"Mięsa prawie nie było, wszędzie zapach szamba". Słodka zemsta Polaków na biurach podróży
Rok oszczędzali na czterogwiazdkowe all inclusive w Tunezji, trafili do "piwnicy", gdzie zalał ich deszcz. Inni w rocznicę ślubu pojechali na Zanzibar i okradła ich obsługa hotelu. Kolejni byli już spakowani, gdy dostali telefon z informacją o przepełnionym obiekcie i odwołanej rezerwacji. Skończyło się pobłażanie dla oszukańczych praktyk biur podróży. Tak Polacy walczą o zadośćuczynienie za zmarnowany urlop.
To, że trwa szczyt wakacyjnych wyjazdów, radca prawny Michał Śląski poznaje po telefonach od klientów. Po weekendzie majowym, a potem w lipcu i sierpniu, zaczynają się pytania: czy organizatorów można pozwać za zmarnowany urlop?
- Zadośćuczynienie za zmarnowany urlop to rekompensata za krzywdę będącą wynikiem stresu, zawiedzionych nadziei co do spodziewanych, przyjemnych przeżyć. Za zmarnowany czas, gdy zamiast wypoczywać nad basenem, lądujemy w brudnym pokoju pełnym insektów, użeramy się z obsługą hotelu i rezydentem - tłumaczy radca prawny z Poznania. Dodaje, że zaledwie dzień wcześniej zadzwoniła do niego kobieta, skarżąc się, że z dwójką dzieci trafiła do brudnego hotelu, a organizator nie reaguje. Po powrocie szykuje się pozew.
- Oczywiście sąd próbuje oceniać straty i oszacować stopień krzywdy. O duże zadośćuczynienie walczy para małżonków, która po długich przygotowaniach w rocznicę ślubu wybrała się na Zanzibar, gdzie ich okradziono. Wyjazd zamienił się w klapę, zadośćuczynienie, o które walczymy, jest praktycznie równie cenie całej wycieczki - Michał Śląski podaje kolejny przykład.
Wakacje jak z horroru. "Bitwa o jedzenie, wszędzie czuć szambo"
Według prawników, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, sądy doceniają wagę spraw o zmarnowany urlop. 8715 zł plus odsetki za dwa lata otrzymała trzyosobowa rodzina G. z Olsztyna, którym renomowana niemiecka sieć biur podróży zepsuła jedyne w roku wczasy - wyjazd do czterogwiazdkowego hotelu w Tunezji. Oto ustalenia sądu:
"Pokój wyglądał jak pomieszczenie piwniczne, z oknem, które było zasłonięte ciemną, brudną kotarą. Łóżko było połamane, a pościel szara, poplamiona. W łazience (...) odpadał tynk, deska sedesowa była połamana, wanna była zardzewiała i zagrzybiona. Ręczniki były nieświeże, poplamione, postrzępione, wyglądały jak ścierki do podłogi. Wczasowiczka układała je na podłodze, żeby w ogóle można było wejść do łazienki, ponieważ wszystko wyciekało. Wszędzie czuć było zapach szamba".
Nie lepsze widoki państwo G. ujrzeli w restauracji. "Stołówka była brudna, obrusy poplamione, często brakowało sztućców, kubków i talerzy. Były olbrzymie kolejki do wydawania posiłków. Jedzenie było wydzielane. Mięsa praktycznie nie było. W restauracji ludzie się tratowali, panował wyścig o jedzenie. Była bitwa o miejsce, o jedzenie, o talerze. Powodowie byli zmuszeni stołować się poza hotelem, inaczej byli głodni" - to kolejny cytat.
Nawet nie dało się upić z rozpaczy
A może przymknąć na to wszystko oko, wziąć drinka i iść na plażę? Niestety. "Z napoi alkoholowych w barze było oferowane tylko piwo, które było podawane w brudnych kubkach. Brakowało innych napojów alkoholowych, w tym wina. Napoje były rozwodnione" - czytamy w aktach tej samej sprawy.
I dalej: "Na plaży i przy basenie też nie dało się wypocząć. Leżaki przy basenie były popękane, a pokrowce z gąbki zapleśniałe, w kurzu, stoliki zakurzone i brudne. Plaża była wąska, zaśmiecona, a prysznice znajdujące się przy plaży zagrzybiałe, poniszczone. Na plaży były śmieci, tj. to, co zostawili ludzie, papierosy, butelki. Nikt jej nie sprzątał".
Pewnego dnia stało się najgorsze. "Chociaż to Tunezja, zdarzył się intensywny deszcz. Z przerwami trwał pół dnia. Hotel został w dużej części zalany: wszystkie restauracje na zewnątrz, całe lobby. Do bungalowów też wlewała się woda, trzeba było użyć ręczników. Po ustaniu deszczu nie było widać żadnej obsługi hotelowej, która by sprzątała skutki opadu" - opisano nawałnicę.
Rezydentka biura podróży przyznała, że hotel nie odpowiadał standardom z folderu. Tłumaczyła, że obiekt jest bardzo obłożony, przez co obsługa nie daje sobie rady. Potem kobieta wyłączyła telefon, bo inni wczasowicze też zaczęli protestować. Gdy po powrocie państwo G. złożyli reklamację, przyznano im... 370 zł rekompensaty. Wtedy poszli do sądu ze zdjęciami i nagraniami.
Sąd się nie patyczkował. Przyjemność na urlopie podlega ochronie
"Turysta ma prawo żądać od organizatora wyjazdu wynagrodzenia za naruszenie prawa do niezakłóconego wypoczynku. Takie dobra jak odpoczynek, regeneracja sił, unikanie stresu, komfort psychiczny, przyjemność ze spędzenia czasu w wybrany sposób, podlegają ochronie" - napisała w uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Brzoskowska z Olsztyna. Sąd nakazał organizatorowi zwrot ponad połowy ceny wyjazdu. Zasądził dodatkowo po 2 tys. dla członków rodziny - właśnie jako zadośćuczynienie za zmarnowany urlop. "Wliczone" są w to stres i cierpienia psychiczne z powodu rodzinnych kłótni, obwiniania się o to, kto wpadł na pomysł wyjazdu z biurem podróży.
Większość z was, czytając opis wakacji, uzna zapewne, że niecałe 9 tys. zł rekompensaty to zbyt mało. - Wyjazd wakacyjny składa się z pakietu usług: przelot, hotel, wyżywienie itd. Można domagać się obniżenia ceny i zwrotu środków wobec tych świadczeń, co do których udowodnione są zastrzeżenia - tłumaczy radca prawny Michał Śląski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Mam fatalne informacje". Susza uderzyła w grzybiarzy
- Biura podróży raczej nie są skłonne do zwracania pieniędzy za zmarnowany urlop. Zdają sobie sprawę, że na miejsce jednego zaspokojonego klienta może przyjść dziesięciu. Liczą, że wczasowicze nie będą chcieli angażować się w pozywanie firmy dysponującej działem prawnym - podsumowuje prawnik.
Zaczynasz urlop w biurze podroży… a kończysz w sądzie
Portal orzeczeń publicznych sądów publikuje kilkaset podobnych spraw. 8731,50 zł uzyskała turystka, którą w hotelu w Bieszczadach przez tydzień gryzły pluskwy. Po wypoczynku trafiła do szpitala. Zawiózł ją tam właściciel obiektu i jeszcze nalegał, "aby nie robić afery, bo inni się dowiedzą".
Zwrot 2061 zł z ceny wycieczki do Grecji oraz po 1 tys. zł dla każdego członka rodziny za zmarnowany urlop przyznał z kolei sąd w Gdańsku. Hotel miał być luksusowy, tymczasem turyści mieszkali z robactwem, dzieci bały się dużych karaluchów, na balkonie mieli mrowisko, dziury w meblach były zatkane gazetami.
1800 zł (plus odsetki i koszty procesu) to finał sprawy o zepsute wakacje na Korfu. Powodem pozwu był "urągający zasadom higieny" brud w hotelu i kwitnąca glonami woda w basenie. Kwota była mniejsza, bo sąd uznał, że turyści mogli przynajmniej zwiedzać Korfu, które jest atrakcyjnym regionem.
4600 zł zadośćuczynienia za zmarnowany urlop przyznano natomiast ojcu, który wykupił dzieciom wyjazd narciarski, a potem przez tydzień użerał się z rezydentem, że "trafili do piwnicy". Obiecano im butikowy apartament, ale ze względu na obłożenie hotel nie miał innych pokojów. Podczas transferu do obiektu zgubiono także narty.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski