Mieszane reakcje na atak terrorystyczny w Londynie
W odróżnieniu od ataku na USA 11 września
2001, który zjednoczył Amerykanów, reakcje na serię zamachów w
Londynie są zróżnicowane, na ogół w zależności od sympatii
ideowych komentatorów.
08.07.2005 18:00
Media prawicowe podkreślają przede wszystkim, że atak 7 lipca nakazuje postawić znowu wojnę z terroryzmem na czele priorytetów USA i ich sojuszników. Przekonują, że najnowsza akcja Al-Kaidy dowodzi słuszności twardego kursu administracji prezydenta Busha, w tym wojny w Iraku.
"Musimy mieć nadzieję, że data 7 lipca będzie żyła w sercach Brytyjczyków jako sygnał wezwania. Obecnie determinacja Zachodu w walce z terroryzmem przechodzi okres samozadowolenia. Przywódcy krajów G-8 debatują nad zmianą klimatu, zapominając, że tym, co naprawdę zagraża cywilizowanemu światu, jest islamofaszyzm - problem, którego nawet nie ma w programie szczytu G-8" - pisze w piątkowym artykule redakcyjnym konserwatywny "Washington Times".
W podobnym duchu komentowali wydarzenia w Londynie dwaj gospodarze popularnych programów telewizji Fox News - Sean Hannity i Bill O'Reilly. Ich zdaniem należy teraz wyciszyć dyskusje nad takimi sprawami jak np. domniemane maltretowanie jeńców przez wojska amerykańskie w Iraku i Afganistanie i skupić się na wojnie z islamskim terroryzmem.
Prasa zastanawia się, czy zachodni sojusznicy zaprzestaną sporów z USA i zdecydowanie poprą teraz administrację George'a Busha w wojnie z terroryzmem.
W komentarzu redakcyjnym piątkowy "Washington Post" odpowiada na to optymistycznie, pisząc: "Zamachy bombowe dowiodły, że groźba wielkich ataków terrorystycznych pozostaje bardzo realna w krajach demokratycznych, sprzymierzonych w zwalczaniu islamskiego ekstremizmu. Prawdopodobnie jednak zagwarantowały one także, że sojusz ten będzie wzmocniony".
Bardziej sceptyczny jest znany komentator tej gazety Jim Hoagland. "Przywódcy krajów G-8 muszą zadecydować, czy odpowiedzą (na atak w Londynie) jako grupa - intensywniej przyczyniając się do walki z globalnym terroryzmem - czy jako osobne państwa, starające się o zawarcie odrębnego rozejmu z Al-Kaidą. Liderzy G-8 powiedzieli, że terroryści nie zwyciężą. Muszą teraz pokazać, że poważnie traktują swoje słowa" - pisze. Tymczasem bardziej lewicowe media i eksperci wykorzystują atak w Londynie do kwestionowania polityki Busha, w tym wojny w Iraku.
"Jest teraz jasne, że wojna w Iraku nie uczyniła nas bezpieczniejszymi. Tony Blair pozostaje jej zwolennikiem, ale mam nadzieję, że Brytyjczycy zrewidują teraz politykę pełnego poparcia dla USA w tej sprawie. Może nastąpi refleksja, że to jednak był błąd. Wojna zradykalizowała przecież muzułmanów w Anglii" - powiedział w rozmowie z PAP ekspert waszyngtońskiego Brookings Institution, Muktedar Khan.
W mediach w USA zdecydowanie jednak przeważa opinia, że przynajmniej za rządów Blaira Wielka Brytania na pewno nie wycofa się z Iraku.
Także piątkowy "New York Times" wspomina o wojnie w Iraku, pisząc w edytoriale: "Wielu będzie się dziwić, dlaczego Stany Zjednoczone ugrzęzły w Iraku, podczas gdy przywódca Al-Kaidy nadal jest na wolności po czterech latach tzw. wojny z terroryzmem".
Przy okazji ataku w Londynie nowojorski dziennik krytykuje też rząd i zdominowany przez Republikanów Kongres za niedostateczne - jego zdaniem -zabezpieczenie przed terrorystami pasażerskiego transportu lądowego i transportu niebezpiecznych materiałów chemicznych w USA.