Marta Tychmanowicz: nagła śmierć Bolesława Bieruta, byłego prezydenta Polski, w Moskwie
16 marca 1956 w Warszawie pochowano Bolesława Bieruta – Zwycięskiego Wodza Naszej Epoki – który zmarł cztery dni wcześniej w Moskwie. Od razu pojawiły się różne spekulacje co do przyczyn jego śmierci (otrucie, samobójstwo, zaplanowane przez Rosjan morderstwo) oraz ironiczne powiedzonka: „pojechał w futerku, wrócił w kuferku”, „zjadł ciastko z Kremlem”, „pojechał dumnie, wrócił w trumnie”.
16.03.2013 | aktual.: 19.04.2013 11:02
Bierut zmarł na zawał serca w Moskwie 12 marca 1956 roku o godzinie 21.30. Polskie Radio informację o jego śmierci nadało dopiero następnego dnia rano. W Moskwie ciało Bieruta wystawiono w sali kolumnowej Domu Związków by, jak donosiła Polska Kronika Filmowa, „tysiące, tysiące Moskwian” mogło pożegnać przywódcę bratniego narodu: „wielkiemu Polakowi składają hołd prości ludzie radzieccy, był dla nich symbolem nowej Polski, był symbolem przyjaźni, która po raz pierwszy od wieków wprowadziła nasze narody na wspólna drogę do wspólnego marszu”.
Niespodziewana śmierć Bieruta zrodziła szereg plotek i domniemań na temat jej przyczyn. Mówiło się, że Związek Radziecki jest „wykańczalnią” działaczy ruchu robotniczego, z którego „już się nie wraca” (w 1949 roku zmarł w Moskwie sekretarz generalny bułgarskiej partii robotniczej Georgi Dymitrow, zaś w 1953 roku zmarł prezydent Czechosłowacji Klemens Gottwald zaraz po powrocie z pogrzebu Stalina). Bierut miał popełnić samobójstwo, zostać otruty („Gdyby Bierut był w USA, toby go wyleczyli, a że był w Moskwie, to go otruto”) lub nawet zamordowany na zlecenie Rosjan, ponieważ był przeciwnikiem destalinizacji ogłoszonej przez Chruszczowa w jego słynnym referacie „O kulcie jednostki i jego następstwach” (podczas XX Zjazdu KPZR).
Tymczasem faktyczne przyczyny śmierci były dużo bardziej prozaiczne. Bierut od połowy 1955 roku chorował na grypę, nerki, zapalenie płuc oraz miażdżycę. Nie stosował się do zaleceń lekarzy (ograniczenie pracy, odpoczynek, sanatoryjna rekonwalescencja). Jego osobisty lekarz prof. Mieczysław Fejgin powiedział w wywiadzie: „Bolesław Bierut pomimo postępujących objawów świadczących o miażdżycy naczyń sercowych i zajęciu nerek, nie przerywał właściwie nigdy intensywnej pracy. Mimo wielokrotnych, ciągłych nalegań lekarzy, nigdy nie przeprowadził radykalnej kuracji klimatyczno-wypoczynkowych z całkowitym wyłączeniem się z pracy (kilka miesięcy), a które były niezbędne do opanowania chorób. (…) Nie stosował się do nakazów lekarskich, traktując je jako przejawy przesadnej ostrożności i asekuranctwa. Ciągle powtarzał, że lekarze nie mają zmysłu politycznego, że nie może sobie pozwolić na odpoczywanie. Twierdził, że nie czuje się aż tak źle, aby musiał się leczyć”.
14 marca 1956 roku rano kondukt żałobny przejechał ulicami Moskwy na lotnisko, tam „najwyżsi dostojnicy państwowi, przywódcy partii niosą trumnę na ramionach do samolotu”. Jeszcze tego samego dnia w „okrytej żałobą Warszawie” wystawiono trumnę na widok publiczny w gmachu KC PZPR na rogu Nowego Świata i Alej Jerozolimskich - „to była ostatnia warszawska defilada przed towarzyszem Bierutem pełna ludzkiego bólu i żalu”. Według partyjnych raportów od godziny 17 do 5 rano przed trumną miało przejść ponad 60 tys. osób. Rano na pół godziny zamknięto salę, aby „umożliwić lekarzom sprawdzenie stanu zwłok i uporządkować salę. Lekarze dali pozytywną ocenę stanu zwłok i stwierdzili, że temperatura na sali jest 10 st. C, co daje gwarancję właściwej konserwacji zwłok”.
W Polsce od 13 do 16 marca ogłoszono żałobę narodową. Dzień pogrzebu ustanowiono w Warszawie dniem wolnym od pracy. 16 marca o godzinie 7 rano zamknięto salę dla publiczności, by ciało Bieruta przełożyć do metalowej trumny. O godzinie 10 „wśród szpaleru generałów wojska polskiego sekretarze komitetów wojewódzkich wynoszą trumnę pierwszego sekretarza” i składają na lawecie armatniej, którą ciągną cztery kare konie. Alejami Jerozolimskimi kondukt zmierzał na Plac Stalina (dzisiejszy Plac Defilad przed PKiN), gdzie trumnę złożono na bardzo wysokim katafalku okrytym czerwonym suknem przed lśniącym nowością Pałacem Kultury. Ulice wypełnione były szczelnie tłumem ludzi. O godzinie 11 rozległ się dźwięk syren fabrycznych: „na trzy minuty zamarło w Polsce życie, miliony ludzkich myśli pobiegły ku tej trumnie stojącej ponad tłumem na Placu Stalina”.
Rozpoczęło się zgromadzenie żałobne wypełnione serią podniosłych przemówień. Nikita Chruszczow: „Całą jego ofiarną działalność opromieniała jasnym światłem nieśmiertelna nauka marksizmu-leninizmu”, Józef Cyrankiewicz: „Partia i naród zwierają dziś mocniej szeregi i idą dalej tym samym szlakiem który wytyczyliśmy wspólnie, gdy jeszcze był z nami Bolesław Bierut”, Edward Ochab: „Śmierć wyrwała niespodziewanie drogiego towarzysza Tomasza z walczących szeregów partyjnych”. Polskie Radio relacjonowało na cały kraj przebieg uroczystości od godziny 10 do 15.30. O godzinie 13 odezwał się „spiżowy ton” dzwonu Zygmunta w Krakowie, „którego dźwięk rozlega się w najważniejszych dla narodu chwil” („Życie Warszawy”).
Po zakończeniu wiecu pod Pałacem Kultury kondukt wyruszył w kierunku wojskowego cmentarza na Powązkach – liczącą ponad 8 km trasę miał pokonać w ponad trzy godziny. Pojawiły się głosy wśród działaczy partyjnych, że Cmentarz Powązkowski nie jest odpowiednim miejscem na pochówek: „Skoro królowie polscy mają miejsce na Wawelu, dlaczego nie można dla towarzysza Bieruta znaleźć podobnego miejsca, przecież towarzysz Bierut był ważniejszy dla Polski aniżeli królowie”. Myślano także o wybudowaniu mauzoleum obok PKiN. Docelowo ciało Bieruta miało spocząć na stokach Cytadeli Warszawskiej, gdzie planowano chować „najbardziej zasłużonych synów polskiej klasy robotniczej”. Jednak realizację tego pomysłu zarzucono.
W swoim dzienniku Maria Dąbrowska celnie zapisała zbieżność marcowych dat śmierci Bieruta i Stalina: „Trzeba rzadkiej wierności sługi, aby umrzeć w tym samym miejscu i miesiącu, co jego pan. Łza żadna po tym człowieku z polskich oczu nie spłynie”.
Źródła: Piotr Lipiński „Bolesław Niejasny. Opowieść o Bolesławie Bierucie, Forreście Gumpie polskiego komunizmu” (Warszawa 2001), Marcin Zaremba „Pojechał dumnie, wrócił w trumnie" ("Polityka" 08.03.2006), Janusz Roszkowski „Pojechał dumnie, wrócił w trumnie” („Focus” 3/2013), Polska Kronika Filmowa 12/1956