Marek Belka: nie podzielam histerycznych wypowiedzi na temat polskiej gospodarki
(RadioZet)
A gościem Radia Zet jest ambasador Marek Belka, który już za chwilę wraca do Bagdadu. Dzień dobry. Panie profesorze, czy nie boi się pan wrócić do Iraku. To, co się dzieje to jest krwawy ramadan, to może świadczyć o tym, że Amerykanie wygrali wojnę, szybko to zrobili, ale teraz terroryści są górą? Tak to wygląda i czym dalej od Bagdadu, tym gorsze jest to wrażenie. Kiedy tam już przybędę, będę miał tyle roboty, że nie będę miał czasu się bać. Pytam dlatego, że organizacje międzynarodowe zastanawiają się, czy nie opuścić Iraku, zastanawia się Czerwony Krzyż? Tak, ale oni działają w bezpośredniej styczności z ludnością i w związku z tym są też bardziej narażeni na ataki. Ja nie. Nie w takim stopniu w każdym razie. Czy myśli pan, że gdyby tak się stało, gdyby cudzoziemcy opuścili Irak, to by świadczyło o tym, że terroryści zwyciężyli? Tak, chyba tak. Ja myślę, że przede wszystkim trzeba walczyć z tymi terrorystami, tutaj nie ma miejsca na żadne układy ani negocjacje. Po drugie trzeba jeszcze bardziej niż
dotychczas angażować samych Irakijczyków do działań policyjnych, do współdecydowania o właściwie wszystkich sprawach. Czyli to, o co właściwie wszystkim chodzi – o suwerenność Irakijczyków, irakijskich instytucji. Gościem Radia Zet jest prof. Marek Belka. Co pan radzi premierowi Hausnerowi? Stoi on teraz przed bardzo ciężkim wyborem: z jednej strony chce wprowadzić cięcia, z których nie są zadowoleni i niektórzy członkowie rządu i SLD. Sojusz powiada nawet, że jest to dobry program Hausnera dla Polski, ale zły dla SLD. I co pan radzi premierowi? Rozumiem, że wróciliśmy cichcem z Iraku do Polski? Tak, cichcem wróciliśmy, bo pan jeszcze przez sekundę jest w Polsce. Dobrze. Pani redaktor, myślę, że tutaj rada dla premiera Hausnera jest o tyle nieistotna i niepotrzebna, dlatego że ja już miałem okazję wielokrotnie w przeszłości z nim rozmawiać na ten temat, ale dzisiaj mogę powiedzieć to publicznie. Trzeba po prostu twardo realizować i obstawać przy realizacji tego planu. Z punktu widzenia gospodarki jest
dzisiaj znakomity moment, aby tego rodzaju racjonalizację wydatków czy jak kto woli cięcia wydatków, zaczynać. Z prostego powodu. Polska gospodarka i o tym wszyscy ekonomiści już są przekonani, dość mocno startuje. I w związku z tym to jest dobry moment, który nie osłabia gospodarki, nie pogrąża jej dalej w recesji. No tak, ale społecznie nie jest to dobry moment, bo za chwilę będą... Nigdy nie jest dobry moment. Czy dwa lata temu był dobry moment, cztery lata temu? Ale za chwilę będą strajki górników, kolejarzy, hutników, właściwie strajkować będą wszyscy? Tak, tylko jeśli tego nie zrobimy, wtedy będą strajki z innego powodu. Strajki są najgroźniejsze wtedy, kiedy rząd pokazuje słabość. Myślę, że zdecydowana postawa rządu, to nie brak dialogu, ale w tym dialogu także zdecydowana postawa zwiększa szanse rządu, a zmniejsza szanse strajkujących. Czasem się mówi zresztą, że w sprawach górniczych klasa polityczna nie mówi jednym głosem i nie chodzi tutaj o podziały na rządzących i opozycję, nawet w obozie
rządzącym, zarówno za AWS-u, ale także i dzisiaj, mamy ludzi, którzy mówiąc krótko, wykonują krecią robotę. I nie wydaje się panu, panie profesorze, czy też panie ambasadorze, że stracono trochę czasu., bo to, co premier Hausner teraz proponuje, można było wprowadzić rok temu, a nie w tej chwili? Pewno tak, ale z drugiej strony rok temu sytuacja gospodarcza była inna, wzrost gospodarczy był w granicach błędu statystycznego, jakiekolwiek cięcia w takiej sytuacji nie są zbyt sensowne ekonomicznie. Z drugiej strony pamiętamy, że rząd przygotowywał się wtedy do bardzo trudne wyglądającego..., trudnej operacji pod tytułem: referendum. I przed referendum tego rodzaju dyskusja pewno nie zwiększałaby naszych szans na dobry wynik w tym referendum. Także ma pani rację, pewnie rok temu byłoby to lepiej, byśmy stracili mniej czasu, ale można by to zrobić 4 lata temu albo 6. Rząd premiera Millera jest bardzo słabym rządem, bardzo źle odbieranym przez opinię publiczną i sam premier Miller ma coraz gorsze notowania. Jak on
może przekonać Polaków do tego, żeby się zgodzili na cięcia? Rząd premiera Millera ma bardzo słabe notowania, natomiast z punktu widzenia substancji rządzenia, czyli tego, co czyni, to nie jest to słaby rząd. Myślę, że to jest jeden z lepszych rządów. A co czyni takiego dobrego, że ci, którzy są badani tego nie odczuwają? Dlatego, że sytuacja gospodarcza jest w dalszym ciągu trudna, a po drugie styl rządzenia jest słabiutki. Czy sytuacja gospodarcza jest taka dobra, kiedy się patryz na kondycję naszej złotówki? Sytuacja gospodarcza jest niedobra, aczkolwiek zaczyna się zdecydowanie poprawiać. A co pan sądzi o kondycji złotówki? Ten spektakularny upadek złotówki w stosunku do euro, zresztą to nie jest wcale upadek, jest częściowo spowodowane tym, że euro jest przeraźliwie mocne. Gdybyśmy spojrzeli na relację: złotówka – dolar, to już jest o wiele lepiej, o wiele niższa jest ta deprecjacja złotego. Paradoksalnie oczywiście, jeżeli ten proces dalej nie będzie postępował, to nie ma w tym większych zagrożeń. Dla
eksportu jest to dodatkowy bodziec, natomiast nie jest to jeszcze tak wielkie osłabienie złotówki, żeby miało podminować sytuacje płynnościową przedsiębiorstw. Premier Hausner nie jest w najlepszej sytuacji, bo z propozycji cięć niezadowolona jest część koalicji rządowej, niektórzy ministrowie, a z przedstawionego budżetu niezadowoleni są też analitycy, no i też opozycja. Bogusław Grabowski powiedział, że to jest najgorszy budżet, jaki widział w ostatnich latach? Nie podzielam jego histerycznych wypowiedzi, zresztą z przyjemnością zaobserwowałem, jak go zrugał w istocie Leszek Balcerowicz mówiąc, że oczywiście Polsce potrzebne są głębokie reformy i natychmiast wprowadzone, ale nie ma oczywiście kryzysu. Nie zgadzam się z tą histeryczną oceną, która zresztą nie tylko z ust Grabowskiego padła. No tak, a ta ocena padła też z ust Zyty Gilowskiej. Czy to tez jest histeryczna ocena? Profesor Zyta Gilowska jest przede wszystkim posłem opozycji i proponuję zawsze wypowiedzi opozycji traktować z lekkim przymrużeniem
oka. A wierzy pan, że premierowi Hausnerowi uda się wprowadzić te cięcia, czy tylko będzie dialog, konsultacje i na tym się to wszystko zakończy? Nie. Wierzę, że mu się to uda, natomiast chciałbym, żeby mu się udało w 100 procentach, a najlepiej w 120 procentach to zrobić. To znaczy, żeby te propozycje zostały jeszcze nieco podrasowane tu i ówdzie. A nie żałuje pan, że kiedy pan był jeszcze ministrem finansów, na samym początku, kiedy tylko nastał rząd SLD, że pan nie wprowadził tych ostrych zmian? No więc mógłbym to zrobić właśnie rok temu, czyli mniej więcej latem czy jesienią 2002 roku, natomiast jesienią 2001 roku my byliśmy wtedy w trakcie zupełnie odmiennej operacji... No właśnie, ale latem czemu pan tego nie zrobił? Latem to ja już nie byłem wicepremierem. Ale pytam o to, kiedy pan był wicepremierem. Od razu po wyborach. Po wyborach, czyli w 2001 roku myśmy odziedziczyli budżet, który pozornie wyglądał na zamykający się deficytem 40-miliardowym, ale w istocie te 40 miliardów dopiero nam wyszło, kiedy
obniżyliśmy wydatki w ciągu trzech tygodni o 14 miliardów złotych i podnieśliśmy podatek od energii elektrycznej i sławetnych, oprocentowania wkładów bankowych. Czyli w istocie ten deficyt był nie 40, a w granicach 57-58 miliardów. Naprawdę w ciągu tych kilku tygodni nie było możliwe zrobić niczego więcej. Czyli co, Kołodko zmarnował czas po panu? To łatwo powiedzieć, zmarnował czas, ale rok temu sytuacja gospodarcza była o wiele gorsza niż dzisiaj. Z punktu widzenia ekonomicznego nie było to takie oczywiste, że jest sens prowadzić cięcia budżetowe, kiedy gospodarka ledwo żyje. Po drugie przypominam, myśmy byli tuż przed kampanią referendalną. Wyobraża sobie pani, co by przeciwnicy integracji mówili. Że te wszystkie cięcia to są koszty integracji europejskiej. Teraz tak samo mówią. Ale już jest po referendum. Teraz tez mówią, że musimy się dostosować do UE, to nie ma znaczenia, ale wyobrażam sobie, że też tak będzie, że 2005 rok, jak pan doskonale wie, to będzie rok wyborczy i parlamentarny, wyborów
parlamentarnych i prezydenckich, więc czarno to widzę. Ale decyzje będą już podjęte wcześniej. Tak naprawdę koszt polityczny ponosi się wtedy, kiedy się podejmuje decyzje, a nie wtedy, kiedy zaczynają one oddziaływać na ludzi. Dziękuję bardzo.