Matka Madzi zaplanowała tę zbrodnię - nowe fakty
To nie był wypadek. To był mord na własnym dziecku. Zaplanowany na zimno i zimną krwią wykonany. Takie ciężkie zarzuty prokuratorzy zamierzają postawić przed sądem Katarzynie Waśniewskiej (22 l.) z Sosnowca. Jeszcze przed końcem roku chcą zamknąć tę dramatyczną sprawę i wysłać do sądu akt oskarżenia. Na razie walczą z czasem. Kończą ostatnie eksperymenty śledcze, by w poniedziałek przekazać sądowi grube tomy oskarżenia.
28.12.2012 | aktual.: 28.12.2012 12:17
Los malutkiej Madzi (†6 mies.) nie był obojętny nikomu, kto ma serce i ludzkie uczucia. Oprócz matki dziecka. Gdy w styczniu cała Polska martwiła się, kto porwał dziewczynkę, zimne ciałko Madzi od wielu dni leżało w parku pod stertą gruzu, którą przysypała ją własna matka. Waśniewska wymyśliła bajkę o porwaniu i płakała przed kamerami, błagając rzekomego porywacza: „Oddaj mi mojego Madziulka”. Dobrze wiedziała, że dziecko nie żyje. Przyparta do muru, wyznała prawdę. Ale do dziś utrzymuje, że śmierć Madzi to wypadek: że dziecko wyślizgnęło jej się z kocyka i uderzyło o ziemię główką. A jaka jest prawda?
Prokuratorzy prawie rok pracowali nad wyjaśnieniem każdego detalu tej dramatycznej historii. Przesłuchiwali setki świadków, zbierali opinie licznych biegłych i ustalili fakty, które przeczą wersji Waśniewskiej. Najważniejsza opinia biegłych lekarzy brzmi: dziecko zostało uduszone. Nie w afekcie i nie przez przypadek. Matka Madzi zaplanowała tę zbrodnię. I 24 stycznia plan zrealizowała.
Tego dnia Waśniewska wyszła z domu z mężem i z Madzią w wózeczku. Mąż, Bartłomiej Waśniewski ( ...l.), miał zawieźć do pracy zwolnienie lekarskie. Umówił się z żoną u swoich rodziców. Waśniewska rozstała się z nim przed klatką schodową i wróciła do mieszkania. Mężowi wyjaśniła, że zapomniała pampersów dla dziecka.
Według ustaleń śledczych udusiła Madzię właśnie wtedy, gdy wróciła się do domu. Nieżyjące dziecko zawinęła w kocyk i wsadziła do wózka. Poszła z nim w kierunku ruin w sosnowieckim Parku Dietla. Najpewniej już wcześniej upatrzyła sobie to miejsce. Przysypała martwą córeczkę gruzem, a miejsce ukrycia ciałka zamaskowała jeszcze drobnymi kamieniami i liśćmi. Paliła przy tym papierosa. I zdradził ją właśnie niedopałek, który w tym miejscu znaleźli śledczy, i który poddali ekspertyzom.
W Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji specjaliści badali każdą drobinkę, każdą rzecz i ubranie, aby stwierdzić, kto jest odpowiedzialny za śmierć tego dziecka. Na tę ekspertyzę śledczy czekali najdłużej, ale będzie ona bardzo ważnym dowodem na procesie. Z zebranego materiału wynika, że Waśniewska dopuściła się zbrodni i że nikt jej w tym nie pomagał. Na jej winę wskazuje także jej zachowanie w trakcie śledztwa. Waśniewska odmówiła udziału w eksperymencie, w czasie którego miała pokazać, jak reanimowała Madzię po rzekomym upadku dziecka na posadzkę. Wmawiała śledczym, że nie wezwała pogotowia, bo była w szoku i że sama próbowała ratować córeczkę.
Dlaczego zabiła własne dziecko? Śledczy przypuszczają, że motywem zbrodni mogła być zemsta na mężu. Waśniewska była zazdrosna, że jej mąż utrzymywał kontakty telefoniczne z wieloma koleżankami. Zagroziła mu nawet odejściem. Wiedziała przy tym, że nad życie kocha swoją córeczkę. Śmierć niewinnego dziecka mogła być więc karą dla męża.
Bartłomiej Waśniewski po śmierci Madzi długo jeszcze wspierał żonę. Wyjechał do pracy za granicę, gdy żona od niego uciekła, bojąc się badania wykrywaczem kłamstw. Waśniewska, która od paru tygodni jest w areszcie, była przesłuchiwana jeszcze wczoraj. Przyjechała do Prokuratury Okręgowej w Katowicach razem ze swoim obrońcą. Spędziła tam kilka godzin. Najpewniej śledczy informowali ją o akcie oskarżenia. I jeśli nie złoży dodatkowych wniosków, już w początku przyszłego roku może stanąć przed sądem.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Alarm na sylwestra. Fałszywa wódka znowu zabija!