Mieszkańcy Hongkongu rzucili wyzwanie Chinom. Sprzeciwiają się wkraczaniu komunistów w ich życie
Zamieszki w Hongkongu na razie przygasły. Demonstranci nie powiedzieli jednak ostatniego słowa. Bronią swojej wolności przed ingerencją komunistycznych Chin. Bezpośrednim powodem niepokojów jest zmiana ustawy o ekstradycji.
Hongkong często jest sceną wielkich protestów, ale tak brutalnych zamieszek nie było od dawna. Dziesiątki tysięcy demonstrantów przez kilka dni ścierało się z policjantami używającymi nie tylko pałek i gazu łzawiącego, ale nawet broni gładkolufowej. Są dziesiątki rannych, w tym 2 w stanie krytycznym.
Podczas demonstracji, w których uczestniczyć mogło nawet kilkaset tysięcy ludzi, mieszkańcy miasta zablokowali wiele instytucji rządowych. Ich największym sukcesem było sparaliżowanie pracy Rady Legislacyjnej, najwyższego organu władzy w enklawie, która pracowała nad zmianą ustawy o ekstradycji.
Nowe prawo ma umożliwiać wydawanie przestępców do Chin kontynentalnych, na Tajwan i do Makao. Każdy przypadek będzie przy tym rozpatrywany indywidualnie. Tak przynajmniej przekonywała Carrie Lam, szefowa administracji Hongkongu, która oskarżyła opozycję o organizowanie rozruchów zamiast pokojowych demonstracji.
Hongkong to "inne" Chiny
Dziesiątki tysięcy głównie młodych, skrzykniętych przez internet aktywistów nie protestowało jednak w obronie kryminalistów, tylko z powodu niepokoju o własną wolność i swobodę. Od zwrócenia Hongkongu Chinom przez Wielką Brytanię w 1997 r. enklawa jest częścią rozwiązania określanego mianem "jeden kraj, dwa systemy". Oznacza to, że stanowi integralną część Chin, jednak posiada własne prawodawstwo w sposób zasadniczy odbiegające od regulacji obowiązujących w komunistycznej części Państwa Środka.
Zobacz także: Marek Jakubiak mówi „nie” dla „małpek”
To właśnie demokratycznych swobód bronią demonstranci, podobnie jak podczas dorocznych protestów przy okazji rocznicy proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej. Obawiają się, że zmiana prawa o ekstradycji, które nie jest niczym niezwykłym, bo Hong Kong posiada odpowiednie umowy z wieloma krajami, w tym USA, tylko z pozoru jest działaniem niewiele znaczącym. W praktyce, z czasem, ta sama ustawa umożliwi wydawanie działaczy opozycyjnych, których jedyną winą będzie walka o demokratyczne prawa. Podkreślają, że Chiny nie są krajem praworządnym, a Pekin, który stosuje tortury, nie może zagwarantować uczciwego procesu.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Po dniach demonstracji i zamieszek na ulice Hong Kongu powrócił spokój. Wszyscy wiedzą, że to stan tymczasowy. Carrie Lam odrzuca oskarżenia o "sprzedanie się" Pekinowi i zapowiada kontynuację pracy nad ustawą. Jednakże demonstranci znowu wyjdą na ulice, jeżeli propozycja nowego prawa wróci pod obrady Rady Legislacyjnej. Na razie trwa wojna nerwów i medialne przepychanki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl