PolskaMichnik totalitarysta

Michnik totalitarysta

Dzisiejszy Michnik to totalitarysta [...] Tylko Michnik wie, na czym polega demokracja i tolerancja. On jest tutaj sędzią, alfą i omegą – mówił w 1989 r. śp. Stefan Kisielewski. Gdyby wybitny felietonista wypowiedział te słowa obecnie, Adam Michnik wytoczyłby mu proces o zniesławienie.

Michnik totalitarysta
Źródło zdjęć: © AFP

05.02.2008 | aktual.: 05.02.2008 11:18

Aż strach pomyśleć, jakiej kary finansowej zażądałby adwokat Michnika dla poety Zbigniewa Herberta za słowa „Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny”.

29 stycznia ukazało się w „Dzienniku” (na drugiej stronie, 10 x 15 cm) oświadczenie prof. Andrzeja Nowaka, który przeprosił Adama Michnika za nieprawdziwe stwierdzenia i naruszenie dóbr osobistych. Redaktor naczelny historycznego dwumiesięcznika „Arcana” zdecydował się na ten krok po wyraźnej groźbie wytoczenia mu procesu sądowego. Za co Michnik chciał pozywać prof. Nowaka? Za stwierdzenie (w rozmowie z „Dziennikiem”), że "Gazeta Wyborcza" wmawiała Polakom, iż „polskość to nie jest ofiara, tylko oprawca, coś, czego trzeba się wstydzić i od czego trzeba się odciąć”.

I chociaż opinii prof. Nowaka o swoistym antypolonizmie „GW” trudno odmówić słuszności, jego obawa przed procesem jest zupełnie zrozumiała. Od 2005 r. Adam Michnik oskarżył o zniesławienie m.in. Rafała Ziemkiewicza, Jerzego Targalskiego i Tomasza Sakiewicza, Roberta Krasowskiego (naczelnego „Dziennika”), prof. Andrzeja Zybertowicza, Jarosława Gowina (PO), Annę Jarucką (b. asystentkę Włodzimierza Cimoszewicza) oraz Romana Giertycha i Wojciecha Wierzejskiego z LPR. Nie trzeba dodawać, że w sprawach, które skończyły się wyrokiem, sąd – poza jednym przypadkiem – zawsze przyznawał rację Adamowi Michnikowi.

Pierwszy cenzor III RP

W gwałtownych reakcjach naczelnego gazety na nieprzychylne mu wypowiedzi zastanawiają szczególnie dwa fakty: to, że wytacza procesy nie za fałszywe informacje, lecz za publicystyczne opinie, oraz zaskakująca postawa sędziów, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi wydają niekorzystne dla wrogów Michnika wyroki.

Charakterystyczny jest tu kazus prof. Andrzeja Zybertowicza, któremu sąd za słowa: „Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację” nakazał przeprosić „zniesławionego” redaktora i wpłacić 10 tys. zł na cele społeczne. Mimo że prof. Zybertowicz przedstawił w odpowiedzi na pozew kilkadziesiąt wypowiedzi Michnika, w których usprawiedliwia on swą postawę moralną pobytem w więzieniu – sąd uznał, że w inkryminowanym zdaniu chodziło nie o publicystyczny skrót Michnikowego myślenia, ale o dosłowny cytat (!). W identycznej niemal sytuacji znalazł się Rafał Ziemkiewicz, który w niewielkim tekście w „Newsweeku” stwierdził, że Michnik „robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy”.

Typowo felietonowa aluzja do antylustracyjnej działalności Michnika oraz zapamiętałej obrony przez PZPR-owskich aparatczyków została przez jej naczelnego potraktowana jak zdanie z podręcznika logiki – Ziemkiewicz musiał Michnika przeprosić, bo ten rzeczywiście nie robił „wszystkiego” (np. nie zabijał, nie gwałcił), byśmy nie poznali nazwisk komunistycznych oprawców. Idąc jednak tym tokiem myślenia, władze PiS powinny wytoczyć proces gazecie, która napisała niedawno, że partia ta „robiła wszystko, by nie dopuścić do powstania komisji śledczych”.

Dla środowiska dziennikarskiego powinna się liczyć przede wszystkim wolność wypowiedzi – wyjaśnia Miłosz Marczuk, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. – Dopuszczalne są pewne figury retoryczne i skróty myślowe, dlatego nie można czepiać się konkretnych słów. To tak jak w przypadku Roberta Krasowskiego, który napisał, że Michnik jedną trzecią życia spędził na obronie ubeków. W uzasadnieniu pozwu mecenas Michnika stwierdził, że to kłamstwo, bo UB zlikwidowano, gdy jego klient miał osiem lat.

Rafał Ziemkiewicz dodaje: To gra w słówka, niemająca nic wspólnego z merytoryczną oceną prawdy i nieprawdy. Niestety, strategia Adama Michnika polega na tym, by wyszukać jakieś dwuznaczne zdanie i uczepić się go, aby móc za nie kogoś nękać. Gdy pozew dostaje „Newsweek”, nie jest to duży problem. Ale dla mniejszych redakcji proces sądowy jest dotkliwy finansowo. To co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Prawda i fałsz według „Gazety Wyborczej”

Czy nie jest paradoksem, że publicysta i dawny bojownik o wolność słowa, zamiast polemizować z nieprzychylnymi poglądami własnym piórem, sięga od razu po broń ostateczną: pozew?

Pozywanie do sądu dziennikarza przez dziennikarza nie jest w dobrym stylu – uważa Miłosz Marczuk z SDP. Tego samego zdania jest Roman Graczyk, były publicysta „GW” i długoletni znajomy Michnika: Takie postępowanie szkodzi wolności słowa.

Po naczelnym „Wyborczej” powinno się oczekiwać bardziej swobodnego, zdystansowanego spojrzenia na rzeczywistość, tymczasem wytacza on niespodziewanie procesy na wszystkie strony, seryjnie – mówi Jerzy Szygiel, polski korespondent międzynarodowej organizacji „Reporterzy bez granic”. – To rzecz niezrozumiała, tym bardziej że Adam Michnik ma do obrony instrument, jakim jest jego własna gazeta.

O „niezrozumiałej” specyfice polemik z Adamem Michnikiem świadczy najlepiej to, że mimo ewidentnych kłamstw w gazecie nie pozywa go prawie nikt, natomiast sam Michnik raz za razem wytacza procesy osobom, które o nim i o jego gazecie wyrażają tylko swoje opinie. Doskonały przykład to podanie do sądu (w 2006 r.) „Gazety Polskiej” i Jerzego Targalskiego za słowa: „Adam Michnik usprawiedliwiał korupcję, jeśli korzystali na niej komuniści”. Choć była to subiektywna ocena autora, który właśnie tak określił obronę przez „GW” łapowniczego uwłaszczenia komunistycznej nomenklatury – Michnik postanowił polemizować z nim właśnie na sali sądowej.

Przykłady fałszowania informacji w redagowanej przez Michnika gazecie można mnożyć. Najbardziej spektakularne przypadki z ostatnich lat to artykuł zatytułowany „Spada poparcie dla prezydenta, Sejmu i Senatu” (21 II 2006), w którym można przeczytać, że poparcie dla Lecha Kaczyńskiego... wzrosło o 3%, czy zmyślony wywiad z o. Tadeuszem Rydzykiem (XII 2006), nazwany przez Annę Pietraszek z Rady Etyki Mediów „przekrętem na przekręcie”.

Ciekawe są też ostatnie wypowiedzi samego Michnika – zwłaszcza na temat ludzi ze środowiska, które rzekomo cały czas go zniesławia: Jarosław Kaczyński to „karykatura sekretarzy partii komunistycznej”, doskonale odwołująca się do tego, „co w duszy ludzkiej jest lękliwe, prymitywne i nikczemne”. Zbigniew Ziobro przedstawia natomiast „najgorszą twarz polskiej tradycji i polskiej polityki: autorytaryzm, zakłamanie, ekskluzywizm etniczny i fanatyzm integryzmu religijnego” (4 X 2007).

Wygrać z Michnikiem

Zmuszenie prof. Andrzeja Nowaka, jednego z najbardziej cenionych polskich historyków, do publicznego przepraszania za własne poglądy, jest szczególnie bolesnym przykładem zawężania przez Michnika obszaru wolnego słowa. Po pierwsze dlatego, że autor inteligenckich esejów o tolerancji doprowadził już sztukę rozstawiania inteligencji po kątach do perfekcji. Po drugie: bo prof. Nowak miał najzwyczajniej w świecie rację, mówiąc o stosunku gazety do polskości. To przecież właśnie z gazety Michnika mogliśmy się dowiedzieć, że żołnierze NSZ byli „ludźmi opętanymi nienawiścią” i „bandytami”, a AK-owcy mordowali w czasie wojny Żydów; to w „Wyborczej” można było przeczytać, że „patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego”, a szczególnie „paskudny” jest w wersji polskiej.

Mimo wielu przykładów, jakie można by jeszcze przytoczyć na poparcie poglądu prof. Nowaka (w 1994 r. „Gazeta Wyborcza” zachwycała się, że „najmłodsze pokolenie Polaków rośnie bez obciążenia bogoojczyźnianym fatum, bez garbu historii”) – Adam Michnik otrzymał od naczelnego „Arcanów” przeprosiny. Czy oznacza to, że po jakimś czasie dziennikarze zamiast o Michniku, zmuszeni będą pisać o „wiadomym redaktorze” – jak zaproponował jeden z internautów? Dziś większość przeciwników michnikowszczyzny obawia się sądowego starcia z naczelnym „GW” z dwóch prozaicznych powodów: nieprzewidywalności sędziów (jedyną osobą, która ostatnio wygrała z Michnikiem, jest Wojciech Wierzejski, który akurat kłamliwie nazwał go „członkiem PZPR”) oraz z obawy przed kosztami procesu.

Całe szczęście, że w porównaniu z okresem sprzed kilku lat jest jeden plus: nikt nie boi się już zawodowo-towarzyskiego ostracyzmu, jaki spotykał przed „aferą Rywina” tych, którzy ośmielali się krytykować Adama Michnika. Złośliwi uważają, że to właśnie z tego powodu od 2005 r. naczelny gazety walczy o wolność słowa za pomocą sądu, a nie (jak wcześniej) wpływowej ideologii, którą tak dokładnie omówił w swojej książce Rafał Ziemkiewicz. A ponieważ, jak twierdziła pewna austriacka pisarka, łatwiej jest wygrać z sądem niż z przesądem – nowe wcielenie Michnika-totalitarysty straszyć nas powinno jakby nieco mniej.
Maciej Marosz, Grzegorz Wierzchołowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)