Marek Belka przejdzie do Partii Demokratycznej?
Nie odrzucam zaproszenia Władysława Frasyniuka do tworzenia nowego centrum - zadeklarował premier Marek Belka w wywiadzie dla najnowszej "Polityki", która ukaże się w środę. Zapewnił jednocześnie, że "z pewnością" nie poda się do dymisji na wezwanie opozycji.
01.03.2005 | aktual.: 02.03.2005 06:12
Jedynym powodem dymisji byłoby wezwanie ze strony partii, które popierają mój rząd. No, powiedzmy: czasem popierają. Nie wykluczam, że takie wezwanie przyjdzie ze strony SLD - dodał.
Pytany kiedy, jego zdaniem, odbędą się wybory, Belka odparł, że 19 czerwca. Efekt domina już został uruchomiony ruchem w centrum i nie sądzę, by ktoś mógł go zatrzymać - dodał.
Premier - jak podkreślił - zdaje sobie sprawę, że podając się do dymisji może mieć wpływ na termin wyborów. Zdaję sobie sprawę, że moje działanie może wprawdzie doprowadzić do wiosennych wyborów, ale także do paraliżu, kryzysu, bo to w istocie oznaczałoby owe trzy konstytucyjne kroki powoływania nowego rządu - zaznaczył. Dodał, że nie zdecyduje się na to. To jest rozwiązanie, które mogłoby łatwo być wykorzystywane do kompromitowania mnie jako sprawcy kryzysu - oświadczył.
Będą ruchy tektoniczne na lewicy?
Zdaniem premiera, przyspieszeniem tempa na scenie politycznej może być powstanie nowej formacji. Jeżeli powstanie nowego centrum wywoła ruchy tektoniczne na lewicy, Sejm najpewniej 5 maja ulegnie rozwiązaniu - ocenił.
Według Belki, powstanie Partii Demokratycznej "wymusi porządkowanie lewicy", ale - jak dodał - projektowanie jej przebudowy to już nie jego sprawa. Podkreślił, że wiedziałby jak to zrobić, ale woli mówić to Krzysztofowi Janikowi, Markowi Borowskiemu, czy Włodzimierzowi Cimoszewiczowi niż publicznie.
Oni zresztą doskonale sami wiedzą, co powinni zrobić. Jeżeli się im nie uda, lewicowy elektorat odejdzie i będzie głosować na partię umiaru, na normalność - podkreślił. Według niego, jeżeli na lewicy nie nastąpi głęboka zmiana, a tylko kolejne przetasowanie, to dawny wyborca lewicowy zacznie spoglądać na centrum.
SLD czeka na śmierć?
Belka ocenił również, że stwierdzenie Józefa Oleksego, iż SLD pójdzie sam do wyborów, "oznacza po prostu bezradność i jest potwierdzeniem faktu, że obecne kierownictwo Sojuszu nie jest w stanie niczego nowego zaproponować". W rzeczywistości oznacza to czekanie na śmierć - podkreślił.
O swojej przyszłości politycznej premier mówi: Jestem polityką zakażony już od pewnego czasu. A co dalej? Jestem człowiekiem odpowiedzialnym, a wielu ludzi mówi mi: jeżeli powiesz w tej chwili: do widzenia, będziesz nieodpowiedzialny; jeżeli zgodziłeś się być premierem, to musisz już iść dalej. Być może jestem na tyle próżny, by w to uwierzyć, a więc nie powiem: do widzenia - dodał. Zaznaczył jednocześnie: "jeżeli jakaś siła polityczna uzna, że jestem jej kandydatem na premiera, to nie widzę powodu, by nie powiedzieć: jestem do dyspozycji".
Na pytanie, czy wystartuje w wyborach parlamentarnych, odparł: Jak będzie, zobaczymy. Pytany, czy wyobraża sobie sytuację, że w Łodzi są dwie listy i liderem jednej jest Marek Belka, a drugiej Leszek Miller, odpowiedział: To się może zdarzyć.
"Co za zbieg okoliczności!"
"Polityka" przypomniała słowa premiera, że podałby się do dymisji, gdyby tego zażądało zaplecze polityczne. Czy w ogóle pan je jeszcze ma? - spytał tygodnik. Ustawa zdrowotna pokazała, że sprawa wygląda rzeczywiście marnie - przyznał premier. Spróbujemy jeszcze raz. Jeżeli przegramy, może okazać się, że będzie to właśnie moment dynamizujący sytuację polityczną - dodał.
"Czy ustalił pan sobie takie punkty graniczne, do których pańska misja ma jeszcze jakiś sens?" - spytała "Polityka".
Jeszcze nie jestem gotów do przedstawiania takich cezur - brzmiała odpowiedź. "Daje sobie pan czas do 5 maja?". Skąd, daję sobie jakieś sześć tygodni. "Sygnatariusze deklaracji podpisanej w niedzielę dają sobie sześć tygodni na powołanie nowej formacji centrowej" - zauważyła dziennikarka. Tak? Co za dziwny zbieg okoliczności! - odparł premier.