Michnik: popełniłem błąd
Gdybyśmy wtedy wiedzieli, że sprawa Rywina zatoczy tak szerokie kręgi, to opisalibyśmy ją wcześniej; dziś żałuję też, że wcześniej nie zawiadomiliśmy prokuratury - mówił na konferencji prasowej naczelny Gazety Wyborczej Adam Michnik.
Michnik, a także wiceprezes spółki Agora Helena Łuczywo, zastępcy redaktora naczelnego Gazety Piotr Stasiński i Juliusz Rawicz oraz autor artykułu "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika" Paweł Smoleński zorganizowali w środę w siedzibie Agory konferencję prasową.
Wyjaśnili, że pretekstem do niej jest postawienie Lwu Rywinowi przez prokuraturę zarzutu płatnej protekcji, a także pismo do redakcji z Klubu Parlamentarnego Samoobrony przysłane przez - jak go określił Rawicz - "Pana Stonogę" (Zbigniew Stonoga mianuje się doradcą szefa Samoobrony Andrzeja Leppera), w którym oskarża on Michnika o to, że namawiał Stonogę do działań korupcyjnych.
"Dokument jest dość idiotyczny, aż trochę wstydzimy się o tym mówić, ale Samoobrona jest dużą siłą polityczną, członek tego ugrupowania jest w sejmowej komisji śledczej, my nie wiemy, o co chodzi więc dmuchamy na zimne i ujawniamy to" - wyjaśnił Rawicz.
Przez godzinę Michnik oraz jego zastępcy odpowiadali na pytania licznie zgromadzonych dziennikarzy, dotyczące szczegółów powstawania tekstu o sprawie Rywina. Michnik powtarzał, że nie wiedział, iż sprawa zatoczy tak szerokie kręgi i gdyby miał tego świadomość, to być może artykuł zostałby opublikowany wcześniej.
"Mając dzisiejszą wiedzę o tym, co się stało już po publikacji żałuję, że wcześniej nie zawiadomiliśmy prokuratury i nie ujawniliśmy całej sprawy" - mówił Michnik. Pytany o doniesienia środowej prasy, według której rozmowę Michnika z Rywinem nagrywał nie tylko naczelny wyborczej, ale także Rywin, Michnik odpowiedział, że "byłby szczęśliwy" gdyby w sprawie tej pojawił się jeszcze jeden wiarygodny - bo pochodzący od podejrzanego - dowód.
Michnik potwierdził w środę, że całość lipcowego spotkania z Lwem Rywinem na terenie siedziby Gazety Wyborczej nie została zarejestrowana na nagraniu magnetofonowym. Zaznaczył, że ponieważ do spotkania doszło w lipcu i było gorąco, marynarka z magnetofonem wisiała na krześle w jego gabinecie także wtedy gdy rozmawiał z Lwem Rywinem na tarasie.
Według Michnika jednak, nagrany został cały fragment spotkania, dotyczący propozycji korupcyjnej złożonej przez Rywina. Michnik zaznaczył, że kiedy wrócili do gabinetu magnetofon się kręcił i wszystko co było przedmiotem rozmowy zostało nagrane i jest powszechnie dostępne.
Paweł Smoleński, autor artykułu "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika" dodał, że podczas rozmowy uruchomione zostały dwa magnetofony. Jeden znajdował się za książkami, a drugi w marynarce naczelnego Gazety Wyborczej.
Jeden magnetofon pracował cały czas, a drugi nie. "Ten, który nie nagrał rozmowy stał za książkami i nie pracował - ja o tym magnetofonie po prostu zapomniałem, przez te pół roku wypadło mi z głowy że ważnym dla dziennikarzy będzie coś takiego co w moim przekonaniu w sprawie nie ma najmniejszego znaczenia" - powiedział Smoleński.
Dziennikarz dodał, że kiedy sprawa drugiego magnetofonu - jak to określił - nagle wypłynęła, sam zadzwonił w tej sprawie do prokuratury. (an)