Martwe prawo w Krakowie. W tle kluby ze striptizem
Kraków od lat próbuje wyeliminować z centrum pikantne biznesy. Miały w tym pomóc przepisy o Parku Kulturowym Stare Miasto. Udało się zapanować nad wszechobecnymi dawniej banerami, reklamą, uporządkować gastronomiczne ogródki i doprowadzić do ładu sprawy elewacji kamienic. Miasto nie poradziło sobie jednak z klubami ze striptizem.
Takie przybytki, których władze miasta nie życzą sobie w centrum, nadal funkcjonują z powodzeniem i kreatywnie poszukują klientów. Reklamy takich miejsc są specyficzne.
Skoro oferta nie może pojawiać się w formie materialnej, przekazywana jest bezpośrednio. Turyści i mieszkańcy są po prostu zapraszani na pokazy przez "posłańców", czyli zazwyczaj przez przedstawicielki klubu.
Nie tak miało być. Jak przypomina portal lovekrakow.pl, ustanowione w 2011 roku przepisy o Parku Kulturowym Stare Miasto, regulujące kwestię reklam i szyldów w ścisłym centrum, poprawiły znacznie wygląd zabytkowych krakowskich ulic.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Magda Gessler o cenach swoich jagodzianek. "Moja jagodzianka zostaje w pamięci na cały rok"
Uporządkowały estetyczną stronę kawiarnianych ogródków, czy też doprowadziły do tego, że infrastruktura turystyczna - na przykład wycieczkowe meleksy oraz stoiska handlowe - mają ujednoliconą plastyczną oprawę. Jednak po latach wiadomo, że część przepisów stała się martwym prawem.
Nie ma sposobów na wyegzekwowanie zapisu, który mówi, że w Parku Kulturowym Stare Miasto zakazana jest "działalność usługowa o charakterze sprzecznym z moralnością publiczną". Przepis oznacza, że w lokalach gastronomicznych, kulturalnych i rozrywkowych nie można organizować pokazów striptizu, tańców erotycznych lub świadczyć usług seksualnych.
Martwe prawo w Krakowie. Radni zakazali działalności "sprzecznej z moralnością publiczną"
Urzędnicy przygotowali, a radni uchwalili prawo, którego nie da się skutecznie wcielić w życie. Miasto nie ma bowiem prawnych możliwości, żeby zapobiec rozpoczęciu nielegalnej działalności, jak też nie może takiego lokalu zamknąć.
Krakowski portal przywołuje opinie urzędników, którzy potwierdzają, że samorząd nie posiada odpowiednich kompetencji. Nie może więc skutecznie zareagować na "budzące niepokój zjawiska".
Przewodniczący Rady Dzielnicy I Stare Miasto Jan Hoffman w rozmowie z lovekrakow.pl zauważa, że pojęcie "moralności publicznej" w niektórych przypadkach może rodzić problemy interpretacyjne. Jednak dość łatwo zdefiniować, czym jest nagabywanie.
Jak mówi, nie zdarzyło mu się przejść wieczorem przez Rynek, by nie być zaczepiany i zachęcany do korzystania z różnych usług. - Kto łamie normy zapisane w uchwale o Parku Kulturowym, popełnia wykroczenie, za które powinien zostać ukarany - komentuje Hoffman.
Czytaj też: Kłopoty Telusa. Polityk PiS musi oddać ziemię
Portal potwierdza, że taka forma docierania do klienta jest obecna na ulicach centrum Krakowa. Zazwyczaj to osobiście przekazywane przez młode kobiety zaproszenia na darmowy pokaz striptizu z drugim piwem gratis.
Kiedyś takie "naganiaczki" chodziły w centrach większych miastach Polski z parasolkami, obecnie nie rzucają się tak w oczy. Nie ma też już podświetlonych na czerwono okien czy niebudzących wątpliwości co do profilu lokalu szyldów. To uporządkowały przepisy.
Pomogły działania straży miejskiej. Ale funkcjonariusze mogą reagować na przypadki nielegalnego handlu, niedozwolone "potykacze" czy reklamy, ale nie mają sposobu na reklamę bezpośrednią.
Przeczytaj również: Kamera uchwyciła zachowanie posła Goska. Romanowski nie wytrzymał
Jednak przewodniczący Rady Dzielnicy I Stare Miasto ufa, że zwiększenia nakładów na straż miejską mogłoby pomóc w walce i z tym problemem i doprowadzić do skrupulatnego przestrzegania uchwalonego przez radnych miejskich prawa. - Jego nieegzekwowanie ma skutek demoralizujący dla społeczeństwa. Ludzie uczą się, że przepisy można łamać i nic za to nie grozi - mówi Hoffman.
Źródło: lovekrakow.pl