Mieszkańcy załamują ręce. Burmistrz "zamknął się w gabinecie"
W niedzielę doszło do pęknięcia tamy na Morawce. Woda zmierzała rzeką Biała Lądecka w dół zlewni Nysy Kłodzkiej. Fala powodziowa z impetem uderzyła w Stronie Śląskie, zabierając wszystko, co spotkała na swojej drodze. Woda opadła, a mieszkańcy ruszyli sprzątać zalane ulice. Jedna z mieszkanek zaapelowała do premiera, ponieważ "władze miasta nie są gotowe na zarządzanie kryzysowe". - Służby siedzą na chodniku, nie wiedzą, co mają robić, bo nikt nimi nie zarządza. Mieszkańcy walczą o swoje - mówiła.Reporter WP Jakub Bujnik, który jest na miejscu, zwrócił uwagę, że w mieście już pracują koparki i wywrotki. - To jest generalnie inicjatywa ludzi i właścicieli firm prywatnych wraz z ich pracownikami, żeby chociaż udostępnić ludziom przejazd po drogach - wyjaśnia. Nasz reporter dopytywał, jak wygląda wsparcie ze strony miasta. - Wsparcie miasta to jest takie, że zamknęli się w urzędzie i siedzą - odparł mężczyzna. Premier poinformował, że nadbrygadier Michał Kamieniecki przejął od burmistrza Stronia zarządzanie kryzysowe. - Mam nadzieję, że teraz to będzie jakoś bardziej skoordynowane (...), bo tak to praktycznie nie było nic - ocenił nasz rozmówca. Przekazał, że gdy tama pękła, "nawet nie było żadnego sygnału". Z relacji mieszkańców Stronia Śląskiego wynika, że burmistrz "zamknął się w gabinecie i udaje, że pracuje".