Marnotrawstwo publicznych pieniędzy w dobie kryzysu
Fakt, że obchodzimy hucznie Rok Chopinowski, jest historycznie uzasadnione. Natomiast to, co się dzieje wokół tej rocznicy jest dla mnie już mniej zrozumiałe - pisze Ewa Tranel, Internautka wp.pl.
Gdy oglądałam transmisję z uroczystego koncertu, który odbył się w Teatrze Wielkim, czułam się zniesmaczona. Poziom imprezy nie był wyższy od szkolnej akademii. Tyle tylko, że nazwiska bardziej znaczące. Dla melomanów!
Kiedy pokazali wnętrze nowego, nowoczesnego muzeum poświęconego naszemu wielkiemu kompozytorowi, a do tego poinformowali ile ono kosztowało, pomyślałam, że Fryderykowi Chopinowi to się należy.
Gdy weszłam do Domu Polonii posłuchać koncertu - i to za darmo - uznałam, że nam też się coś należy! Edukacja, szczególnie młodzieży, jest dobrym pomysłem. Niech latorośl wie, że są inni kompozytorzy niż Liroy, czy Rubik.
Lecz, gdy ujrzałam marmurowe ławeczki, z których po naciśnięciu guziczka gra muzyka Chopina, coś się we mnie zbuntowało. Bo niby kto za to wszystko płaci?! W dobie kryzysu, tuż przed Euro 2012, gdy urząd miasto nie ma za co oczyszczać stolicy z zmarzniętego śniegu. Gdy nie ma pieniędzy na załatanie dziur na warszawskich jezdniach. Po co, szastanie społeczną kasą i kto na tym zarobił? Przecież sam materiał, z którego je wykonano, czyli marmur kosztował więcej niż wymiana nawierzchnia ulic miejskich.
Ławeczki stoją dostojnie. Od czasu do czasu ktoś podejdzie, ale bez większego zainteresowania, wciska guziczek i pyta: ile to kosztowało? Po co je postawiono, skoro i tak za rok staną się tylko dowodem na to, że Fryderyk Chopin bywał na warszawskich salonach? Czy nie wystarczyłoby postawić zwykłych ławek dla staruszków i wmontować małe pozytywki? Chociaż muszę przyznać, że brakuje miejsc, w których starsi ludzie czy nawet turyści mogliby przysiąść i odpocząć zmęczeni podziwianiem uroków naszego miasta.
Zbliżają się wybory. Mamy ponownie wybierać włodarzy Warszawy. Taka rozrzutność może być poczytana za bezsensowne ładowanie pieniędzy w chybioną reklamę stolicy. Nie jestem pewna, czy taka inicjatywa była w pełni uzasadniona. Tym bardziej, że ławeczki są źle rozmieszczone. Na ul. Miodowej stoją jedna przy drugiej. Razem trzy sztuki. A i nie ma, na co popatrzeć. Chyba, że na resztki zaniedbanego pałacu. Moim zdaniem to wstyd. Wstyd za urzędników, którzy znów dopuścili się nadużycia. Nadużycia naszego zaufania i sprzeniewierzenia naszych pieniędzy.
Ewa Tranel