Mateusz Borek wypowiedział się o medycynie. Naukowiec, na którego się powołał, prostuje
Mateusz Borek podczas programu w Kanale Sportowym powołał się na opinię swojego "przyjaciela doktora", który rzekomo uważa, że wszyscy mężczyźni po 30. roku życia powinni zażywać testosteron. Skontaktowaliśmy się z naukowcem. Okazało się, że wcale tak nie uważa.
W ostatnich dniach głośna stała się sprawa Roberta Burneiki, kulturysty i osobowości telewizyjnej znanej pod pseudonimem Hardkorowy Koksu.
Burneika w popularnym projekcie youtube'owym – Kanale Sportowym – zachęcał do przyjmowania tzw. SARM-ów.
Kulturysta sprzedawał je w swoim sklepie internetowym, wskazując, że to suplementy.
W rzeczywistości są to niedopuszczone w Polsce do sprzedaży substancje zakazane przez Światową Agencję Antydopingową, które nie mają nic wspólnego z suplementami diety.
Po opublikowaniu przez popularny youtubowy kanał "Nie wiem, ale się dowiem!" materiału, w którym pokazano, w jaki sposób Burneika w Kanale Sportowym promuje zakazane substancje (FILM), Krzysztof Stanowski, jeden ze współwłaścicieli Kanału Sportowego, zapowiedział usunięcie filmów z Hardkorowym Koksem i zakończenie współpracy.
Tak też się stało.
Testosteron dla (niemal) wszystkich
W jednym z usuniętych nagrań – obejrzało je przeszło 700 tys. osób – rozmowę z Burneiką prowadził inny ze współwłaścicieli Kanału Sportowego, Mateusz Borek, znany komentator piłkarski i sztuk walki.
Borek postanowił spytać Burneikę o przyjmowanie testosteronu. "Podprowadził" temat, wskazując, że jego przyjaciel, "doktor Chycki z wielu uniwersytetów amerykańskich, ale przede wszystkim z AWF w Katowicach uważa, że każdy facet, który kończy 30 lat, to powinien już bardzo umiejętnie, pod kontrolą lekarza, brać testosteron".
Burneika z tym poglądem się zgodził. Nie kryje zresztą swojego zamiłowania do testosteronu. Na jednym z nagrań, na którym rozpisuje dietę znajomemu, Hardkorowy Koksu "przepisuje" testosteron do przyjmowania, bo – jak zauważa – z badań wynika, że adept kulturystyki ma go na średnim poziomie.
Sęk w tym, że z wyrażonym w Kanale Sportowym poglądem nie zgadza się sam dr hab. Jakub Chycki z AWF w Katowicach.
– Wydaje mi się, że to subtelna nieprecyzyjność w wypowiedzi pana redaktora Mateusz Borka – mówi WP dr hab. Chycki.
I wskazuje, że terapia zastępcza testosteronem jest szeroko stosowaną metodą leczenia mężczyzn z objawowym hipogonadyzmem (to rodzaj defektu układu rozrodczego związanego z niewydolnością hormonalną jąder).
Jakub Chycki wyjaśnia, że korzyści obserwowane w przypadku terapii, takie jak zwiększone libido i poziom energii, korzystny wpływ na gęstość kości, siłę i mięśnie, a także działanie kardioprotekcyjne, zostały dobrze udokumentowane.
– Wiadomo, że poziom testosteronu spada wraz z wiekiem mężczyzn. Baltimore Longitudinal Study of Aging donosi, że częstość występowania hipogonadyzmu wynosi 20 proc. u mężczyzn powyżej 60. roku życia, 30 proc. u mężczyzn powyżej 70 lat i 50 proc. u mężczyzn powyżej 80. roku życia – wskazuje naukowiec.
Świadomość ryzyka
Terapia zastępcza testosteronem jest więc rozsądną opcją leczenia w kontekście potrzeb mężczyzn z niskim poziomem testosteronu i objawami hipogonadyzmu.
– Pozytywne wyniki w normalizacji doprowadziły do drastycznego wzrostu stosowania substytucji testosteronu u mężczyzn z objawowym hipogonadyzmem, chociaż warto podkreślić, że wciąż brakuje długoterminowych danych dotyczących bezpieczeństwa – zastrzega dr hab. Chycki.
I zaznacza, że korzystne działanie testosteronu jest rzadko kwestionowane, niemniej konieczne jest wskazanie potencjalnych zagrożeń. Należą do nich m.in. zaostrzenie raka prostaty, pogorszenie łagodnego rozrostu gruczołu krokowego, zwiększone ryzyko obturacyjnego bezdechu sennego.
Dlatego – jak zaznacza naukowiec – lekarz podejmuje decyzję w oparciu m.in. o wywiad i wyniki badań.
Mówiąc więc najprościej: niewskazane jest przyjmowanie testosteronu przez zdrowych mężczyzn, u których poziom tego hormonu jest w normie. Wiąże się to bowiem z ryzykiem poważnych skutków ubocznych.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl