Trwa ładowanie...
d4dfae3
15-05-2003 09:54

Marek Balicki: plotki o korupcji krążą od dawna

(RadioZet)

d4dfae3
d4dfae3
(RadioZet)
Źródło: (RadioZet)

Panie Senatorze, czy był pan zaskoczony, kiedy pan przeczytał artykuł w „Rzeczpospolitej”, kiedy pan usłyszał o tym, że były szef gabinetu politycznego ministra Łapińskiego złożył korupcyjną propozycję jednej z firm farmaceutycznych? Jednak byłem zaskoczony. Ale jak to jest możliwe, żeby do czegoś takiego mogło dojść, gdzie jest ta przyczyna patologii? To się okaże po wyjaśnieniu sprawy, bo mam nadzieję, że ta sprawa zostanie wyjaśniona i wtedy będzie wiadomo, czy do tego doszło - a jeśli tak, to jak do tego mogło dojść. A jak pan myśli, dlaczego były minister zdrowia Mariusz Łapiński tak zaciekle broni swojego szefa gabinetu, o co chodzi? To jest pytanie do pana ministra Łapińskiego. Trudno mi na nie odpowiedzieć, widocznie zna dobrze pana doktora Deszczyńskiego. A czy ma pan jakieś wiadomości na temat pana doktora Deszczyńskiego, czy go pan zna? Powiem to, co mówiłem już wcześniej między innymi na pytanie „Rzeczpospolitej”: od dawna, i to nie od roku czy od półtora roku, ale od wielu lat, w kuluarach czy
na różnych korytarzach krążą informacje, plotki o nieprawidłowościach dotyczących zarówno procesu rejestracji leków, jak i ustalania list refundacyjnych. Z tym, że to jest taki obszar, w którym nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby przedstawiciel firmy ujawnił taką sprawę, ujawnił konkretną sytuację. I to chyba jest, jeśli mnie pamięć nie myli, pierwszy przypadek. Ale czego konkretnie dotyczyły plotki? Plotki dotyczyły zachowań korupcyjnych przy rejestracji, gdzie szczególnie ważny jest czas rejestracji, bo szybsza rejestracja, w pół roku, rok, to jest dodatkowe kilkanaście czy w przypadku niektórych leków nawet kilkadziesiąt milionów złotych, które firma może szybciej zarobić. A wpisanie leku na listę refundacyjną czy też ustalenie limitu ceny, czy odpowiedniej ceny urzędowej, teraz, już pod rządami ustawy o cenach, daje kolejny dodatkowy przychód dla firmy. Tak więc jeśli nie wszystkie procedury są do końca jawne, przejrzyste, może się pojawić pokusa. Czy tak jest, zobaczymy. A jakie są te procedury, czy są
jawne i przejrzyste, żeby taka pokusa się nie pojawiała? Prawo farmaceutyczne i ustawa o cenach - te dwie ustawy i im towarzyszące zostały uchwalone w 2001 roku, później prawo farmaceutyczne było zmieniane - dają dość dobrą podstawę do tego, żeby takie przejrzyste procedury wypracować. Ale Urząd Rejestracji Leków, jak wiemy, działa dopiero od 1 października, od niedawna mamy pełnoprawnego prezesa, tak więc dopiero teraz będą warunki do tego, żeby takie przejrzyste, jasne procedury tworzyć. I druga ważna sprawa to rozdzielenie instytucjonalne, to znaczy różne instytucje personalne, różne osoby procesu rejestracji leków od spraw związanych z ustalaniem wykazów leków refundowanych, cen urzędowych, limitów. Będąc przez stosunkowo krótki okres ministrem zdrowia, ponownie to wprowadziłem. I moim zdaniem to jest jedna z ważniejszych spraw, dających szansę na eliminowanie sytuacji umożliwiających zachowania korupcyjne. Jak oglądałam wypowiedzi szefa Narodowego Funduszu Zdrowia, pana Naumana, to miałam wrażenie, że
on sobie trochę z pana kpi i kpi sobie z pana wiedzy na temat rejestracji leków. Nie będę komentował tego typu wypowiedzi, niech każdy sam to ocenia. Sprawą zajmuje się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Czy pan został przesłuchany przez Agencję? Nie. A czy powinien pan zostać? Myślę, że ci, którzy odpowiadali za politykę resortu zdrowia, ci, którzy odpowiadają, są na stanowiskach podsekretarzy stanu i niższych, a także ministrowie, chyba powinni przedstawić swoją wiedzę na temat tego, co się działo, czy co było robione w zakresie polityki lekowej. Ale jak to jest możliwe, że w kuluarach Sejmu, Senatu krążyły plotki właśnie na temat polityki cenowej, na temat polityki leków i nikt się tym właściwie do tej pory nie zainteresował, dopiero kiedy dziennikarze wyciągnęli sprawę na jaw, jest zainteresowanie sprawą. To znaczy na pewno dziennikarze wyciągnęli sprawę na jaw, bo się ukazała w „Rzeczpospolitej”. Chyba pierwszy raz się zdarzył przypadek, że przedstawiciel firmy farmaceutycznej – ujawniając swoje
nazwisko, jak rozumiem, bo był przesłuchiwany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego - zgodził się podać konkretny fakt. Dotąd tego nie było. I muszę powiedzieć, że te wszystkie plotki krążące czasem też mogły być elementem ostrej konkurencji pomiędzy firmami farmaceutycznymi. Bo warto wiedzieć, że rynek leków w Polsce bardzo się zwiększył. Na początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce na leki wydawaliśmy 1,2 procenta produktu krajowego brutto, dzisiaj wydajemy dwa razy więcej, 2,4-2,5 procenta PKB. Czyli jest to duży wzrost, co trzecia złotówka wydawana na ochronę zdrowia idzie na leki, tak więc im większa kwota jest przeznaczona na leki, tym większa walka konkurencyjna poszczególnych firm farmaceutycznych. A czy sądzi pan, że ta sprawa to wierzchołek góry lodowej? Ta sprawa powinna być takim zaczynem do dużej publicznej debaty na temat polityki lekowej, ale też powinna być pomocna ministrowi zdrowia w ustaleniu na nowo polityki lekowej. Kiedy byłem ministrem, zapowiedziałem, że w przeciągu najbliższych
miesięcy opracujemy dokument, który będzie stanowił strategię w zakresie polityki lekowej Ministerstwa Zdrowia, rządu. Przypomnę, że ostatni taki dokument był opracowany w 1995 roku. Czas jest, żeby na nowo tę politykę lekową określić. A czy czas jest ku temu, żeby powstała na przykład komisja śledcza, która by zbadała tę sprawę? Muszę powiedzieć, że przy okazji innych spraw, tego, co się działo na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat w Stanach Zjednoczonych, podejrzewam, że gdyby to było w Stanach Zjednoczonych, powstałaby komisja śledcza, żeby wyjaśnić tę sprawę. Tym bardziej, że to jest styk przemysłu i władz, i pieniędzy publicznych. Tak by było w warunkach amerykańskich. U nas, jak wiemy, komisja funkcjonuje trochę na innych zasadach. Nowe kłopoty pana Deszczyńskiego są takie, że szef gabinetu politycznego byłego ministra zdrowia jako prezes prywatnej firmy podpisał umowę z Mazowiecką Kasą Chorych, w której był wiceprzewodniczącym rady. Jak to możliwe, żeby do takiego czegoś dochodziło? Myślę, że
tam bardziej niepokojące jest to, jak się wczoraj dowiedzieliśmy, że te umowy - bo to nie była jedna umowa, ich było kilka - zostały podpisane bez konkursu ofert - a to, jak wynika z relacji prasowych, był zupełnie nowy rodzaj usługi, nowy produkt. W ostatnich dniach marca, jak wszyscy pamiętają, dla mnie to było bardzo duże obciążenie, był problem zawierania aneksów ze szpitalami, żeby przedłużyć umowy do końca roku i nie mówiliśmy wtedy o nowych umowach na nowe produkty, bo ciągle brakowało tych pieniędzy. I środki proponowane szpitalom daleko odbiegały od oczekiwań, od uzasadnionych oczekiwań, tak więc tym bardziej mnie to zdziwiło, że te umowy zostały podpisane bez konkursu ofert na nowy produkt, kiedy tak trudno było podpisywać aneksy. Właśnie, to jak to możliwe, bo być może to nie jest jedyny przypadek, że tak się wydarzyło? Trzeba wyjaśnić sprawę, trzeba będzie ją zbadać. Ale czy jest tu jakaś wina w przepisach, w braku przepisów? Nie, z tego, co pamiętam, przepisy jasno mówiły, że musi być konkurs.
Przepisy są, musi być konkurs - to jak można ominąć konkurs? To chyba będzie wyjaśnione i uzyskamy pełne informacje, jak to się stało. Ale czy uważa pan, że należy sprawdzić wszystkie takie umowy– choć to pewnie byłoby ciężko - zawierane w całej Polsce w ten sposób? Powiem tak: umowy powinny być jawne. Wszystkie umowy powinny być dostępne, czyli powinna o nich się znaleźć informacja na stronach internetowych. Kas chorych już nie ma, więc powinny pojawić się na stronach internetowych Narodowego Funduszu Zdrowia, kiedy została zawarta, na jakie usługi i jakie stawki. Bo środki, którymi dysponowały kasy chorych, a dzisiaj dysponuje nimi Narodowy Fundusz Zdrowia, to są środki publiczne w rozumieniu naszego prawa. I każdy z nas, nie tylko urzędy, ale każdy obywatel ma prawo wiedzieć, w jaki sposób środki publiczne są wydawane. Były minister zdrowia Mariusz Łapiński powiedział w Radiu Zet, że to, co zrobiła „Rzeczpospolita” to jest prowokacja. Ja też tego nie będę komentował. Dlaczego pan nie chce tego
skomentować? Trudno komentować takie określenia. Sądzę, że też nie należy wywoływać nadmiernych emocji przed wyjaśnieniem sprawy, ale to, że obywatele, mieszkańcy, podatnicy mają możliwość uzyskania informacji o tym, co władze robią - nawet jeśli one nie są w pełni potwierdzone - to jest dobrze. I wolność słowa, i pluralizm mediów jest jednym z fundamentów demokracji liberalnej, tak więc myślę, że z tego typu informacjami będziemy mieli do czynienia. Część z nich na szczęście się nie potwierdza, więc to dobrze. Zobaczymy, jak będzie tutaj.

d4dfae3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4dfae3
Więcej tematów