Mieszkańcy Ełku w szoku po tragicznej śmierci 21-latka. "Napój głupi ukradł? Ja w to nie wierzę"
"Byłam w szoku jak się o tym dowiedziałam", "będzie ostro, nie odpuszczą", "spokojny człowiek, miał szacunek dla ludzi" - mówią mieszkańcy Ełku po tragicznych wydarzeniach z nocy sylwestrowej. W jednym z lokali z kebabem doszło do awantury, podczas której zginął młody człowiek. W centrum miasta doszło do zamieszek i starć z policją. Na miejscu zdarzenia był nasz reporter.
"To są duperele, błahostki. Można było to inaczej załatwić, dogadać się, a nie od razu zabijać" - komentuje w rozmowie z WP mieszkanka Ełku i dodaje: "Chciałam przyjść tu od razu, ale byłam w pracy, dlatego dziś zaszłam".
Inna z kolei zdradza, że rodzinie 21-latka było ciężko. "Czuł żal do ojca, chciał matce za wszelką cenę pomóc" - mówi.
Jak informował prokurator rejonowy w Ełku Wojciech Piktel, zanim doszło do tragicznych wydarzeń, w barze doszło do zdarzenia, które zaogniło sytuację. Prokurator nie chciał jednak podawać szczegółów. Kolejnym zdarzeniem poprzedzającym szarpaninę - jak relacjonował - było zabranie przez ofiarę dwóch butelek napoju, za które nie zapłacił. Według śledczych, miało to doprowadzić do interwencji cudzoziemców pracujących w barze. Zakończyła się ona szarpaniną oraz użyciem noża.
26-letni Tunezyjczyk, któremu postawiono zarzut zabójstwa 21-latka w Ełku, początkowo nie przyznał się za zarzucanego mu czynu. W trakcie składania wyjaśnień potwierdził jednak, że podczas szamotaniny z ofiarą użył noża zabranego z miejsca pracy.
Prokuratura zamierza wystąpić do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie obywatela Tunezji. Niewykluczone, że zarzuty usłyszy też drugi z zatrzymanych cudzoziemców.