Mieczysław Struk o słowach szefa MSWiA: to były obelgi. Co zrobią śledczy?
Marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk odpowiada Mariuszowi Błaszczakowi na krytykę w sprawie działań po nawałnicach na Kaszubach. Samorządowiec zarzuca szefowi MSWiA brak kompetencji i uważa, że za opóźnienia w rozpoczęciu akcji pomocy poszkodowanym przez wichury odpowiada tylko administracja rządowa.
22.08.2017 | aktual.: 25.03.2022 13:14
Między marszałkiem (pomorskim działaczem Platformy Obywatelskiej)
a szefem MSWiA iskrzy coraz bardziej. Najpierw Struk powołał oddzielny sztab kryzysowy, zarzucając bezczynność urzędnikom wojewody oraz poprosił rząd o rozszerzenie listy gmin objętych rozporządzeniem ws. wichur.
Po tym Mariusz Błaszczak skrytykował Struka podczas weekendowej konferencji prasowej w Chojnicach. - Skoro pan się obudził pięć dni po nawałnicy, to proszę: do pracy! - powiedział Mariusz Błaszczak.
Zobacz także
- Napisałem do pani Szydło bardzo grzeczny list z prośbą o uzupełnienie. Nawet nie wnikałem, jak to się mogło stać i czyja to wina. W odpowiedzi w sobotę usłyszałem obelgi od ministra Błaszczaka - mówi Struk w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Stawia też pytania o to, czy właściwie zadziałał państwowy system ostrzegania i dlaczego nie doszło do ewakuacji ludzi? Stwierdza, że sprawą zajmują się śledczy z prokuratury, która "nie jest już niezależna, bo podlega ministrowi Ziobrze i rządowi".
"Pomoc bez kamer"
Struk zarzuca również premier Beacie i Szydło i jej urzędnikom, że bardziej skupiali się na propagandzie i konferencjach na tle wozów strażackich, niż na koordynowaniu akcji. - Błędów można doszukiwać się tylko w działaniach rządu i wojewody, bo to oni odpowiadają za zarządzanie kryzysowe - podkreśla marszałek województwa pomorskiego.
- Nie wiem, jak minister Błaszczak spojrzy w oczy ludziom na Pomorzu. Bo przecież zaatakował nie tyle mnie, ile podległych mi ludzi i wszystkich samorządowców. Ci ludzie zaraz po nawałnicy dosłownie rzucili się do roboty - mówi "Rzeczpospolitej" Struk i dodaje, że już kilkanaście godzin po nawałnicach był w miejscach najbardziej zniszczonych, ale "nie zabrał kamer".