrali do Krzyża - mówi Magda. Magda mówi powoli, wygląda na nieobecną. Wielokrotnie leczyła się psychiatrycznie. - Nikt nas o nic nie pytał, nic nam nie mówił - denerwuje się Krzysztof. - Zaraz do Krzyża pojechałem. Małą na rękach ponosiłem. Ale teraz już tam nie jeżdżę... Zabrali nam Marysię.
Sąd odebrał Sergielom prawa rodzicielskie do najmłodszego dziecka, a w stosunku do pozostałej czwórki prawa ograniczył. - Opierając się na opinii psychologów i psychiatrów oraz wywiadzie środowiskowym sąd stwierdził, że ci państwo w sposób trwały nie mają predyspozycji do opieki nad dziećmi – stwierdza Rafał Agaciński, przewodniczący wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Wągrowcu. Do lutego tego roku dzieci dwa razy w miesiącu mogły przyjeżdżać do rodzinnego domu. Urlopowane z placówki były również na święta i wakacje. Na początku roku sąd wydał jednak zakaz tego typu spotkań.
– Jak tak można, żeby nam nie pozwalać dzieci widywać – szlocha Krzysztof. - Rodzice mogą bez ograniczeń widywać się z dziećmi w placówce – wyjaśnia sędzia Agaciński. - Ale zgody na urlopowanie do domu nie wydam, nie będę ryzykować bezpieczeństwem dzieci.
Podobnego zdania jest Jan Fajkiel, dyrektor Wielofunkcyjnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Wagrowcu, gdzie mieszkają dzieci.
– W lutym tego roku po powrocie z domu, dzieci poinformowały wychowawców, że brat ojca się przed nimi obnaża, jedno z dzieci dodało, że się tego boi – mówi Fajkiel. – Powiadomiliśmy policję i sąd rodzinny. Wszczęto postępowanie, a sąd rodzinny wydał zakaz urlopowania dzieci.
Z decyzją sądu nie chcą się pogodzić Krzysztof i Magda, nie chcą się pogodzić także dzieci. Najstarsza dziewczynka i jej młodszy brat uciekli pewnego dnia z placówki. Chcieli wrócić do domu, ale pomylili drogę. Po kilku godzinach znaleziono dzieci kilkanaście kilometrów za Wągrowcem. Najstarsza córka jest obecnie w szpitalu psychiatrycznym w Gnieźnie. – W wakacje dziecko przestało praktycznie jeść – mówi Jan Fajkiel.
Rodzice przekonują, że powodem był zakaz odwiedzin w rodzinnym domu. O tym, że córka trafiła do szpitala, dowiedzieli się zresztą ostatni. - Od miesiąca jej nie widzieliśmy – opowiada Krzysztof Sergiel. - Magda tylko przez szybę mogła na nią patrzeć.
Okazuje się, że odwiedziny na tym oddziale są nagrodą za postępy w leczeniu. I tak – dziewczynka, która wg rodziców zaczęła się głodzić, bo nie mogła ich widywać, zobaczy ich dopiero jak… przestanie się głodzić.
- To, że taka była przyczyna zaburzeń jedzenia, to niepotwierdzona hipoteza – twierdzi dr Beata Siemieniuk, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży w gnieźnieńskiej „Dziekance”. – Dziecko teraz jest urlopowane w placówce w Wągrowcu. Być może będziemy kontynuować leczenie w warunkach ambulatoryjnych.
– To bardzo wrażliwa dziewczynka – mówi tymczasem Maria Hojdak. Kobieta od lat prowadzi rodzinę zastępczą, zna Krzysztofa od dzieciństwa. On sam traktuje ją jak drugą matkę.
- Rodziców się nie wybiera, a te dzieci mają takich, jakich ze świecą szukać. Kochają ich całym sercem, w domu nie ma alkoholu, awantur. Miłość, którą dostają od rodziców jest im potrzebna. Gmina mogłaby im dać mieszkanie – trzeba ich stamtąd zabrać, odizolować od brata Krzysztofa. To zresztą jest stara sprawa. Już 15 lat temu zgłaszałam, że on takie rzeczy robi.
To, co robi brat Krzysztofa Sergla jest traktowane jak wykroczenie, czyli „nieobyczajne zachowanie się”. Mężczyzna mieszka nadal w mieszkaniu obok rodziców czwórki dzieci.
Wszyscy rozmówcy zgodnie podkreślają, że jedno nie ulega wątpliwości – ogromna miłość panująca w tej rodzinie. Jednak dodają od razu, że sama miłość nie wystarcza…