Marszałek Hołownia bardziej martwi się o wyborców PiS niż swoich [OPINIA]
Decyzją marszałka Sejmu posłowie będą dyskutować projekty dotyczące aborcji po pierwszej turze wyborów samorządowych. Szymon Hołownia twierdzi, że to lepszy termin, bo jest szansa, że "opadną emocje". Tym samym umacnia swój wizerunek jako blokującego zmiany, na które czeka znacząca część elektoratu - pisze dla Wirtualnej Polski dr Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Tłumaczenia marszałka nie są specjalnie przekonujące. Jednak logika, jaka mu przyświeca, jest czytelna. Wszystko, co robi od początku swojej politycznej kariery, jest nastawione na realizację celu, jakim jest jego prezydentura.
Sprawa aborcji również temu służy. Hołownia nie chce przed wyborami samorządowymi, ale także prezydenckimi, zniechęcić do siebie umiarkowanego elektoratu, być może wyborczych sierot po PiS. Upatruje szans na zwiększenie stanu posiadania zarówno dla siebie, jaki i Trzeciej Drogi w wyborach wiosną. Może jednak pogrążyć swoje prezydenckie plany, partię i cały rząd.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hołownia szuka pomocy i poparcia wokół PiS
Mobilizacja w jesiennych wyborach była historycznie wysoka. Ludzie wyraźnie wskazali, że chcą zmiany w polityce. Ważne miejsce wśród postulatów, które pojawiły się w politycznych ofertach, odgrywały kwestie szeroko rozumianych praw kobiet, również przerywania ciąży.
Powód był prosty i trudno było go zignorować. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku, dotyczący aborcji, spowodował wyraźny spadek poparcia dla rządu Zjednoczonej Prawicy. Populistyczny rząd Mateusza Morawieckiego nie był w stanie odrobić tych strat do końca kadencji. Właśnie wtedy stało się jasne, że temat będzie ważny.
Kobiety głosowały bardzo licznie, w dużej mierze na partie tworzące dziś rządzącą koalicję. Tymczasem Hołownia zastanawia się, jak zagospodarować prawicowy elektorat, a w ten sposób może stracić z pola widzenia swoich własnych wyborców.
Jednocześnie marszałek zdaje się nie brać pod uwagę, że sporo głosów Trzecia Droga otrzymała w wyniku taktycznych decyzji wyborców. Głosujący wiedzieli, że wynik tej formacji zdecyduje o zwycięstwie partii demokratycznych. Oczywiście podnoszony argument: "widziały gały, co brały", jest słuszny - Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz uczciwie mówili przecież, jakie mają stanowisko w sprawie aborcji. To powrót do kompromisu i w kolejnym etapie - referendum.
Jest też druga strona medalu. W tej koalicji głosy za liberalizacją są mocno po stronie Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, ale nie wykluczam, że także Polski 2050. Brak dyscypliny w głosowaniu nad prawem do terminacji ciąży może więc zdziwić liderów Trzeciej Drogi.
Hołownia zapomina o swoich wyborcach
Wreszcie argument chyba najważniejszy - oczekiwania wyborców. Ostatnie badania Ipsos dla TOK FM i Oko.press pokazały bardzo wyraźnie, że 92 proc. wyborczyń i wyborców, którzy oddali głos na partie tworzące dziś rząd, popiera liberalizację prawa aborcyjnego, w opcji możliwości przerwania ciąży do 12. tygodnia. A najważniejsza informacja jest taka, że stanowisko takie popiera także blisko 90 proc. wyborców Trzeciej Drogi.
Hołownia jest w polityce od niedawna, ale zdążył być świadkiem sytuacji, w której w tak newralgicznej sprawie obóz prawicowy rękoma Trybunału Konstytucyjnego działał ewidentnie wbrew opinii wyborców.
Trzeba więc jasno podkreślić, że jeśli Koalicja 15 października nie wypełni obietnicy, zaryzykuje utratą reputacji, a w perspektywie długoterminowej - także poparcia. Nie tylko dlatego, że nie spełnia obietnic, ale również z powodu pokazania braku sprawczości i skuteczności.
Tymczasem, z punktu widzenia rządu, obietnica dotycząca aborcji jest jedną z najprostszych do spełnienia, bo nie niesie za sobą obciążeń finansowych.
W tej chwili Donald Tusk odsuwa sprawę, używając argumentu, że stanowisko Koalicji Obywatelskiej jest jasne, a Trzecia Droga prezentowała poglądy na ten temat przez całą kampanię. Jednak zapewne nie zignoruje faktu, że na koniec dnia brak realizacji tego postulatu może odbić się także na nim i jego formacji.
Można więc odnieść wrażenie, że Hołownia zaczyna być zakładnikiem wizji własnej prezydentury i walki o drugą turę. To pułapka, która w dłuższej perspektywie może nie tylko obniżyć jego szanse w wyścigu prezydenckim, ale wywołać poważne turbulencje dla jego młodej partii, jeśli jej działania będą otwarcie podporządkowane ambicjom lidera. Przed marszałkiem poważny sprawdzian umiejętności, tym razem politycznych.
Dla Wirtualnej Polski Barbara Brodzińska-Mirowska*
* Autorka wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu, jest autorką Podcast460.