Michnik: nie było intencji ukrywania propozycji korupcji
Nie było moją intencją ukrywanie propozycji korupcyjnych Lwa Rywina - przekonywał redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik, który jest przesłuchiwany przez sejmową komisję śledczą.
"Wprost przeciwnie" - powiedział Michnik - "opowiadałem to na prawo i lewo, setkom ludzi, każdemu, kto chciał słuchać na ten temat, wierząc, że tą drogą potrafię znaleźć brakujące nitki i dojść do prawdy materialnej".
"Spróbujcie panowie na chwilę wejść w moje buty, przychodzi do was człowiek znany, w jakiś sposób respektowany i powołując się na szefa rządu żąda jakichś gigantycznych pieniędzy. Każdy by zgłupiał" - mówił Michnik.
"Ja uważałem, że w oparciu o tą wiedzę, jaką dysponuję, nie mam po co do prokuratury chodzić. Uważałem, że jest tam sens iść, jeżeli potrafię ustalić: kto przysłał Lwa Rywina" - zaznaczył.
Według Michnika "to wszystko wyglądało jak Klewki, jak fantasmagoria. (...) Z tym iść do prokuratury? To wydawało mi się absurdalne. Oczywiście dziś po całym doświadczeniu wiem, że popełniłem błąd. Należało napisać notatkę powiadamiającą, że takie zdarzenie miało miejsce" - powiedział Michnik.
"Mnie trudno było w to uwierzyć, byłem przekonany, że nikt inny w to nie uwierzy, że ja to muszę mieć udokumentowane i wtedy podjąłem decyzję o zarejestrowaniu tej rozmowy na ukrytym magnetofonie" - tłumaczył naczelny "Gazety Wyborczej".
Michnik powiedział, że nie potrafi "zidentyfikować grupy, która mogła stać za Lwem Rywinem". Wiceszef komisji Bogdan Lewandowski (SLD) zapytał Michnika, kto według niego tworzy ową "grupę trzymającą władzę".
"Gdybym ja to wiedział, to ja bym to napisał" - odparł naczelny. "Ja tego nie wiem, ja rachuję, że szanowna komisja potrafi to ustalić" - zaznaczył.
"Ja nie potrafię zidentyfikować grupy, która mogła stać za Lwem Rywinem" - podkreślił Michnik. (jask)