Marek Borowski: Polska powinna zademonstrować stanowczość
Nie jestem odległy od tego poglądu, że Polska powinna w tej sprawie zademonstrować daleko idącą stanowczość i już dzisiaj, można powiedzieć, określić swoje stanowisko w sposób zdecydowany, co oznacza, że jeśli ten postulat nie zostanie uwzględniony, to może dojść do tego, iż nie zaakceptujemy projektu konstytucji (europejskiej) - mówi w "Sygnałach dnia" marszałek Sejmu Marek Borowski.
Krzysztof Grzesiowski: Panie marszałku, przyzna pan, że do historii tej kadencji Sejmu przejdzie to zawołanie, zdanie Jana Rokity z wczorajszej dyskusji nad zapisami konstytucji europejskiej, a więc "Nicea albo śmierć!".
Marek Borowski: Tak, rzeczywiście bardzo malownicze i nawiązujące do historii (tak na marginesie) walk w Hiszpanii w latach trzydziestych.
Krzysztof Grzesiowski: Hm, ale czy aby na pewno to prawda, że Nicea albo śmierć? Jeśli nie zostaną uwzględnione zapisy, te, które ustalono w Nicei konstytucji europejskiej, to grozi nam... no, to, co powiedział Rokita — śmierć? Polityczna, gospodarcza? Jaka?
Marek Borowski: Nie, ja powiedziałem, że jest to zawołanie bardzo malownicze, które gdyby tak rozbierać słowo po słowie, to, oczywiście, mielibyśmy kłopoty z przypisaniem temu drugiemu słowu jakiegoś znaczenia, bo żadna tutaj śmierć nie będzie miała, oczywiście, miejsca. Jeżeli, to można to ująć w ten sposób, iż taki jest pogląd posła Rokity. Ale powiem szczerze, że ja nie jestem odległy od tego poglądu, że Polska powinna w tej sprawie zademonstrować daleko idącą stanowczość i już dzisiaj, można powiedzieć, określić swoje stanowisko w sposób zdecydowany, co oznacza, że jeśli ten postulat nie zostanie uwzględniony, to może dojść do tego, iż nie zaakceptujemy projektu konstytucji.
Krzysztof Grzesiowski: Minister Włodzimierz Cimoszewicz zapowiada twardą postawę podczas konferencji międzyrządowej w Rzymie. To będzie 4 października. Są te cztery punkty, cztery warunki rządu na rozmowy, począwszy od zachowania tej siły, tej liczby głosów ustalonej w Nicei po „jeden komisarz, jeden kraj”. Są jeszcze te dwa dodatkowe, z preambuły z wartościami chrześcijańskimi itd., itd. Jakie są szanse powodzenia?
Marek Borowski: Dzisiaj naprawdę bardzo trudno określić. W końcu jest to 25 krajów, które mają tam różne interesy i w różnym stopniu są przywiązane do niektórych idei. Generalnie takie sprawy ucierają się w jakimś kompromisie. Ale są sprawy, gdzie np. kompromis jest łatwiejszy, a są takie, gdzie kompromis jest trudny. Jeżeli chodzi o kwestie tzw. sposobu liczenia głosów...
Krzysztof Grzesiowski: W Radzie Unii Europejskiej.
Marek Borowski: Tak, w Radzie Europejskiej. To tutaj sprawa jest o tyle oczywista z naszego punktu widzenia, że ta zasada została ustalona w 2000 roku w Nicei jako zasada jakby specjalnie skierowana ku nowym krajom, które przychodzą, te mniejsze kraje poza Polską, ale pozostają mniejszymi krajami, i miała pokazać, że w Unii jest tak, że w Unii mniejsze kraje nie są marginalizowane, że kraje, które przyjdą też nie są marginalizowane, Polska też nie jest marginalizowana. Zostało to bardzo dobrze przyjęte przez całą tę dziesiątkę krajów, zaakceptowane, było ważnym argumentem w referendum i przypomnę: jest zapisane w Traktacie akcesyjnym, to nie jest tak przecież, że jest to jakiś nowy przepis, który w tej chwili jest uchwalany, tylko trzeba zmienić przepis, który jest obecnie w Traktacie akcesyjnym. Więc trzeba powiedzieć tak, że jeżeli Polska nie zgodzi się na te zmiany, a Traktat akcesyjny może być zmieniony tylko jednomyślnie, nie ma innego sposobu, to ona nie będzie mogła wejść do nowej Konstytucji. I
argumenty krajów, które chcą zmiany, powiem szczerze, są słabe, bo system jeszcze nie zaczął działać, niedawno został uchwalony, nie jest to żadna stara sprawa, którą trzeba zmienić po prostu ze względu na to, że się jakoś tam zużyła, tylko nagle te kraje doszły do wniosku, że jest to system, który komplikuje życie wewnątrz Unii.
Krzysztof Grzesiowski: Ale przecież tego jeszcze nikt nie sprawdził, jak to działa, to skąd wiadomo, że komplikuje?
Marek Borowski: No więc właśnie. Prawda jest taka, że w projekcie konstytucji jest zapisana nie natychmiastowa zmiana tego systemu, ale od 2009 roku, od listopada 2009. Czyli przez najbliższe pięć lat stosujemy ten system, ale już zakładamy, że w listopadzie 2009 wejdzie nowy system. Otóż my uważamy, że wszelka dyskusja na temat tego, co będzie zmieniane może mieć miejsce, oczywiście, ale najpierw musi być wykreślony ten przepis. On jest absolutnie nieuprawniony. Trzeba powiedzieć tak, że gdybym miał uczciwie odpowiedzieć na zarzuty czy na tezy przeciwników tego systemu nicejskiego, którzy chcą go po pięciu latach zlikwidować, to powiedziałbym tak: oczywiście, ten system, który wymaga w sumie, aby więcej krajów przyłączyło się do jakiejś idei po to, żeby ona przeszła, oznacza, że łatwiej jest zablokować decyzje, niż w tym systemie proponowanym od 2009 roku, gdzie obowiązuje zasada: 60% ludności i więcej jak połowa krajów. W drugim systemie jest trudniej zablokować decyzje, więc można powiedzieć, że
decyzje byłyby łatwiej podejmowane. No, ale właśnie tak ułożono ten system, żeby kraje wchodzące, zwłaszcza kraje wchodzące, żeby miały pewność, że biorąc pod uwagę, że są słabsze, mniej liczne, słabsze ekonomicznie, mają więcej problemów różnych dziedzinach przecież, że mają większą gwarancję, że np. ich sprzeciw wobec pewnych rozwiązań może być bardziej skuteczny. Tak że myślę, że to będzie najtrudniejszy problem.