Media na Węgrzech: wizyta Putina jest potrzebna przede wszystkim Rosji
Wizyta prezydenta Władimira Putina w Budapeszcie jest potrzebna przede wszystkim Rosji, a nie Węgrom, dla których "wschodnie otwarcie" okazało się porażką - twierdzą węgierskie media.
"Wizyta Putina w Budapeszcie jest potrzebna nie premierowi Viktorowi Orbanowi, tylko rosyjskiemu prezydentowi. Może on dzięki niej pokazać rosyjskiej opinii publicznej i światu, że nawet w samym środku wojny (na Ukrainie) znalazło się takie państwo unijne, które chętnie go przyjmie" - pisze portal index.hu.
Index.hu podkreśla, że Rosja jest dla Węgier ważna z przyczyn finansowych. Zdaniem portalu najważniejsza jest przy tym umowa o rozbudowie elektrowni atomowej w Paksie, na którą Moskwa ma udzielić kredytu wysokości do 10 mld euro, a inwestycja ta ma w 30-40 proc. być wykonywana przez węgierskich podwykonawców.
"Znając węgierskie stosunki społeczne, można powiedzieć, że to taka inwestycja, z której sporo trafiłoby do prywatnych kieszeni, ale jeśli Rosja osłabnie gospodarczo, projekt będzie zagrożony. Paks jest zatem bardzo ważny dla węgierskiego rządu, chociaż niekoniecznie z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego, a raczej z powodu możliwości kryjących się w przetargach" - ocenia portal.
Zauważa przy tym, że Paks ma duże wizerunkowe znaczenie dla Rosji, bo choć Rosatom buduje obecnie na świecie ponad 20 bloków energetycznych, to Węgry jako jedyne państwo UE budowałyby z Rosją i z pomocą rosyjskiego kredytu elektrownię, wykorzystując własne środki budżetowe.
Umowa to "świstek papieru"
Także tygodnik "Magyar Narancs" ocenia, że finansowe zyski Budapesztu ze "wschodniego otwarcia" będą niewielkie, bo umowa dotycząca elektrowni w Paksie to obecnie tylko "świstek papieru", gdyż Moskwa może mieć trudności z wypełnieniem zawartych w niej zobowiązań finansowych.
Dziennik "Nepszabadsag" odnośnie planów rozbudowy Paksu zauważa zaś, że należałoby "na nowo przeanalizować podstawowe liczby" w tej inwestycji, bo rok temu 1 euro można było kupić za 42 ruble rosyjskie, a teraz kosztuje 72 ruble.
Zdaniem gazety projekt może też udaremnić UE. "W lipcu zeszłego roku Greenpeace i instytut Energiaklub zwróciły się do Brukseli, ponieważ ich zdaniem planowane finansowanie rozbudowy elektrowni atomowej stanowi ukryte wsparcie rządowe i pod wieloma względami narusza przepisy UE. Dyrekcja Generalna ds. Konkurencji KE prowadzi śledztwo w tej sprawie i może nawet zakazać budowy z międzyrządowego kredytu" - czytamy.
Jeśli zaś chodzi o wymianę handlową, to także w tej sferze "wschodnie otwarcie" poniosło - zdaniem "Magyar Narancs" - fiasko. "Każde inne państwo wyszehradzkie utrzymuje z Moskwą intensywniejsze w stosunku do swoich rozmiarów kontakty handlowe niż nasz kraj, nawet tradycyjnie nieufna wobec Rosji Polska" - czytamy.
"Summa summarum, rosyjskiej orientacji, która prowadzi do całkowitej izolacji Węgier w społeczności euroatlantyckiej, nie uzasadniają racjonalne względy natury gospodarczej" - podkreśla tygodnik. Jego zdaniem "dobrowolne patologiczne zepchnięcie na peryferia" Węgier wciąż trwa dlatego, że ani elity, ani węgierskie społeczeństwo nie są w stanie patrzeć na sytuację szerzej i bardziej perspektywicznie.
Autorytarni partnerzy
Według "Magyar Narancs" nic nie jest w stanie usprawiedliwić strategicznego zbliżenia Węgier z Rosją, a jedynym rzeczywistym wyjaśnieniem takiej polityki jest to, że coraz bardziej autorytarny rząd Orbana w celu rozerwania swej izolacji międzynarodowej zbliża się do coraz bardziej autorytarnych partnerów.
Tygodnik podkreśla, że rosyjski gaz jest najtańszy i to oczywiste, iż w interesie każdego rządu Węgier leży utrzymywanie dobrych ekonomicznych i handlowych kontaktów z Moskwą. "Ale w normalnej sytuacji nie prowadziłoby to do strategicznego przeorientowania polityki zagranicznej kraju" - zauważa "Magyar Narancs".
Historyk Tamas Stark wysuwa w tygodniku "HVG" tezę, że za polityką "wschodniego otwarcia" kryje się ogromna frustracja Węgier. "W okresie zmiany ustrojowej spośród państw socjalistycznych właśnie rozwój Węgier wyglądał najbardziej obiecująco.() Ale w ostatniej dekadzie kraj pod względem rozwoju ustępuje nawet wschodnim sąsiadom. Rząd węgierski próbuje osobnej drogi politycznej z powodu rozczarowania niepowodzeniem i staczaniem się w dół" - pisze.
Między Rosją i UE
Tymczasem zdaniem portalu inedx.hu mimo wszystko nie można twierdzić, że rząd Orbana stanął całkowicie po stronie Rosji. "W istocie Budapeszt balansuje na granicy Wschodu i Zachodu w nadziei, że z obu stron uda mu się wyciągnąć korzyści, jeśli zachowa odpowiednią równowagę" - pisze portal, zwracając uwagę, że podobną politykę poza UE próbuje prowadzić Białoruś.
"Klasycznym przykładem tej polityki huśtawki jest to, że Węgry były przeciwne sankcjom wobec Rosji, ale w końcu za nimi zagłosowały" - zauważa portal. W jego ocenie nie sposób sobie wyobrazić, by rząd widział na dłuższą metę przyszłość kraju poza UE i NATO - "w odróżnieniu na przykład od drugiej siły politycznej kraju Jobbiku, dla której Eurazjatycka Unia Gospodarcza proponowana przez Putina stanowi rzeczywistą alternatywę".