Marcinkiewicz odsłania kulisy władzy
Musiałem być premierem nieatakującym, niejątrzącym, niewypominającym, tylko premierem zachęcającym do współpracy, zachęcającym
do wspólnych inicjatyw, wspólnego działania (...). Natomiast prezes Kaczyński już od swojego wystąpienia po moim exposé, przeszedł do odpowiedzi na ataki. Ja na zaczepki nie odpowiadałem, a prezes Kaczyński tak – pisze w swojej książce były premier Kazimierz Marcinkiewicz.
04.10.2007 | aktual.: 17.06.2008 11:57
Na ponad 300 stronach książki „Marcinkiewicz. Kulisy władzy”, która weszła dziś na półki księgarń, Marcinkiewicz opowiada swoją historię od czasu kiedy został premierem do momentu dymisji. Zdradza m.in. szczegóły powołania swoich ministrów i mówi o tym, w jakim stopniu na jego decyzje wpływał prezydent Lech Kaczyński i ówczesny prezes PiS Jarosław Kaczyński. Książka jest utrzymana w konwencji wywiadu-rzeki przeprowadzonego przez dziennikarzy „Dziennika” - Piotra Zarembę i Michała Karnowskiego.
Kwaśniewski cieszył się, że to ja zostałem premierem
Gdy rozpocząłem swoją misję premiera Polski – tak bardzo zaszczytną – postanowiłem, że cała moja praca będzie jawna. Mój kalendarz ze wszystkimi spotkaniami był dostępny w Internecie. Byłem wszędzie, gdzie pojawiały się problemy, których bez pomocy państwa rozwiązać się nie dało – pisze w pierwszym rozdziale były premier, później komisarz Warszawy, a obecnie dyrektor w EBOiR.
Wspomina m.in. jedną ze swoich pierwszych rozmów po objęciu stanowiska. To była rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim: Powiedział między innymi, że cieszy się, że to ja zostałem premierem, a nie Rokita.
Szukali na mnie kwitów
Fragment swojej książki Marcinkiewicz poświęca rozważaniom na temat służb specjalnych. Opowiada m.in. o tym, jak szukano na niego kwitów. - Gdy byłem już premierem, przyszedł do mnie człowiek i powiedział, że otrzymał zadanie znalezienia na mnie kwitów. Na mnie, jako na premiera. I że odmówił wykonania tego zadania (...). Uznałem sprawę za nieważną, a lojalność mnie ucieszyła. Choć jednocześnie od wielu lat mam głębokie przekonanie, że wszyscy wszystkich podsłuchują i nagrywają. (...) Świat stał się światem orwellowskim. Osobiście nie mam nic do ukrycia, więc nie jest mi trudno w takim świecie żyć.
Wassermann nie pomógł sobie porównaniem do Popiełuszki
Odnosząc się do działalności Zbigniewa Wassermanna, ówczesnego koordynatora służb specjalnych, Marcinkiewicz mówi: Wypowiadał się na tematy polityczne, bo jest politykiem, człowiekiem, który walczy o głosy wyborców, walczy o popularność. Moim zdaniem specjalista od spraw służb specjalnych powinien być człowiekiem bez twarzy. Służby pracują, on ma ich pilnować, a wypowiedzi na ten temat powinny być wyjątkiem. A ja mam wrażenie, że on się niepotrzebnie wypowiadał nie tylko na tematy polityczne. W końcu ogłosił list w związku ze sprawą swojej wanny, w którym porównał się do księdza Popiełuszki. Zgadzam się, że padł ofiarą swego rodzaju nagonki, ale nie pomagał sobie takimi reakcjami.
W opinii byłego premiera nadzór nad służbami specjalnymi w Polsce jest słaby. Moim zdaniem zarówno ze strony rządowej, przede wszystkim premiera, jak i parlamentarnej, rozwiązania, które obowiązują, są po prostu niewystarczające. A tak naprawdę, służby mają ogromną władzę. Mogą w państwie właściwie wszystko- twierdzi. Rzeczywistość Macierewicza bywa śmieszna
Pozostając w temacie służb, Marcinkiewicz dzieli się również refleksjami na temat Antoniego Macierewicza, szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego: – Zbudował trochę swój własny, fikcyjny świat, w którym rządzą mafie, układy, tajne sprzysiężenia, w którym zdecydowanie dominuje zło. Jego obraz rzeczywistości jest inny od tej rzeczywistości, którą widzimy i w której żyjemy. To jest nawet ciekawe, bywa śmieszne, ale niesie ryzyko, że gdy taki człowiek buduje strukturę służb specjalnych, to zbuduje ją w tej swojej, fantastycznej, rzeczywistości.
Ziobro nie miał łatwo
Dyrektor w EBOiR pozytywnie wypowiada się na temat ministra sprawiedliwości: Ziobro stworzył dobry zespół legislacyjny. Dzięki temu wiele ważnych zmian przyspieszających pracę sądów jest sukcesywnie wprowadzanych w życie. W dużym stopniu oczyścił prokuraturę z ludzi przypadkowych i politycznie zaangażowanych. Nie miał łatwo, bo środowiska prawnicze nigdy go nie zaakceptowały i zwalczały wszelkimi możliwymi sposobami. (...) Trochę młody wiek, trochę ogromna ambicja powodują, że popełnia błędy i walczy na nieważnych ringach. Trochę też za dużo w tym politycznego zacietrzewienia, które mnie osobiście bardzo razi, ale którego pełno jest w całej krajowej polityce.
Za pracowitego ministra były premier uważa także Krzysztofa Jurgiela, byłego ministra rolnictwa: Pracował nad programem rolnym PiS-u. To był chyba najbardziej szczegółowo i fachowo opisany program. Jak dodaje Marcinkiewicz, okazało się jednak, że Jurgiel jest politykiem bardzo mało decyzyjnym i nie potrafi stworzyć zespołu.
Tusk podgrzał konflikt w PiS
Opisując kulisy swojej dymisji Marcinkiewicz wskazuję na osobę Donalda Tuska. To on zdaniem byłego premiera „podgrzał konflikt w PiS”. Marcinkiewicz przytacza szczegóły spotkania z Tuskiem, krótko przed swoim odwołaniem. Podczas tamtej rozmowy lider PO proponował Marcinkiewiczowi bliską współpracę: Piliśmy wino, on mówił, że Kaczyńscy mnie zniszczą, bo niszczą wszystkich, takich ludzi jak ja, i że z nimi się współpracować nie da. Pytał: Co ty z nimi robisz? Jesteś porządny facet. Zdaniem Marcinkiewicza spotkanie "było w złej wierze". Po to przyprowadził media i po to opowiadał potem o tym, co mówiłem– analizuje były premier.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska